ďťż

CiEkAwOsTkI o ZwIeRzĘtAcH

Przetoczyła się dyskusja na temat wyroku sądu, który uniewinnił generała Kiszczaka.
Po dwudziestu latach rozgorzała w kraju dyskusja, a im młodsi obywatele, tym bardziej zdecydowane postawy wyrażali. Tak się bowiem w naszym kraju złożyło, że po dwóch dekadach jednostronnej kampanii propagandowej został całkowicie zniekształcony obraz naszego kraju z tamtego okresu, a nasi rodacy zostali podzieleni na dwa wrogie obozy, w których każda ze stron usiłuje wykazać swoja rację.

Szala zaczyna się przechylać na stronę zwolenników zdecydowanego rozliczenia się z poprzednim układem, bowiem ich wielkość i nienawiść coraz bardziej mijają się z prawdą historyczną. Jeszcze kilka lat i nie będzie kogo sądzić, a zakłamanie jakie przez ten czas nawarstwi się, zniekształci prawdę tamtych lat.

Pozwalam sobie wkleić wypowiedź pana Waldemara Kuczyńskiego, świadka i uczestnika tamtych wydarzeń, który potrafił zachować spokój i swoją miarę obiektywizmu do oceny tamtych lat.

NIE WIERZYŁEM W WINĘ GENERAŁA KISZCZAKA"
WALDEMAR KUCZYŃSKI

Uniewinnienie generała Czesława Kiszczaka od zarzutu, że wydał dyrektywę ułatwiającą użycie broni palnej przy tłumieniu strajków wywołało sporo krytyk. Ja tego wyroku nie krytykuję. Od początku nie wierzyłem, by wydał on dyrektywę o takim znaczeniu. Opierałem to przekonanie na dwu zupełnie różnych obserwacjach. Zacznę od drugorzędnej, ale ważnej, także w skojarzeniu z ważniejszą - pisze w felietonie Waldemar Kuczyński.

Poznałem mianowicie generała Kiszczaka będąc z nim w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Nie zamierzam wystawiać mu laurek i rozgrzeszać z PRL-owskiego życiorysu. Na pewno jednak nie miałem do czynienia z człowiekiem złym. Piszę to, bo autorów stanu wojennego uważa się często za charaktery wyjątkowo paskudne i czarne. O niejednym ze Służby Bezpieczeństwa mógłbym to powiedzieć. Ale nie o nim. Powie ktoś, że uległem kamuflażowi, jak by nie było profesjonalisty. Myślę jednak, że to co obserwowałem, nie było maską, lecz prawdą o nim, odległą od przypisywanego mu często obrazu komunistycznego drania. Ale nie to jest najważniejsze, choć ma znaczenie.

Najważniejsze jest to, że pierwsze dni po 13 grudnia nie dawały podstaw do tego, by ułatwiać użycie broni, które dopuszczał już dekret o stanie wojennym. Zaskoczenie, ostra zima i głównie ogromne zmęczenie społeczeństwa 16-toma miesiącami solidarnościowego „karnawału” zrobiły swoje. Opór był mizerny i wygasał. Jaki sens miałoby w tej sytuacji ułatwianie strzelania do ludzi? Jest prawdopodobne, że gdyby opór był silny i narastał to ekipa generała Jaruzelskiego przed decyzją o strzelaniu by stanęła. Bo jak się zaczyna pacyfikację zbuntowanego społeczeństwa to nie można stanąć w połowie drogi. Ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. W roku 1981 wygrać mogła tylko władza, albo bezpośrednio Związek Radziecki. Kto sądzi inaczej, sądzi wedle własnych życzeń i nie rozumie tamtego czasu.

Na szczęście dla wszystkich opór był słaby i stan wojenny mógł być zrealizowany wedle głównego założenia. Dawało się je odczytać już z pierwszych dni działania machiny pacyfikacyjnej. Złamanie ruchu, przywrócenie politycznej kontroli nad krajem i nic ponadto, tak by zachować jakąś więź ze społeczeństwem, Kościołem i częścią elit. Każdy zabity zagrażał tej koncepcji. Mieczysław Rakowski pisze w dziennikach, że prawie modlili się o to by obeszło się bez trupów. Ja mu wierzę.

Pierwszą ulgą, którą odczułem i nie tylko ja, po szoku aresztowania, była wiadomość, która doszła do nas w środku nocy, gdy w zimnej świetlicy więzienia na Białołęce czekaliśmy na rozprowadzenie do cel. Stan wojenny wprowadził Jaruzelski! No to przynajmniej nas nie rozwalą! I to się potwierdzało w następnych dniach. Mimo przypadków bestialstwa, bo czas obfitował w nienawiści po obu stronach, obozy internowania w porównaniu z więzieniami marca 1968 roku były oazami swobody. Gdyby tak, jak wcześniej było po 13 grudnia nie powstałaby w nich przebogata twórczość więzienna. Gazetki, znaczki, satyry, świadectwa bogatego życia w obozach i bardzo rozluźnionych rygorów.

A mogło być o wiele gorzej, niż w 1968 roku. Była wtedy w PZPR grupa prąca do krwawej nawet rozprawy ze społeczeństwem, by ludziom odechciało się na dziesięciolecia sprzeciwu wobec władzy ludowej. Ani realna potrzeba, ani przyjęta koncepcja pokonania „Solidarności” nie wymagały tego o co się Czesława Kiszczaka oskarża.

Nie dziwię się oburzeniu na wyrok polityków PiS, bo ich oburza wszystko, co dzieje się w państwie polskim. Dziwię się, że i politycy PO – poza Stefanem Niesiołowskim - zadęli w tą samą dudkę. Bogdan Borusewicz zaś powiedział bardzo niemądrze, że Polska jest państwem prawa, ale nie sprawiedliwości. To ci dopiero; marszałek senatu, wyższej izby ustawodawczej, chcący państwa sprawiedliwości poza prawem.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski


Za kilka dni prezydent USA złoży wizytę w Polsce. W czasie poprzednich wizyt prezydentów Stanów Zjednoczonych w polskich mediach trwała ożywiona dyskusja dotycząca celu wizyty i oczekiwań naszych obywateli. W ciągu ostatnich dwóch dekad dyskutowano o wstąpieniu do NATO, wizach / spadło \zainteresowanie / i o tarczy antyrakietowej. Amerykanie szczególnie aktywni byli, gdy wciskali nam F-16. Ale oni zrobili na tym interes, a my okazaliśmy się żółtodzióbami. Jeżeli teraz nie wiemy jaki ma być cel wizyty prezydenta Obamy, to z pomocą spieszy gość nE z zagranicy.

http://slepamanka.nowyekran.pl/post/14541,wizyta-prezydenta-usa-w-polsce-widziane-z-usa

W zwiazku z wizyta prezydenta USA, Barracka Obamy w Polsce, nalezy sobie zadac pytanie o cel tej wizyty. By odpowiedziec na to pytanie, nalezy przesledzic co interesowalo amerykanskich politykow, w jakim kontekscie byly poruszane sprawy Polski w Kongresie USA.

Tylko w jednej sprawie – odszkodowania za mienie pozostawionie przez Zydow po drugiej wojnie. Interesuje ich, czyli Zydow zgrupowanych w przedsiebiorstwie Holocaust, wylacznie gotowka 65 miliardow dolarow.

I w tej sprawie lobby zydowskie zorganizowalo potezny lobbing w Kongresie. Inne sprawy zwiazane z Polska nie znajduja zainteresowania kongresmanow.

Wiec przezydent Obama przyjedzie przede wszystkim w tym wlasnie celu. Oficjalnie bedzie nam kadzil, jacy to jestesmy dzielnym narodemm, oraz na jaki szacunek zaslugujemy.

