ďťż

CiEkAwOsTkI o ZwIeRzĘtAcH

nie miałem neta i zbyt dużo snów, by tu spisać, od jutra normalnie uzupełniam dziennik. 1 LD.



siłownia, średniowiecze, wyścig - gdzie byłem ścigany, jednak za każdym razem uciekałem jakimś bardzo szybkim samochodem, pustynia, średniowieczne miasta, bardzo rozległe, rozbudowane sny z całą fabułą snu, zamek, poszukiwanie czegoś - jednak sam do końca nie wiem czego, czułem się jak w jakimś rpg'u, dużo znajomych z podstawówki przewijało się przez sen, motyw drogi, poszukiwania, ucieczki...

jestem u siebie w pokoju, balkon, noc, ojciec, łóżko, kot, nagle ktoś znajomy do mnie wchodzi i wyciąga z półki pudełko w kształcie walca gdzie ukryte są miniaturowe gekony. sen był po prostu NIESAMOWITY, (nie był świadomy!), otwarłem pudełko i masa jaszczurów wielkości palca wskazującego wypełzła na cały dom, po tej czynności znajomy powiedział mi, że mają one taką właściwość (brzmi to ABSURDALNIE), że gdy przyssają się do danej części ciała powodują ucisk, ból, drętwienie, tudzież paraliż. Wystraszyłem się i zacząłem je łapać, wciągać odkurzaczem, rękami, byle by mnie nie obsiadły. jednak w końcu z 5-6 oblazło mi rękę i (dokładnie tak!) straciłem w niej czucie, ale nie obudziłem się, wyostrzyła mi się świadomość, kolory, emocje - powód? pewnie źle spałem, ręka była pewnie przygnieciona brzuchem lub poduszką i proszę - jak n i e s a m o w i c i e wymyślił sobie wytłumaczenie tego zjawiska mój mózg, sen bardzo zawirowany, bo nagle przeniosłem się na jakąś drogę w górskiej kotlinie, jakiś górski domek...tu pamięć się urywa.

Jestem na wycieczce szkolnej, nuda jak jasna cholera, nagle dwóch znajomych postanawia ukraść terenowy samochodzik, decyduję się wybrać z nimi (to był jakiś zamek czy coś...) - jedziemy cholernie szybko, ja jadę tyłem do jazdy, szybkość się zwiększa i pojawia się myśl - zaraz się rozbijemy - w końcu dojeżdżamy do jakiejś riwiery, zatoki, plaży...przebijamy barierkę i ja wtedy krzyczę "JA WYSIADAM!" i znalazłem się na brzegu, a znajomy nr 1 razem z autem w wodzie, dziwnym trafem myślami przywołałem drugiego kumpla jakiś kilometr ode mnie, ale zaraz teleportowałem go koło siebie. Obok hotel, przystań, zielona trawa, wzgórza, wyciągam komórkę, którą sobie wyczarowuję i dzwonię na 112, a raczej krzyczę DZWOŃ NA 112!!! gdy się dodzwaniam tłumaczę gdzie jestem w jakimś absurdalnym języku, podając jeszcze bardziej absurdalne nazwy i spikerka się ze mnie niezmiernie śmieje, w końcu łączy mnie z innym kolesiem, który przyjmuje zlecenie, wracam na plażę, a tam kolega razem z samochodem leży na piasku, wydostał się sam i w tym momencie przyjeżdża karetka. Krzyk, że robię sobie jaja, jednak znajomy tłumaczy sytuację i zabierają go na obserwację - chaos, zdziwienie, niezrozumienie,
jednym słowem świadomość w połowie gwarantuje dawkę śmiechu podczas przypominania sobie snu rano...

ciągle śnią mi się podróże, zamki, wymyślne lokacje, od pustyń - po morza, strasznie interesujące i bogate sny!