Przy naszych przywodcach, ktorych sobie wybralismy w demokratycznych wyborach, przy ich miernocie i nijakosci oraz sluzalczosci, Towarzysz „Wieslaw” Gomulka wychodzi na prawdziwego meza stanu, dbajacego o polska racje stanu. Z umowy jaka zawarl z owczesnym rzadem USA w latach szesciesiatych ubieglego wieku, wynika jasno, ze PRL wyplacila rzadowi USA, kwote 4o milionow dolarow i suma ta miala wystarczyc na pokrycie wszystkich roszczen, jakie obywatele USA pochodzenia zydowskiego i nie tylko, za majatek, ktory utracili w wyniku nacjonalizacji dokonanej przez komunistow.

Zamiast pokazac rzadowi USA umowe, by sie odczepil raz na zawsze w popieraniu roszczen amerykanskich Zydow i Polska uwaza, ze sprawa jest zamknieta juz dawno, nasi przywodcy wybrani w demokratycznych wyborach, wola chowac glowe w piasek i udawac ze nie ma sprawy i niech sie tym zajmie nastepca. Ale do tego jest potrzebny nastepca przynajmniej na miare Gomulki, ktory zaslynal m.in. z powiedzenia:”Z proznego i Salamon nie naleje”.
Grecja – Zorba – Jaka piękna katastrofa !?!?!?

Strefa Euro i Unia Europejska –w obecnej formie przestanie istnieć w ciągu kilku lat.

Zbankrutuje na pewno – kiedy - to tylko kwestia czasu…

A my Polacy – Musimy obcinać nasze, Polskie koszty funkcjonowania w UE. Musimy traktować UE do tego czasu całkowicie instrumentalnie – tylko w interesie Polski!!!

Namawiam gorąco nas wszystkich, głównie naszych decydentów do zastanowienia się nad losami Grecji, Hiszpanii. Bo kto następny w kolejce…Włochy? A z ziemi włoskiej, do…
A w Grecji znowu strajk generalny, demonstracje, podpalanie urzędów. Który to raz z kolei - ludzie wychodzą na ulice–trudno zliczyć. Nie ma tygodnia bez wieców, rozruchów, okupacji, manifestacji.

Grecy gremialnie sprzeciwiają się planom oszczędnościowym Rządu/nie-rządu- narzuconym przez MFW i U/Europejską. Mają gdzieś obiecane w zamian pożyczki MFW/UE

Poniekąd można ich zrozumieć, bo cóż przeciętny Grek wie o mechanizmach gospodarczych. Przeciętny Grek wie że: Było dobrze a jest źle. Brakuje euro w kieszeni…Mniejsze zarobki. Wyższe podatki. O pracę trudno… Emerytura stopniała. Wierzyciele domagają się, sprzedaży Greckich wysp, firm państwowych, majątku Narodowego - tylko na pokrycie długów Państwa

A KTO się tego domaga? Niemcy!!! Agresor z II wojny światowej, który okradł Greków i dotąd nie zwrócił łupów. I co z tego, że Grecja ma długi??? Trzeba najpierw zapytać, kto tych długów narobił? Przecież nie my, zwykli Grecy - to ONI, politycy, ci na górze, na stołkach - wspólnicy bankierów i komisarzy UE - latający samolotami do i z Brukseli, opływający we wszelkie dostatki i mędrkujący na co dzień z ekranów telewizorów.

W 2009r. deficyt budżetowy Grecji sięgnął 130% PKB, a Rząd/”nie-rząd”, wobec rosnącej rentowności obligacji do poziomów przekraczających realne możliwości spłaty, zmuszony był zaanonsować - kraj się sypie/bankrutuje! Grecja nie ma za co obsługiwać monstrualnego długu publicznego, który dochodzi do 300 mld euro, czyli 125% PKB. Koszty jego obsługi sięgają kilkunastu procent wydatków budżetowych. Jak w tych warunkach znaleźć chętnych na zakup Greckich obligacji? Pomimo, że rentowność tych obligacji skoczyła w górę oraz przewyższa znacznie rentowność papierów, innych krajów posługujących się wspólną walutą. Ale przecież tak nie może być…żeby w ramach unii walutowej dochodziło do takich różnic!.

I ktoś za to musi zapłacić. Jeśli nie dłużnik, to ten, kto mu pożyczył. Prawda, że proste? Najwięcej greckich papierów zgromadziły banki niemieckie i francuskie, które ulokowały w greckich obligacjach dziesiątki - setki miliardów euro. Niewypłacalność Grecji godzi w te banki najmocniej. Dlatego też każdy krok rządu w Atenach z uwagą obserwują stolice UE i… nie tylko. Kryzys kraju strefy euro, grozi efektem domina i zapaścią całej euro-strefy. Może też odbić się na Ameryce. Jeśli dojdzie do umocnienia dolara - pogłębi się kryzys za oceanem.

Jak globalizacja-to globalizacja - korzyści, ale i strat. Bilans nie może wyjść na ZERO

A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Wprowadzając Grecję do euro-strefy, podretuszowano budżetowe statystyki, żeby zadowolić Brukselę. Po angielsku to się zwie-„cooking the books”
Z pomocą przyszedł guru Goldman Sachs - oferując Grecji wirtualne transakcje „swap-owe”, które jak gąbka wchłonęły część długu publicznego. Po Polsku „zamienił stryjek siekierkę na? Wspólna waluta to przecież projekt polityczny, nie gospodarczy - kto by się tam przejmował jakimiś słupkami cyfr. Bez znaczenia. A cyfry nie kłamią – to zadania dla ludzi.

Przyjęcie Euro nie rozwiązało problemów finansowych Grecji, raczej zaczęło je pogłębiać. Nikt się jednak wtedy tym nie przejmował, właśnie zbliżały się Igrzyska, a chleba jeszcze nie brakowało. Olimpiada w Atenach. Grecja spieszyła się z budową infrastruktury na święta sportu. O redukcji wydatków w takich chwilach nie było/nie ma mowy. Zamiast tego kolejne rządy nadal poprawiały „ na papierze” statystyki finansowe, prowadząc skomplikowane transakcje „swap-owe” z bankami. Każdy na pozór był zadowolony – do czasu rozliczeń!!!
Papier nie kłamie. Ludzi, którzy kłamstwa piszą-„pożyteczni idioci”, zawsze można zmienić. Chętnych nigdy nie brakuje. Grecy więc przez kolejne lata żyli w przekonaniu, że „kraj rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej”. Demokratycznie wybrane władze Greckie twierdzą, że „swap-owy” interes istniał za wiedzą Eurostatu. Eurostat się wypiera. Wiadomo - sukces ma wielu ojców, klęska zawsze jest sierotą. Faktem jest, ze w tamtych „miodowych” latach wszyscy byli zadowoleni – Grecy, Bruksela i banki, a kłopoty… spychano w przyszłość. Zawsze jest jutro.

Może jutro to dziś – tyle że jutro – ale to dziś.

Na koniec szydło jednak wyszło z worka. Grecję, jako kraj na skraju bankructwa, wzięły na cel fundusze spekulacyjne i w krótkim czasie ograły do suchej nitki, windując ceny długu do niebotycznych rozmiarów. Wiadomo, najlepiej zarobić na kryzysie dłużnika z kłopotami płynności – posiadającym atrakcyjne aktywa.

Rząd Grecji zmuszony był ogłosić ostry plan oszczędnościowy - cięcia wydatków z budżetu, płac, zamrożenie emerytur i podwyżkę podatków. Deficyt po tych cięciach miał stopnieć o kilka procent PKB. Wtedy właśnie Grecy po raz pierwszy wylegli w proteście na ulice.