.....



spałem tylko kilka godzin, śniło mi się, że miałem 22-óch synów, a ostatni z nich narodził się w temperaturze 120 stopni Celsjusza i przeżył i śmiał się do mnie jeden z bardziej psychodelicznych i najkrótszych snów w moim życiu, spałem tylko kilka godzin i ten sen miałem na chwilkę przed obudzeniem, co ciekawe zaintrygowało mnie i wyguglowałem:

"Osoby, których imię i nazwisko wibruje liczbą dwadzieścia dwa (22), to gorące i zapalczywe głowy. Najpierw coś powiedzą, a dopiero potem myślą czy te słowa kogoś nie uraziły lub czy w ogóle miały jakikolwiek sens. Najpierw działają, a dopiero potem zastanawiają się nad konsekwencjami swoich poczynań. Ich nastroje bywają tak zmienne jak pogoda w marcu. Swoim zachowaniem doprowadzają bliźnich do szewskiej pasji, bo nigdy nie wiadomo czego się można spodziewać po człowieku którego liczba imienia wynosi 22. Natura tych ludzi jest nerwowa i typowa dla tzw. choleryków, którzy nie potrafią pohamować emocji. Jednak tak jak szybko wpadają w złość, tak bardzo szybko uspokajają się. Jeśli uznają, że zachowali się w sposób nieodpowiedni, to potrafią przyznać się do błędu i przeprosić. Gdy jednak czują się dotknięci, zlekceważeni lub oszukani, to nie darują win i starają się odpłacić pięknym za nadobne. Nie uznają kompromisów - jeśli pracują to na całego; jeśli kochają to do końca, jeśli nienawidzą, to do śmierci. Taka postawa powoduje, że bardzo często ludzie boją się tych osób. Nie chcąc się im narazić komplementują je, kadzą i robią wszystko, by 22 nie popadł w gniew. Jest to o tyle łatwe, że dwudziestki dwójki są podatne na wszelkiego rodzaju pochlebstwa i głaskanie pod włos. Bardzo charakterystyczną cechą ludzi, których liczba imienia wynosi 22 jest to, że dwa razy popełniają te same błędy, by za trzecim razem ich uniknąć. Natomiast w małżeństwie narzucają swoją wolę partnerowi uznając, że to 22 jest dominujące. Spolegliwy partner będzie z ta osobą szczęśliwy; partner buntownik - nieszczęśliwy.

no cały ja......

lapek mi wrócił właśnie z naprawy,
jestem w jakimś wielkim pomieszczeniu i przedstawia mi się koleś o imieniu Wasyl, okazuje się, że jest księdzem z Ukrainy po ASP o.O

oprócz tego byłem kolesiem z GTA IV i robiłem rzeźnię w szpitalu Lebiody z wiedźmina - jednym słowem cuda, niewidy.

Imieniny w moim domu, który jest zajebistą willą, z labiryntem na parterze i moim, pięknym pokojem u góry. Nie chce mi się iść na tę"imprezę", więc siedzę u siebie w pokoju i planuję wieczór, nagle do pokoju wchodzi jakaś kobieta, sam nie wiem kto - jednak piękna i pyta mnie czemu jeszcze nie zszedłem, cóż kobietom się nie odmawia, więc wziąłem stare dżinsy i jazda, nie pamiętam "schodzenia" tylko od razu znalazłem się w korytarzu, jest czerwony, wyłożony jakąś czerwoną tkaniną, schodzi się w dół, masa zakrętów, w końcu jakieś pomieszczenie z barem, obok niego moja znajoma i znajomy, nie rozmawiam z nimi, podchodzę, zamawiam drinka, jacyś członkowie rodziny i zajebany w sztos ojciec, jakieś rozmowy, nagle postanawiam wybić z ojca jakiegoś złego ducha, czy coś tam i wychodzimy z drugiej strony pokoju na jakiś dworzec kolejowy, rozpoczynam walkę na gołe pięści z jakimś demonem przypominającym mojego ojca, w dotyku ciało ludzkie, położyłem go na ziemię i zacząłem okładać jego twarz łokciami, zbierało się tam coraz więcej ludzi, w końcu duch zniknął, a ojciec od razu wytrzeźwiał.
przenosi mnie do mojej wsi, która jest jakby bardziej rozbudowana, więcej ulic, czuję, że jestem w jej "najwyższej części" - po jednej stronie domy, po drugiej drzewa, las, wzgórza, w sen wchodziłem WILD'em przesiąkniętym odgłosami - szczególnie pociągów, samochodów i śmiechu małych dzieci, sen był bardzo wyraźny, pełen uczuć i troski o ojca, dziwny sen.