Cięcia budżetowe, bardzo trudne do przyjęcia dla obywateli, okazały się stanowczo za małe, żeby uratować sytuację. Rząd zmuszony był poprosić o pomoc finansową UE/MFW i przyjąć w zamian…narzucony plan oszczędnościowy. A wiadomo - kuracje odchudzające aplikowane przez MFW raczej nie cieszą się w społeczeństwach dobrą sławą. Po długich przepychankach, groźbach usunięcia Grecji ze strefy euro, wzajemnych oskarżeniach i pyskówkach przyznano wreszcie rządowi w Atenach „bratnią pomoc” na kwotę 110 mld. euro w zamian za dalsze zaciskanie Grekom pasa. Towarzyszyła temu zapowiedź/szantaż, że jeśli Grecja nie będzie realizować drastycznych oszczędności – pomoc finansowa zostanie ucięta.

Po ostatnich zamieszkach ulicznych, przeciwko kolejnym cięciom na 28 mld euro ten ostatni scenariusz właśnie się materializuje. Rząd omal nie upadł. Jeśli nie przeprowadzi cięć, musi podać się do dymisji -„funkcjonując” między młotem a kowadłem. Rząd musi wykonywać co każą instytucje finansowe, dostarczające kredytów, jednocześnie mocować się z elektoratem który nie daje sobie odebrać tego, co uzyskał w czasach prosperity. Trwa to już trzeci rok, i widać coraz lepiej, że źle się zakończy, bo większość Greków nie wierzy w kurację MFW/UE

Pakiet pomocowy stopniał tymczasem o 50% bez pozytywnych skutków. Pieniądze wpadają w dziurę bez dna. Żeby uchronić Grecję przed bankructwem konieczny jest następny kredyt.
Sytuacja bez wyjścia – kółko się zamknęło – w kwadracie…

Gdyby Grecja miała swoją walutę, przeprowadziłaby dewaluację, zwiększyła handel, eksport- przyspieszając wyjście z kryzysu. Przy wspólnej walucie jedynym sposobem na przywrócenie stabilizacji finansowej kraju jest transfer do Grecji pieniędzy z innych krajów europejskich. A niełatwo w ciężkich czasach uzyskać na to zgodę europejskich rządów i podatników. Niemcy są wręcz oburzeni, że ich wypracowane solidną pracą euro płyną do niezdyscyplinowanych, bałaganiarskich południowców. Jeśli jednak nie dadzą pieniędzy - Grecja przestanie płacić niemieckim i francuskim bankom. Kryzys grecki rozleje się na całą euro-strefę. Szach i mat.

Przykład Grecji to solidna, kolejna lekcja dla Polski. Zwłaszcza dla nieskutecznych idiotów, polityków i przedsiębiorców, którzy niedawno parli Nasz Kraj do Strefy Euro twierdząc, że wspólna waluta rozwiąże za nas wszystkie problemy. Nie słyszałem, by którykolwiek z nich przyznał, jak głęboko się mylił. Grecja to dla nas także przestroga, co może się zdarzyć, gdy długi państwa nadmiernie rosną. Trwała dewaluacja waluty to bardzo kosztowny zabieg i trzeba go potem odrabiać latami.

Ryszard Opara

Czytaj całość: http://nathanel.nowyekran.pl/post/18319,lichwiarze-przejmuja-grecje-polska-grzecznie-w-kolejce

Można mieć inne zdanie, ale warto dzisiaj w dobie wszechmogącej propagandy na chwile samodzielnie pomysleć.
HISZPANIA - Z biedy do dobrobytu i z powrotem
Ryszard Opara.

Zastanawiam się, jak to się stało, że Hiszpania, najszybciej rozwijający się kraj Unii, spadła do roli PIGS, czyli kraju w kolejce do bankructwa?

odległej Ameryce Południowej. Rolnictwo, zdolne zalać całą Europę cytrusami, oliwkami i winem… Do tego słońce, kilometry pięknych nadmorskich plaż przyciągających rzesze turystów z całego świata. Muzyka, corrida w „gorących, hiszpańskich” rytmach, zachęcające do zabawy, tańca, śpiewu…Kraj, niegdyś zacofany i chyba najbiedniejszy w zachodniej Europie Przez wiele lat pokazywano nam i UE, Hiszpanię jako przykład, wzór sukcesu w ramach Unii Wielkie inwestycje zagraniczne, np. w przemysł samochodowy, hotelarstwo, turystykę, sport. Któż nie zna Realu Madryt, Barcelony FC. Rozbudowana za fundusze Unijne, nowoczesna infrastruktura: autostrady, sieć kolejowa, dworce lotnicze, wielopoziomowe madryckie metro Hiszpańskie banki robiące wielkie interesy na globalnych rynkach finansowych, prowadzące ekspansję w , rósł w oczach świata. Hiszpanie zaś dumnie podnosili głowy. W szczytowym momencie rozwoju Hiszpanii, bezrobocie spadło do zaledwie kilku procent.
Impulsem do wybuchu kryzysu w Hiszpanii, było (podobnie jak w USA) - pęknięcie bańki budowlanej i gwałtowna przecena nieruchomości - finansowanych spekulacyjnymi kredytami.
Obecnie Hiszpanie są bodaj najbardziej zadłużonym społeczeństwem w UE.
Niestety – niewiele dało się zrobić. Po wielkim „boomie” budowlanym - do dziś straszą w Madrycie i innych hiszpańskich miastach, kurortach - puste, niezamieszkałe domy, osiedla, które nie zdążyły znaleźć nabywcy i… długo nie znajdą. Miliardy euro utopione w błocie, a raczej w betonie... Od deweloperów iskra poszła na banki, na przemysł motoryzacyjny i całą resztę gospodarki. Bezrobocie znów wystrzeliło w górę do poziomu 22%
Należało tylko przyprawić te zupę (wolnego rynku) przyprawami liberalizmu i globalizmu – a samo wszystko się zrobi. Pokazali Światu przecież ten przepis – Sororz, Greenspan, Milken i
paru innych ‘gurus’ z Wall Street. Oni przecież – są i byli nieomylni w swoich proroctwach
… Recesja, która dotknęła większość krajów Unii, w Hiszpanii okazała się wyjątkowo trwała i głęboka. Gospodarka dołuje kolejny rok z rządu, bez pracy pozostaje ponad 5 milinów ludzi.

Czytaj całość: http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm

Kolejny kraj, a temat ten sam.Czy już teraz nas nie dotyczy?


Czytajmy co piszą znawcy tematu. Fakt, że propaganda milczy, wcale nie znaczy, że nie dotyczy to Polski. Przyjdzie czas / po wyborach /, gdy będzie głośniej. Tego nie uda się zamieść pod dywan.
Oto co dzisiaj pisze :

Andrzej Sadowski
Centrum im. Adama Smitha

Polska pomoc nie jest wskazana, bo tak naprawdę to nie jest pokaz europejskiej solidarności, ale zachęta do nieodpowiedzialnego rządzenia. To, co robi Unia, to nie jest pomoc dla Grecji, tylko transfer środków do francuskich i niemieckich banków, które prowadziły hazardową politykę i z premedytacją pożyczały Grecji, kiedy ta była już niewypłacalna. Grecja nigdy nie spełniała warunków strefy euro. Efekt tego jest taki, że teraz europejski podatnik musi płacić miliardy euro. Unia odracza upadek, ale Grecja i tak jest już bankrutem. Nie finansujmy wielkich greckich wakacji przez kolejne dziesięć lat.

Polska też nie spełnia warunków na euro, ale niemało idiotów, którzy prą do zniszczenia złotego.
Gdyby Grecja miała swoja walutę, nie musiałaby zgodzić się na brukselski dyktat.
W poranku Radia Wnet gościli dwaj Grecy - Milo Kurtis i prof. Jorgas Papanikolau. Obaj byli mocno wzburzeni wtorkowym materiałem Moniki Olejnik w Radiu Zet o ich kraju, w którym prowadząca przedstawiła Greków w pejoratywny sposób. Cytat dosł.: "(...) kradli, oszukiwali i mają teraz. A my mamy im pomagać?".