mam romans z żoną mojego nauczyciela od chemii, której w życiu na oczy nie widziałem. nie chcę tego uczucia, jednak ona jest zbyt nachalna, spotykam się z nią po kryjomu, jednocześnie oszukując bliskich i jej męża, sen krótki, jednak niesamowicie efektowny i bujny z masą przemyśleń, odczuć, zastanowień - dużo rozmyślań filozoficznych nad swoim zachowaniem, przede wszystkim uczciwością, seksem, zbliżeniem, zdradą, potem spotykam znajomą ze strony literackiej, na której ostatnio działam mało, ona rozpina mi spodnie i najzwyczajniej w świecie bierze się do roboty, nie protestuję, po sprawie orientuję się, że jestem w moim starym gimnazjum, wygląda tak samo jak w rzeczywistości, jest tam zjazd starych nauczycieli, rozmawiam z polonistką, nie chcę tego, uciekam, korytarz do szatni jest niebywale długi, trafiam tam, jednak nie mogę znaleźć butów, ani kurtki, w końcu wychodzę, masa osób, spóźniam się na autobus, bo w drodze zatrzymuje mnie policja i prosi o dowód osobisty, nie mogę go znaleźć, jednak nie chcą mnie "odprowadzać", ale również nie puszczają, w końcu sen mętnieje i się urywa,
przenoszę się w świat jakiejś gry strategicznej, dowodzę olbrzymimi oddziałami, w kilka sekund wygrywam bitwę, wyrzuca mnie na jakąś pustynię, płaczę - wiedząc, że ten pojedynek i tak przegram, bo gra wydaje mi się bardzo znajoma, przebudzam się, obudziłem się wyspany.

jestem w Zakopcu na wakacjach ze starymi, są 2 pensjonaty, odłączam się od rodziców i trafiam do złego pensjonatu, jednak znają moje imię, nazwisko i dane, miła, śliczna ekspedientka na pierwszym piętrze daje mi adres innego budynku, wychodzę z walizami, widzę ładne samochody, góry, domy, ulice,

~~~~~~

jestem na szczycie ogromnej wieży, jest nowoczesna, jakiś powiedziałbym wieżowiec, okropna burza, deszcz, ślisko, pioruny, na środku właz, który ma w cholerę klap, gdy otwieram ostatnią wejście jest ciemne i ciasne, świecę do środka telefonem, nic nie widać, zamknięte, czuję, że na dole jest osoba bliska memu sercu - jednak nie mogę zejść, chwieję się, zwijam w jakichś konwulsjach, koszmar, dostrzegam małą, zardzewiałą, miedzianą drabinkę na skraju dachu, płaskiego, całego w wodzie deszczowej, mówię sobie, że za cholerę (tu padają wulgaryzmy) po tym czymś nie zejdę, strach - sen się urywa.

kłótnia
~~~~~~
przyjęcie, duża sala, rozmowa, zaskoczenie, tłum ludzi i nagłe rozejście
~~~~~~
przebieralnia, seks, szok
~~~~~~
bąbel na ręce, strach
~~~~~~
jakieś osiedle, znajoma twarz rozmywająca się

ciągle ostatnio śnią mi się kłótnie, nie ma snu, żebym kogoś nie odpierdolił.

wiedźmin,

jestem na tle jakiejś gry, w którą nie grałem bardzo długo, spotykam starych znajomych, okazuje się, że jeden teraz ćpa, rozmawiam z nim - gdy jest pod wpływem jakiegoś narkotyku,

kościół

rower, samochód, fałszywe przebudzenie, peron, wbiegam do pociągu, ktoś na mnie czeka na peronie, wybiegam z jadącego pociągu, budzę się. ostatnio już kilka dni pod rząd budzę się o 3 nad ranem, albo zawsze po skończonym śnie (nieważne czy LD czy nie).

tak pojebane sny przez ostatni tydzień, że nawet ich tu nie zapisuję, koszmary jakieś, jestem doświadczalnym, czującym obserwatorem, a któraś dziwna, ukryta część mnie "broni się" przez świadomością, nie dopuszcza mnie do uzyskania świadomości - tylko stawia mnie w świetle obserwatora czującego zmęczenie, ból, łzy, smutek, krzyk, żal, nerwy, złość - wszystko czuję kilkukrotnie mocniej niż w rzeczywistości z dźwiękiem, światłem i emocjami na czele. Sny we śnie mi się zdarzały przez ostatnie kilka dni. Ciągle ćwiczę WILD'a z kotwicą, 3 godziny snu, pobudka, 3.5 godziny snu. Działa, jednak jest ciężko podczas tych snów, jakbym walczył sam ze sobą, grubsza rozkmina niekoniecznie na trzeźwo. Zaczynam snuć moją nową filozofię dotyczącą moich snów - mianowicie: Im lepiej układa mi się w życiu realnym -> tym gorsze i straszniejsze mam sny. sprawdza się cholernie. gdy mi się nie wiedzie, mam problemy, spory w realu - to moje sny są błogie, przesiąknięte podróżami, innymi czasami, magią. Gdy zaś w rzeczywistości wychodzę na prostą, albo i powyżej prostej -> to aż boję się iść spać...ciekawe. Znakiem sennym wciąż pozostaje kłótnia i coraz dziwniejsze wytwory mojej wyobraźni. Każda noc jest zagadką.

.....

01.02

nie miałem ostatnio czasu spisywać, jednak męczące sny zniknęły, budzę się wyspany - zrezygnowałem jak na razie z pobudek w środku nocy, jednak niedługo znów do nich wrócę, chociaż one mogły być powodem takich a nie innych motywów sennych. miewam sporo snów, jednak od kilku dobrych dni nie doświadczyłem LD. postaram się trochę więcej spisywać, stronkę dziennika ustawiłem jako główną w operze, więc będę pamiętał lepiej o skrobaniu tutaj z odpowiednią częstotliwością.

Pisz pisz, twoje sny jak i wielu innych są doskonalym motywatorem dla tych którzy trenują o swoje pierwsze, albo już kolejne LD.

woooooooooooh, zaniedbałem ten dziennik, ale teraz trochę wydechu mam.