- Jestem zdziwiony, że w Polsce się takie rzeczy mówi. Kilka razy odsłuchiwałem tej audycji. To trochę jak głupi żart Kuby Wojewódzkiego o murzynach. Poza tym ona zupełnie nie wie, co się tam dzieje. Tylko kliszami operuje - mówił Milo Kurtis.

Zarówno on jaki i prof. Papanikolau twierdzą, że za kryzys w Grecji są odpowiedzialne międzynarodowe interesy banków, które, ich zdaniem bogaciły się na odsetkach od kredytów udzielanych Grecji bez pokrycia.

- Grecja to, moim zdaniem królik doświadczalny. Na jej przykładzie sprawdza się, na ile społeczeństwo wytrzyma. Taki polityczno - ekonomiczny eksperyment - mówił prof. Papanikolau.

- Agencje ratingowe dawały Grecji bardzo duże noty. Banki zarabiały na tym, że Grecja jest "wypłacalna", a teraz te agencje ratingowe nagle się obudziły - powiedział Grek.

A może nasza propaganda nie mówi prawdę?
Ciekawy pogląd na sytuację w Grecji przedstawia Red. S. Michalkiewicz:

Cóż zatem lichwiarze mogą zrobić złego Grecji? Ano, zamrożą, dajmy na to, wszystkie aktywa greckiego rządu. Ale czy zbankrutowany grecki rząd ma w ogóle jeszcze jakieś aktywa? Nawet jeśli ma, to czort z nim; niech mu zamrażają. Bo przecież rząd - to jedno - a obywatele Grecji - to całkiem inna sprawa. Każdy z nich czymś się zajmuje; jeden uprawia winorośl i produkuje znakomite wino, inny - tłoczy oliwę, jeszcze inny - prowadzi hotel dla turystów - i tak dalej i temu podobnie. Oni żadnych pieniędzy od lichwiarzy nie pożyczali, więc i lichwiarskiej międzynarodówce nic ani do ich własności, ani do ich dochodów, ani też - do ich przedsiębiorstw.

Na wszelki wypadek NATO, jeśli w ogóle chce być jeszcze do czegoś obywatelom przydatne, mogłoby dać lichwiarzom rewolwer do powąchania. Zatem mimo bankructwa greckiego rządu nadal młyny mogą mleć zboże, tłocznie - tłoczyć oliwę, rzeźnicy - sprzedawać mięso, elektrownie - dostarczać prądu, fabryki - produkować towary na rynek, słowem - gospodarka nadal może funkcjonować. Problem będzie miał rząd i ci, którzy od rządu dostawali forsę. Rząd bowiem, nie mogąc się zapożyczać, będzie musiał drastycznie ograniczyć wydatki. Ale przecież właśnie o to chodzi, żeby rząd drastycznie ograniczył wydatki i to nie tylko na pasożytów, którzy dzięki niemu rozmnażają się w postępie geometrycznym, ale również na te dziedziny, którymi wcale nie powinien się zajmować; ochrona zdrowia, edukacja, działalność charytatywna...

Przy rutynowo funkcjonujących procedurach demokratycznych zmuszenie rządu do redukcji tych wszystkich wydatków graniczy z niepodobieństwem, bo przecież pasożytująca na państwie szajka polityków nie tylko na to nie pozwoli, ale w dodatku zręcznie zmobilizuje setki tysięcy, a może nawet miliony idiotów przekonanych że rząd powinien się wszystkim zajmować, a ci, wbrew własnemu interesowi, w podskokach „biegną za orkiestrą, co gra capstrzyk królom”.

Ale w sytuacji, gdy rząd przestanie być rozdawcą forsy, procedury demokratyczne mogą z dnia na dzień stracić swoją atrakcyjność („ustrojona w purpury, kapiąca od złota nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłopcem nabrałem się raz” - pisał generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski), więc i zmiana modelu państwa z socjalnego na wolnorynkowy, nagle staje się możliwa - bo co innego, gdy rząd drze podatki i kusi socjalem, a co innego, gdy już tylko drze.

W takim momencie jest szansa, że nawet najgłupszy zrozumie, iż im mniej rząd będzie się nim zajmował, tym dla niego lepiej - a to znaczy, że pojawia się też szansa by dokonać zmiany modelu państwa bez uciekania się do recepty Kisiela, by „wziąć za mordę i wprowadzić liberalizm” - tylko przy zachowaniu, a nawet swoistym wzmocnieniu ustroju republikańskiego. Wzmocnieniu, bo rządowy klientyzm raczej ustrój republikański osłabia, podczas gdy samodzielni ekonomicznie obywatele raczej go wzmacniają. Zatem Grecy - bankrutujcie jak najprędzej!

Stanisław Michalkiewicz

Prawda, że jest to ciekawe. Zresztą wracający z wczasów w Grecji twierdż, że na dalekiej prowincji Grecy zastanawiają się,co tam ich rodacy wyprawiają w Atenach.
A może rzeczywiście bankierzy w Niemczech i we Francji czekają na nowe wpływy.
1-go lipca b.r. - w piątek - w pierwszym w powojennej historii Polski i Niemiec procesie o zakaz używania języka polskiego w kontaktach z własnymi dziećmi, ogłoszono wyrok niekorzystny dla skarżącego się polskiego ojca, Wojciecha Pomorskiego.

Wyższy Sąd Krajowy w Hamburgu podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji. Sędzia uznał, że oskarżanie niemieckich urzędników o dyskryminację jest nieuzasadnione, bo działali dla dobra dzieci.
Przypomnijmy, że proces wytoczył Polak, który od ośmiu lat ma utrudniony kontakt z córkami, a praktycznie wcale go nie ma. Zaczęło się od tego, że nie zgodził się na rozmowy z dziewczynkami po niemiecku. Sprawa cieszy się dużym zainteresowaniem mediów za Odrą. W Polsce jest znacznie mniej nagłośniona.

CD: wg autora http://www.promilito.pl/listy-od-czytelnikow.htm
KTO PIERWSZY UDERZY W GOSIEWSKĄ?
TO JEST BARDZO TRUDNE PYTANIE.

Można przypuszczać, że informacja będzie ukrywana.Dlatego publikuję na forum, by nasze środowisko mogło z tym zapoznać się . W polskojęzycznych gazetach o tym nie piszą.

Czytaj: http://internaut.nowyekran.pl/post/20351,

kto-pierwszy-uderzy-w-gosiewska

Nie można pozostawić takiej niegodziwości względem rządu, "który tak się stara" bez echa

Nieoczekiwany gest papieża wobec Jadwigi Gosiewskiej.
Papież Benedykt XVI zaprosił na prywatną audiencję Jadwigę Gosiewską, matkę tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Przemysława Gosiewskiego - podał "Dziennik Bałtycki". Zaproszenie to odpowiedź na wysłany wcześniej do papieża list dotyczący katastrofy.
Jadwiga Gosiewska mówi "Dziennikowi Bałtyckiemu", że przedstawi papieżowi swój pogląd na katastrofę. Podzieli się też refleksjami na temat utraty jedynego syna, a także będzie prosiła o wsparcie starań o wyjaśnienie okoliczności wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. W liście napisała między innymi o konieczności powołania międzynarodowej komisji w tej sprawie.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Nieoczekiwany-gest-papieza-wobec-Jadwigi-Gosiewskiej,wid,13586986,wiadomosc.html

I teraz czekamy kto pierwszy rzuci kamieniem w kierunku matki bolejącej po stracie syna i nie mającej wsparcia i szans na wyjaśnienie przyczyn katastrofy ze strony tych, którzy chcą "jak najszybciej zapomnieć" , czy będzie to Zdradek , specjalista od papieskich donosów, a może Stefan niezawodny pieniacz i opluwacz wszystkich od prawa do lewa, bo przecież nie można tak zostawić sprawy, która powinna zostać tu i teraz na polskim podwórku wyjaśniona niczym afera hazardowa?
Kto się odważy, czy ktoś z polityków, może tych którzy właśnie aspirują do Platformy, a nie załapali się na pierwszym wózku z Rostkowską, czyli Migalski, Libicki, lub Kamiński, czy pozostawią to knajackie zlecenie sprzedajnym dziennikarzom?
Bo przecież nie można pozostawić takiej niegodziwości względem rządu, "który tak się stara" bez echa. Nie można.