~~~

jestem wiedźminem i walczę z demonami w jakiejś wiosce. ogólnie bardzo złożony sen. jest konflikt - jeden gość (gruby, ze spaloną twarzą) zabił kogoś ze swojej rodziny i przez to boi się, że może mu stać się jakaś krzywda. Zabił przez demona, który w nim siedział. On mu rozkazał. Ja jako wiedźmin mam się tym zająć, walczę z demonem, wypędzam go, jednak facet mimo wszystko popełnia samobójstwo. Ja staję się dowódcą wioski, odwiedzam króla krainy, w której żyję, jego podwładny, sługa okazuje się być jednak zdrajcą. Zabijam go i uciekam po ogromnym zamku, znajduję wyjście, okazuje się, że zostaję mianowany jeszcze wyżej i muszę opuszczać wieś, bo nie ma tam już niczego do uratowania. Sen kończy się na tratwie, jestem tam z dwoma znajomymi i piękną kobietą, dzwoni budzik.

Super sen ! Być wiedźminem. Ja dzisiaj byłem spider-manem.

jestem w bibliotece gdzie podłoga jest zbudowana z książek, a biblioteka znajduje się na świeżym powietrzu - ostatnia książka jaką odnajduję przed budzikiem to "dlaczego mężczyźni kochają zołzy?". poza tym kilka orgazmów, zero świadomych snów, dużo snów z grami RPG (od czasu tej z wiedźminem powyżej), znaki senne mi się powtarzają, ale jakoś nie mogę się wbić w LD. zobaczymy za chwilę, dobranoc

nie mam snów.

krixor napisał: nie mam snów. masz

jeden z najdziwniejszych snów mojego życia:

wracam skądś - nie mam pojęcia skąd.
wiem, że mam dotrzeć do mojego domu - tyle z sennej świadomości.
docieram pod drzwi, jest środek nocy, nikogo nie ma w domu, chcę zapalić światło na ganku, ale nie działa - OCZYWIŚCIE ZAPOMNIAŁEM, ŻE WE ŚNIE WŁĄCZNIKI NIE DZIAŁAJĄ - i sen leci dalej w najlepsze. pojawia się myśl "no tak, pewnie znów spaliła się ta cholerna żarówka". w ciemności znalazłem ten nieszczęsny klucz i otworzyłem dom, w przedpokoju jednak znów nie działa prąd. w głowie gości kolejna przekmina - no tak...musieli wyłączyć prąd w całym domu, albo i całej miejscowości...jednak zaraz po tej myśli światło zapala się w kuchni i nie mam tam zwykłej lampy tylko wisi na sznurku sama żarówka i emanuje takim perfidnie pomarańczowym światłem. światła zapalają się i gasną i gasną...ja w strach, finalna przekmina - w domu straszy. muszę o tym najszybciej powiedzieć komuś z rodziny.