I znalazł się pierwszy który "rzuca kamieniem". Wg. mnie chęć wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy na forum międzynarodowym jest nieumyślną chęcią ośmieszenia nas jako narodu na oczach całego świata !. Bo tak naprawdę co doprowadziło do tej katastrofy ?. Odpowiedź wg. mnie jest jednoznaczna i bolesna. Nasza nonszalancja, bylejakość, niechęć do prawa i poszanowania przepisów, które często są "krwią" pisane !. Pomińmy lotnictwo, bo nie każdy się na tym zna, a przypatrzmy się co wyprawiają nasi kierowcy !. Myślę, że więcej przykładów nie trzeba. Tak więc gdyby międzynarodowa komisja wyjaśniła przyczyny, a w tym ogromną winę rządu RP i to opublikowała na cały świat, to naprawdę trzeba by wyemigrować z tak biednego kraju !. Za euro żądano by przynajmniej 50 zł. Resztę dopowiedzcie sobie sami. A tak naprawdę odpowiedzialni jesteśmy My wszyscy, bo nie potrafimy stanąć na wysokości zadania nawet raz na 4 lata !. Najpierw głosujemy na durni, a później chcielibyśmy aby mądrze rządzili !. To chyba jakaś przesada. I w dodatku ogłosić to na papierze, przy pomocy wiarygodnej międzynarodowej komisji, na cały świat to samozagłada na własne życzenie !. Ja wyprałbym te brudy we własnej łazience, tym bardziej, że już niedługo można by zmienić "proszek" na inny.
Lotnia pisze:

Bo tak naprawdę co doprowadziło do tej katastrofy ?. Odpowiedź wg. mnie jest jednoznaczna i bolesna. Nasza nonszalancja, bylejakość, niechęć do prawa i poszanowania przepisów, które często są "krwią" pisane !.

Tak masz rację. Dodałbym jeszcze wiele innych rzeczy, jak chociażby wytworzenie atmosfery nienawiści i bezwzględną niechęć do swoich politycznych przeciwników, którą trzeba widzieć w kategoriach wrogości.
Przecież mordercy Popiełuszki zrobili to z nienawiści, wrogości i chęci przypodobania się określonym elitom.

Ale to wszystko zaczyna się na najwyższych szczeblach władzy. Ryba psuje się od głowy. Pozwalamy na to, by nie szanowano przepisów. Zabrakło kilku zdań szefa rządu, szefa MON i innych ministrów, by porządnie przygotowali tę podróż.

Wystarczyło, by Tusk odmówił wyjazdu na spotkanie z Putinem, a nadał wysoki priorytet wspólnej wizycie.

Strona prezydencka też ponosi winę. Mimo, że było / i dalej jest / pełno urzędników, to wszyscy zamiast pracować, cieszą się ,że mogą usadowić blisko szefa własna du… i czekać na łaskawy uśmiech i poklepanie po ramieniu.

Jeżeli jednak dzisiaj ma dojść do prywatnej wizyty matki jednego z poległych w katastrofie smoleńskiej, a wizyta dotyczy Ojca Świętego, to zmienia to charakter informacji.
Papież nie przyjmuje na wizytach prywatnych bez żadnej przyczyny. I to, że propaganda nabrała wody w usta, też świadczy o ich zaskoczeniu. Papież może usłyszeć więcej niż podają polskie media oraz to, co powiedział polski prezydent.

Niedawno był wrzask po tym jak Ziobro w Brukseli powiedział, że w Polsce jest ograniczone prawo do swobodnej wypowiedzi. A może ktoś powie, że w Polsce jest wolność słowa?

Ja też poszedłbym to TVP i powiedział, co sądzą emeryci wojskowi o emeryturach. Ale kto mnie tam wpuści? Jeżeli dzisiaj poseł Kalisz nie odbiera telefonu w sprawie wymiaru sprawiedliwości, jeżeli kombatant nie może dojść do premiera i przedstawić problem zbrodni na Wołyniu, to mamy wolność słowa, czy przejawy totalitaryzmu?

Czy mamy wolność słowa, jeżeli o tym nie mogę napisać w Głosie Weterana i…..?
A nasi leniwi koledzy siedzą w domu i nawet nie chce im się wspólnie zebrać by wyrazić swoje niezadowolenie.
Kto odpowiada za dziurę w budżecie
Zastanawia się I odpowiada na to pytanie- Witold Gadomski

Narastający niepokój w globalnych finansach sprawia, że pierwszorzędnym zadaniem polityki gospodarczej jest ustabilizowanie polskich finansów publicznych – obniżenie deficytu i zahamowanie narastania długu. Polski rząd zobowiązał się do tego wobec Unii Europejskiej w przesłanym w końcu kwietnia Programie Konwergencji oraz w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2011-2014.
Kto odpowiada za dziurę w budżecie?
Narastający niepokój w globalnych finansach sprawia, że pierwszorzędnym zadaniem polityki gospodarczej jest ustabilizowanie polskich finansów publicznych – obniżenie deficytu i zahamowanie narastania długu. Polski rząd zobowiązał się do tego wobec Unii Europejskiej w przesłanym w końcu kwietnia Programie Konwergencji oraz w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2011-2014.
Kwestia równoważnia finansów powinna być najważniejszą sprawą w debacie wyborczej. Ale z różnych powodów wszystkie strony tej debaty (o ile dotychczasowy przebieg kampanii można uznać za debatę) unikają przedstawiania konkretnych i realnych pomysłów na finanse publiczne. Startujące w wyborach partie wiedzą, że jest to sprawa trudna, niezwykle ważna, ale dla wyborców mało zrozumiała. Wchodząc w szczegóły dotyczące równoważenia finansów publicznych łatwo narazić się tej, czy innej grupie wyborców lub wystawić się na zarzut braku kompetencji. Zamiast więc przedstawiać realne plany ustabilizowania finansów publicznych toczą spór o to, kto jest odpowiedzialny za to, że finanse są w złym stanie.
Dla rządu problem delikatny
Rząd jeszcze w czerwcu przyjął projekt budżetu na rok 2012, chcąc przeprowadzić ustawę zanim zacznie się kampania wyborcza. Minister finansów nie zauważył, że związki zawodowe mogą opóźnić uchwalenie budżetu, nie przesyłając swych opinii. Ten błąd spowodował, że ustawa zostanie skierowana do Sejmu dopiero w końcu września, a przyjmowana już przez nowy Sejm.
Rząd zamiast korzyści z szybkiego uchwalenia budżetu znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Po pierwsze – trudno racjonalnie wyjaśnić ten falstart. Po drugie, sytuacja makroekonomiczna w Polsce i na świecie uległa pogorszeniu i część ekonomistów uważa, że rząd nie uzyska w przyszłym roku zakładanych dochodów. Tym samym konieczne będzie głębsze cięcie wydatków.