wybiegam z domu na ulicę, biegnę chyba z godzinę w miejscu, dobiegam w końcu do zakrętu, a za mną pies, wilczur, uciekam przed nim - ale steruję jego pyskiem, jest tuż za mną, ale mnie nie gryzie, nie boję się go - ale uciekam. na drodze pojawia się płot, wskakuję na niego automatycznie, zaraz kolejne mury i dom - mojej ciotki, biegnę obok niego po betonowym tarasie i zeskakuję po schodach - zaraz koło domu ciotki nr2 - gdzie mieli być rzekomo moi starzy.
przybiegam tam i mój wujek jest kompletnie łysy, wszyscy śmieją się jakimś szatańskim śmiechem - informuję ich o tym, że w domu straszy, wyśmiewają mnie, odchodzę w pełni załamany, dobity, bez nikogo - dochodzę do domu pierwszej ciotki, a ona tańczy sama ze sobą walca w ogrodzie za domem.
(ciotce parę lat temu zmarł mąż, zostawił ją z synem w moim wieku). Teraz już kompletny szok, stoję wryty w miejscu i nagle zza pleców mówi mi jakiś nieznajomy głos, czy jakaś postać - nie wiem: "niektórzy ludzie widzą więcej od innych, ona nie tańczy sama, ale ty tego nie widzisz, niektórzy widzą więcej od innych, niektórzy widzą inne rzeczy..." - w tym momencie sen się kończy, obudziłem się naturalnie, bez budzika. cały dzień myślę o tym śnie, dawno tak nie miałem.

jestem bohaterem gry "mafia" - odbijam kumpla tureckim mafiozom. strzelanie, god mode itp

Ogólnie byłem jakimś geniuszem, który zna różnego typu przejścia podziemne w jakimś nieznanym mieście, które prowadzą do ciekawych, często bogatych miejsc. i z jakimiś ludźmi, których twarzy nawet nie widziałem założyliśmy grupę, która będzie okradała bogaczy i roztrwaniała ich pieniądze. wejście do kanałów, które kopaliśmy było niedaleko mojego domu, ale tak ukryte, że nikt nie wiedział gdzie ono jest, mój dom wyglądał jak mój dom ale kilka lat temu, bez ganku itp. no i kradliśmy z różnych sal masę jedzenia, słodyczy, jakiejś biżuterii i nikt nie mógł nas rozpoznać, ani złapać, i nagle okazało się, że jestem chory i nasza organizacja musi zniknąć. to ciekawe...przeniosło mnie do jakiegoś drewnianego domu, takiej staropolskiej chaty coś jak ta biała tutaj http://www.bbc.co.uk/news/in-pictures-17833144 i za nic nie chciałem iść do szpitala, tylko chciałem odejść w tej chacie i zacząłem pluć krwią. okazało się, że mam jakieś poważne zapalenie płuc i usłyszałem zdanie "umrzesz jak Freud".

O Freudzie:

Nowotwór jamy ustnej był przyczyną cierpienia. 21 września 1939 roku Freud powiedział do swojego przyjaciela Maxa Schura: "Obiecał mi pan, że nie opuści mnie, kiedy przyjdzie ten moment. Teraz jest to tylko torturą i to już nie ma sensu". Po chwili dodał: "Porozmawiaj o tym z Anną, a jeżeli ona uważa, że jest to słuszne, skończymy z tym". Następnie zaaplikowano Freudowi trzy zastrzyki, z trzech centygramów morfiny. Po dwóch dniach śpiączki, 23 września 1939 roku o godzinie 3 nad ranem Freud zmarł. Jego ciało zostało skremowane w krematorium Golder's Green. Prochy złożono do urny, którą otrzymał od swej wielbicielki i protektorki Marii Bonaparte.