Czytaj dalej: http://www.obserwatorfinansowy.pl/2011/09/09/deficyt-budzet-finanse-publiczne-program-konweregencji/?k=debata

Czy o tym bedą dyskutować?
Grecy zbuntowali się przeciw Niemcom

Papandreu , a w zasadzie zdemoralizowane elity greckie w ostatniej chwili ujawniły instynkt samozachowawczy. Mały europejski kraj ze skorumpowaną do cna klasą polityczną wypowiedział wojnę hegemonowi Unii , Niemcom .

„Grecki premier Jeorjos Papandreu zapowiedział w poniedziałek zorganizowanie referendum, w czasie którego głosujący wypowiedzą się w sprawie drugiego pakietu pomocy dla Aten, uzgodnionego na szczycie strefy euro w zeszłym tygodniu „..”Nie podał terminu referendum ani żadnych innych szczegółów; byłby to pierwszy w Grecji plebiscyt od 1974 roku „....”Według sondażu instytutu Kapa Research, większość Greków ocenia ustalenia szczytu negatywnie, a tylko 12,6 proc. - pozytywnie. „....( źródło)

Po doświadczeniach greckich z refleksji Rokity sprzed dwóch lat , że potęga Niemiec to dla Polski i szansa i strach pozostał tylko strach .

Anne Applebaum , żona Sikorskiego ujawniła istnienie procesu kolonizacji słabszych krajów europejskich Pisze o Unii , ale faktycznie chodzi o działania głównego decydenta, hegemona politycznego Unii , Niemcy . Applebaum „ Wprawdzie Unia Europejska od zawsze wymagała od krajów członkowskich rezygnacji z części suwerenności, ale Grecja właściwie nie zachowa już żadnej suwerennośc „....”Nie sądzę, by ktokolwiek zdawał sobie sprawę, że UE ma aż taką władzę nad swoimi członkami. A na pewno nie wiedzieli o tym Grecy.”…” jawne narzucenie Grecji woli UE posłuży także jako ostrzeżenie dla innych,”… „Ale jeśli łamiesz zasady, ryzykujesz znalezienie się pod obcą finansową okupacją. Jeszcze chyba nie ukuliśmy nazwy na to zjawisko – może neo-euro-kolonializm? – ale niepostrzeżenie już nadeszło „...( więcej )

Czytaj całość: http://mojsiewicz.nowyekran.pl/post/36030,grecy-zbuntowali-sie-przeciw-niemcom

Można powiedzieć, że Grecy wywinęli numer Niemcom. Polski premier nie skomentuje tej sytuacji.
W Europie lawinowo zmieniają się rządy.

Kraje uważane za wzorcowe potęgi walą się w gruzy, a premierzy brylujący na salonach starego kontynentu schodzą ze sceny w atmosferze bankructwa.

Władcy Niemiec i Francji nie tak dawno wspólnie ze swoim kolega z Rzymu rozbijali w puch „reżim„ libijski, a dzisiaj te same państwa zmusiły do ustąpieniu swojego przyjaciela obwiniając go o zadłużenie Włoch na prawie 2 BILIONY euro.

Trzeba zapytać, czy o tym długu nie było wiadomo w tym czasie, gdy z terytorium Włoch swój początek miały naloty na wojska Kaddafiego?
Europejskie banki uznały, że przy obecnych rządach w Grecji i Włoszech nie odbiorą swoich lichwiarskich pożyczek i zmusiły do postawienie na czele rządów sprawdzonych w przeszłości bankowców.

W tym miejscu należy postawić pytanie- kto następny? Jakie wytyczne zacznie realizować nowy polski rząd?
Poniżej próba odpowiedzi na te pytania.

Polsce zagraża Zamach Stanu – BANKOWY. Polska stacza się PO równi POchyłej w NIEBYT jako kraj niepodległy. Na dowód kopia interesującego artykułu Paula Watsona z USA. Bardzo realny scenariusz. p

Pisze o tym Ryszard Opara: http://www.promilito.pl/pro-milito-blog-promilito.htm

Przemiany ustrojowe w Polsce oraz jej relacje sojusznicze i wspólnotowe można ujmować z różnych punktów widzenia. Autorzy analiz geopolitycznych skupiają się na definiowaniu interesów narodowych i porządkowaniu tej kwestii w układzie czasowym i przestrzennym oraz na określaniu środków niezbędnych do realizacji racjonalnych działań państwa. Zwracają uwagę głównie na związane z interesami narodowymi procesy, związki przyczynowo-skutkowe i trendy rozwojowe. Ich rozważania najczęściej łączą się z politologią lub geografią polityczną.
Polska od ponad 1000 lat leży w strategicznie ważnym miejscu Europy. W tym czasie jej położenie geostrategiczne i geopolityczne ulegało wielokrotnym zmianom w wyniku tworzenia się nowych państw, przesuwania się europejskich granic oraz rozszerzania stref wpływów przez sąsiadów. Przez wiele lat główny dylemat geopolityczny naszego kraju stanowiło położenie między Niemcami i Rosją, których agresywne dążenia były dla Polaków zagrożeniem. „Newralgiczny charakter geopolitycznego położenia Polski uwypukliły lata międzywojenne. Polska pozostawała wtedy ważnym państwem buforowym, powstrzymującym ekspansję bolszewizmu i niemieckiego rewanżyzmu”.


Szczegóły tego interesującego tematu można znaleźć pod adresem :

http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm
W ciągu dwóch ostatnich dekad trwa nieustanna wyprzedaż polskiego przemysłu, polskiej marki i tego wszystkiego, co przypomina o polskości. [/

b]Ostatnio nieudaną próbę likwidacji polskiego orła wykonał prezes PZPN. Na szczęście bez powodzenia. Gdyby nie ostra reakcja opinii publicznej byłoby podobnie, jak z polską flota handlową. Były statki z polską banderą, były polskie statki, a uczelnie morskie kształciły polskich inżynierów i marynarzy.

[b]Jeżeli zadajemy sobie pytanie dlaczego, to przeczytajmy artykuł o barierach polskiej gospodarki morskiej R. Ślązaka i J. Pytlakowskiego.

http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm
II wojna światowa – odwrotna strona medalu

Prawdziwy powód ataku Japończyków na Pearl Harbour
Gigantyczny łańcuch zbrodni amerykańskich

To wszystko wbrew pozorom wiąże się ze światem finansów. Jest to szczególnie ważne, gdy porównamy z medialnym wrzaskiem w sprawie udzielenia przez Polskę MFW. Pieniądze maja być rzekomo przezn
aczone na pomoc dla „biednych „ Włoch, Grecji i innych państw strefy euro.

Czytaj całość:

http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm

Jak informuje Peter Spiegel z Kerin Hope w dzisiejszym pierwszostronicowym artykule Financial Times’a „Call for EU to control Greek budget” rząd Niemiec żąda od Grecji „scedowania suwerenności nad podatkami i wydatkami budżetowymi na rzecz „komisarza budżetowego” eurostrefy."
Ten wyjątkowy przykład polityki kolonialnej ma zapewnić pierwszeństwo spłaty greckich długów nad innymi zobowiązaniami budżetowymi. Zgodnie z tą propozycją określoną jako „nadzwyczajne zwiększenie kontroli Unii Europejskiej nad jego członkiem” komisarz (trafniej gubernator UE) „miałby prawo weta nad decyzjami budżetowymi podjętymi przez rząd Grecji, jeżeli nie byłyby zgodne z planami międzynarodowych kredytodawców”!

Gubernator „byłby powołany przez innych ministrów finansów eurostrefy i jego zadaniem byłoby kontrolowanie „wszystkich głównych części wydatków” Grecji.” Jak uzasadniają Niemcy: „Ze względu na niezadowalające działania do tej pory, Grecja musi [!-cm] zaakceptować przesunięcie suwerenności nad budżetem na poziom europejski na pewien okres czasu.” „Ateny [Parlament Grecji w ramach demokratycznych procedur UE – cm] również zostałby zmuszone do uchwalenia ustawy do przeznaczania dochodów państwa w pierwszej kolejności do obsługi swojego zadłużenia "przede wszystkim”.”

No cóż okazuje się że „namaszczony” w listopadzie przez UE nowy premier Grecji Lucas Papademos nie może dać sobie rady z niesfornymi obywatelami i ich emanacją polityczną, dlatego możliwe że jesteśmy świadkami wylansowania niemieckiego komisarza w osobie Horst Reichenbach’a który obecnie jest „zaledwie” znienawidzonym szefem misji UE „pomagającej” Grecji
Powstanie powyższego dokumentu jest poważnym ostrzeżeniem przed podpisywaniem wszelkiego typu „paktów fiskalnych”, których implementacja zgodnie z formalnie przedstawionym w piątek planem musi się skończyć utratą resztek suwerenności.


W koloniach w imieniu brytyjskiej korony władzę sprawował gubernator. Oczywiście ma to być na czas określony, na jakieś 100-200 lat, tyle bowiem czasu będzie potrzebowała Grecja na spłatę długów.

Szybki rozwój internetu, kart cyfrowych i biochipów umożliwia technologiczne przyśpieszenie procesów globalizacji. Internet spełnia obecnie i najprawdopodobniej będzie spełniał także w przyszłości cztery zasadnicze funkcje w skali całego świata:
 dostarczanie informacji,
 jako narzędzie komunikacji i przekazu informacji,
 umożliwianie dokonywania transakcji handlowych i finansowych,
 jako narzędzie manipulacji ludźmi, społeczeństwami i firmami, zwłaszcza w połączeniu z zastosowaniem cyfrowych kart, a następnie biochipów.
Z internetu korzystało w 1994 r. zaledwie 13,5 miliona użytkowników, a w roku 2000 szacuje się ich liczbę na ok. 700 milionów, a ile w roku bieżącym? Efektywne korzystanie z tej sieci wymaga pewnego poziomu wiedzy technicznej w zakresie posługiwania się i umiejętności rozróżniania rzeczy ważnych od nieistotnych. Internet jest źródłem dostępu do informacji mało cennych i informacji mało cennych i służy za wielkie wysypisko „śmieci informacyjnych”. Dostęp do wiedzy, zwłaszcza najnowszej i tzw. wysokiej techniki jest ograniczony. Internet nie będąc kierowany przez jeden pojedynczy ośrodek mógłby być nieocenzurowanym narzędziem komunikacji i przekazu informacji. Przykładem takiego użycia internetu jest samoorganizowanie się organizacji pozarządowych ponad granicami państw w proteście przeciw globalizacji w Seattle, Londynie, Davos, Canberze i ostatnio w Pradze. Jednak w wielu krajach internet zaczyna być obecnie kontrolowany. Przechwytywana jest poczta elektroniczna, najpopularniejsza aplikacja internetu, a także wprowadzana cenzura informacyjna. 7
Internet łącząc komputery w wielką światową sieć elektroniczną może umożliwić w przyszłości całkowite przejście światowych operacji finansowych, handlowych i ekonomicznych na to narzędzie transakcji.

Czytaj całość: http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm

że w tym procesie zauważamy stale rosnące uzależnienie krajów biednych od krajów bogatych w wyniku zadłużenia i wysokiego oprocentowania długów; wg Carasco doradcy byłego prezydenta Meksyku - Portillo – kraje Ameryki Łacińskiej zaciągnęły do 1979 r. 259 mld USD kredytów, do 1996 r. spłaciły – 488 mld USD i mimo to pozostało im jeszcze do spłacenia w tymże roku – 657 mld USD;
 następuje szybkie ograniczanie osłon socjalnych, często w połączeniu z prywatyzacją służby zdrowia, oświaty, ubezpieczeń społecznych - w wyniku czego, więcej pieniędzy trafia na rynek papierów wartościowych,
 pośpiesznie prywatyzowany jest majątek państwowy, w tym o charakterze infrastrukturalnym jak energetyka, koleje itp.
Obserwujemy dziwne zjawisko, bowiem jak podkreśla autor „obecnie bogate oraz silniejsze kraje domagają się otwartych rynków w III świecie i równocześnie zamykają własne. Podobnie TNC narzucają wolny rynek słabszym krajom” .

:” Na rozwarstwienie w poziomie życia i bogactwie między Południem i Północą oraz na rozpad ZSRS duży wpływ miały procesy globalizacji. I obecnie w wyniku rosnącej liczby ludności, biedy i głodu w krajach Południa, będzie się nasilać migracja ludności, aż do wielkiej wędrówki ludów z tych krajów do krajów Północy, przede wszystkim do bogatych byłych krajów kolonialnych. Mało realne jest to, aby egoistyczny, bogaty Zachód chciał temu zapobiec, dokonując wielkich inwestycji w krajach Południa i wyrównując stopniowo poziom życia między tym obszarem, a Północą. To jest raczej jedyny sposób zapobieżenia wędrówce ludów. Wymaga to odwrócenia obecnych procesów i zastopowania globalizacji w obecnym rozumieniu tego słowa w odniesieniu do finansów, gospodarki, monopolu informacyjnego, a zwłaszcza władzy”.
Globalny kapitalizm niczym rozpędzona i ciągle przyśpieszająca lokomotywa niszczy podstawy swej egzystencji: sprawnie funkcjonujące państwa narodowe, ich międzynarodowe instytucje np. ONZ i jeszcze istniejącą demokratyczną stabilność.

Bardzo ciekawy i aktualny temat. Całość: http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm

Tworzymy świat samotności, w którym sąsiedztwo jest dżunglą,
obcy człowiek – bestią, przed która trzeba się chować,
a własny dom – sprywatyzowanym więzieniem.
Charles Handy
Ubóstwo, niekiedy skłania narody do nieludzkich obyczajów
Adam Smith

Przedstawione wyżej procesy: wzrostu bezrobocia i obszarów biedy, rozwarstwienia dochodowego, zaniku klasy średniej, potrzeby szybkiej adaptacji do zachodzących zmian w połączeniu z wysokim przyrostem naturalnym świata, silnie oddziaływują na przemiany kondycji fizycznej, psychicznej i społecznej człowieka.
Ludność świata liczyła w 1960 r. – 3027 mln, w 1980 r. - 4447 mln, a w 2000 r. przekroczyła już 6 mld osób. Wysoki przyrost naturalny jest udziałem krajów Południa, natomiast kraje wysokorozwinięte posiadają nieznaczny dodatni wzrost, a kraje byłego bloku wschodniego nawet ujemny przyrost naturalny.
Pogłębia się dysproporcja dochodowa między krajami biednymi i bogatymi. Rozpiętość średniego dochodu na głowę mieszkańca między krajami najbiedniejszymi, a najbogatszymi kształtowała się 40 lat temu jak 1:30, a obecnie zwiększyła się do poziomu jak 1:74. 30 Szybko rosną także rozpiętości dochodowe wewnątrz krajów, także najbogatszych. W rezultacie poszerzają się obszary głodu w całym świecie. Corocznie umiera w wyniku śmierci głodowej co najmniej kilka milionów ludzi, głównie dzieci. Wielokrotnie więcej umiera w wyniku chorób spowodowanych niedożywieniem i brakiem podstawowej opieki lekarskiej w krajach biednych.