Miałem tak wiele różnych, rozbudowanych snów, że aż mi się przypomniało o forum psajko.
Polazłem jak zawsze spać po 3 rano i chcę teraz spać po 6-7 godzin. Dziś niestety jak w większości przypadków - wstałem po 12. Nie lubię tak późno wstawać, ale sny były tego warte.
Ogólnie byłem już w kiblu i gapiłem się w okno, więc dużo mi już uleciało z głowy, ale zarys pozostał więc wbiłem zapisać.

Byłem na jakimś wyjeździe, nie wiem co to był za wyjazd, ale pamiętam jakąś wieś, do której z ojcem przyjechałem na ogromnym spontanie, bo on chciał oglądać tam gołębie. To może być nawiązanie do rodzinnej wioski mojego ojca, bo mój wujek hoduje tam właśnie te ptaki.
Nasz przyjazd ich zaskoczył, ale chyba o nim wiedzieli - cóż, sen. Przez ogromne terytorium obrębu domu w końcu dotarliśmy do takiego przyjemnego, zielonego zaułka, była tam drabina, odgłosy zwierząt, pióra. Wyłonił się mój wujek i zaprosił nas do środka, tu sen się urywa. Ciekawe, akurat napisałem wiersz wczoraj, gdzie gołąb odgrywał rolę, to fragment:

brud na ulicy cisza czarne gołębie
bez skrzydeł kroczą dumnie
na wzór świętych

Potem akcja przenosi się do jakiejś jakby jaskini-bazy wypadowej do innej podróży. Jest tu wiele osób, są księża (!) - jest to jakby zwiedzenie jakichś bo ja wiem ruin, starej krainy, coś takiego. Wypuszczam się samotnie z jaskini na jakieś dzikie łąki, mam ze sobą lornetkę, jest przy mnie dziewczyna, z którą w rl jestem skłócony. Ciekawe, bo kiedy ona się pojawia to nagle z okularze lornetki widzę wielkiego niedźwiedzia, a raczej coś jak Beorna z Tolkiena, wielkiego stwora/mężczyznę zamieniającego się w niedźwiedzia - dzień wcześniej oglądałem trailer wychodzącego nowego Hobbita. Uciekamy przed nim i przenosimy się do "krainy" pełnej różnych jaskiń i akcja zaczyna wyglądać jak z jakiejś gry-kreskówki, wszystko jest namalowane jakby kredkami i pada z moich ust zdanie "kurwa, ale moja wyobraźnia jest wspaniała" - czy coś bardzo podobnego.
Nakierowanie intuicji na LD, jednak zupełne puszczenie wodzy i oddanie wolnej woli w stronę snu. Biegniemy, w jednej jaskini jest człowiek z pochodnią, mijamy go, ja krzyczę, ale nikt nie zwraca uwagi. Niedźwiedź chyba ustępuje.

Trafiamy do jakiegoś miasta, ogromny supermarket i zaczynam droczyć się ze sprzedawcami. Biorę paczki czipsów i nie płacę w kasie, cały czas biegnę, potem rzucam je na ziemię, wybiegam w końcu i dochodzę do wniosku, że czas już wracać. Sen trwa w najlepsze, znajdujemy z dziewczyną jakiś helikopter. Pilotuje ona, mimo tego, że proszę ją bym zrobił to ja. Startujemy i mijamy wszystkie poznane krainy, góry, wulkany, bagna - nie opisywałem tutaj wszystkiego, ale naprawdę wytwór mojej wyobraźni w tych snach był naprawdę wspaniały. Majestatyczne, kreskówkowe widoki + emocje różnego stopnia doświadczone we śnie. W końcu akcja snu się urywa, nie wiem gdzie trafiłem, bo ktoś mnie w końcu obudził. Chciałbym znów przenieść się w krainę tego snu, bo wytworzyła się tam namiastka zupełnie nowego, żyjącego świata. Dawno nie miałem tak pięknego snu.

Ostatnio głównie śnią mi się koszmary, różne, straszne rzeczy. Wypadki, ludzkie zwłoki, smutek. Boję się spać, cierpię od kilku miesięcy na bezsenność. Może powrót do tego portalu i świadomych snów - które zupełnie poniechałem - naprawią moje sny.

Pozdrawiam Zoso