Autor wskazuje brutalną prawdę: Brak podstawowej opieki lekarskiej oraz pieniędzy na leczenie i wykup drogich leków staje się główną przyczyną zgonów w warunkach zamiany państwowego systemu opieki zdrowotnej na prywatny np. w USA, Wielkiej Brytanii.
Ale takich prawd w tekście jest znacznie więcej.
I co dalej?
To co pisał autor kilka lat temu sprawdza się.Kto bowiem zaprzeczy słowom:
"Aktualna sytuacja na światowym rynku finansowym wskazuje, że w ciągu kilku miesięcy do kilku lat nastąpi potężne załamanie tego rynku, a w konsekwencji wielki kryzys gospodarczy. Skala tego załamania oraz to czy będzie gwałtowne czy rozłożone w czasie wpłynie na kierunek dalszych wydarzeń. Załamanie to, najprawdopodobniej będzie przebiegało drogą inflacyjna, lub nawet poprzez hiperinflację".

Warto przeczytać: http://www.promilito.pl/pro-milito-konferencje-odczyty.htm
Z Tomaszem Antonim Żakiem, autorem książki „Dom za żelazną kurtyną”, uczestnikiem konferencji Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w Hebdowie rozmawia Agnieszka Piwar.

Jeśli nie wrócimy na Kresy, będzie ubywać Polski

Na rynku wydawniczym ukazała się niedawno Pana książka „Dom za żelazną kurtyną. Listy do pani S.”. Publikacja powstała w efekcie podróży na Kresy Północno-Wschodnie, ziemie leżące dzisiaj w granicach Republiki Białoruskiej. Skąd w ogóle potrzeba takiej wyprawy?

altTomasz A. Żak: Każde podróżowanie jest „takie”, czyli wypełniające naszą potrzebę bycia gdzie indziej, ale – przynajmniej w moim przypadku – bycia w efekcie bliżej siebie. Odnajdywanie siebie w podróży, w określonym pejzażu. I ten pejzaż ja rozumiem tak, jak to sformułował wielki polski pisarz Józef Mackiewicz, skądinąd wywodzący się z tamtych północno-wschodnich Kresów naszej Ojczyzny, o które Pani pyta. Tak więc chodzi o patriotyzm pejzażu, w którym łączy się niebo i ziemia, ptaki i zwierzęta, zapachy i dźwięki, kościoły i domy, ale także ludzie w tym pejzażu żyjący ze wszystkimi ich radościami i smutkami... A dlaczego tam? Bo byłem i na Kresach południowo wschodnich i na północnych, byłem też w Rosji, a na tych naszych Kresach jeszcze nigdy nie byłem. I jeszcze dlatego, bo bardzo mnie od lat do tej podróży zachęcała córka tamtej ziemi - pani Stanisława Wiatr-Partyka. To ta pani, która była adresatem kolejnych rozdziałów - listów, co przywołuje podtytułu mojej książki. Osoba jak najbardziej rzeczywista i - dziękować Bogu, wciąż inspirująca i twórcza.

Jak wygląda życie religijne mieszkających tam Polaków?

Pytanie brzmi dość egzaminacyjnie, a ja przecież tam żadnych studiów na ten temat nie robiłem. Tak, bywałem w kościołach; uczestniczyłem w Mszach św., widziałem jak ludzie się modlą, np. na cmentarzu. Widziałem również znaki wiary w tym pejzażu obecne – w domach, przy drogach, czy osobiste, jak choćby święte medaliki.

Ale powiedzmy tak: polskość kojarzy się słusznie z katolicyzmem, co wcale dzisiaj nie musi oznaczać, że praktykujący wiarę obywatel Białorusi to Polak właśnie. Również nie wiemy, czy obywatel Białorusi polskiego pochodzenia, który uczęszcza do cerkwi, to bardziej nasz czy obcy (w tym odwoływaniu się do definicji, że jak Polak to katolik). Pomieszkiwałem np. w Nieświeżu u Białorusinów rosyjskiego pochodzenia – katolików, a w Mińsku poznałem prawosławnego Polaka.

Jedno jest pewne – na Kresach współczesny ekumenizm się nie sprawdza. Granica pomiędzy obrządkami jest bardzo wyraźna, a moskiewskie prawosławie ekspansywne i ortodoksyjne.

Co do katolików natomiast, to ich życie religijne tam niewiele się różni od tego po tej stronie granicy - ten sam rytm roku kościelnego, te same święta i ci sami kapłani. Ci sami, bo przecież parafie kresowe funkcjonują dzięki posłudze księży wychowanych w seminariach po tej stronie granicy. Na pewno wierni obrządku rzymsko-katolickiego na Białorusi łatwiej odzyskują swoje świątynie zabrane im w czasach komunizmu sowieckiego, niż to ma miejsce na Ukrainie czy na Litwie. Mam jednak i gorzką refleksję – tam także kościoły pustoszeją, a średnia wieku na nabożeństwach jest coraz wyższa. Ludzie źle też odbierają tzw. nowinki liturgiczno-obrzędowe wprowadzane przez młodych kapłanów (np. takie jak Komunia św. na stojąco), co skutkuje nawet odchodzeniem od Kościoła. Smutne to, bo przecież właśnie Kościół był zawsze dla tych ludzi egzemplifikacją polskości i patriotyzmu, ostoją życia rodzinnego. I dzisiaj tam także wciąż jeszcze najłatwiej spotkać Polaków koło świątyni lub przy różnych inicjatywach przez Kościół pilotowanych.

W książę pisze Pan o Kresach: „Jeżeli tutaj nie wrócimy (...) poprzez ludzi, to także tam, w III RP będziemy się kurczyć. Będzie nas ubywać, będzie ubywać Polski”. Z czego wysunął Pan taki wniosek?

altNajłatwiej byłoby mi teraz odesłać wszystkich do lektury mojej książki. Jestem przekonany, że bardzo dobrze na to pytanie w niej odpowiadam. Ale Pani pewnie oczekuje na jakąś kompilację, jakiś skrót. Wniosek, o który Pani pyta, nie tyle wysnułem podczas tej białoruskiej kresowej wyprawy, co on mi się tam ostatecznie zdefiniował. Może pomógł ów pejzaż, o którym mówiliśmy, a może powietrze, którym oddychałem. Posłużę się porównaniem: niech każdy z nas wyobrazi sobie, że ze swej pamięci wyrzuca dziadka i babcię; że przy kolejnych domowych porządkach na śmietniku ląduje stary album ze zdjęciami naszych przodków; że w ramach jakiejś europejskiej mody zmienimy nazwisko na brzmiące bardziej z niemiecka lub francuska; i jeszcze, że w czas Wszystkich Świętych nie pójdziemy zapalić światełek na grobie naszych rodziców… Ot, i będzie nas ubywać, aż znikną jacyś Kowalscy czy Malinowscy. Znikną na zawsze. I dokładnie tak jest z Polską.

Jak współżyją Białorusini z mieszkającymi tam Polakami?

Normalnie. Nie ma tam litewskiego szowinizmu, ani nie ma tam ukraińskiej nienawiści do Polaków. Moi znajomi bywają co najmniej zaskoczeni, gdy mówię im, iż Białoruś, to najbardziej przyjazne Polakom państwo, z którymi sąsiadujemy. I jeżeli by nie liczyć tej głupiej politycznej „zadymy” z wykreowaniem drugiego Związku Polaków na Białorusi i także z uznaniową Kartą Polaka dla Polaków - obywateli białoruskich, to w ogóle nie byłoby pola do jakichś konfliktów międzyludzkich. Bo nie narodowych, gdyż nie ma w tym, jak dotąd - dziękować Bogu - nacjonalistycznej trucizny.

Tam ludzie żyją nie bogato, co nie znaczy, że „klepią biedę”. Wielu, bardzo wielu z nich uczy się i pracuje w Polsce. To naturalny pęd ku poprawieniu sobie standardu życia, lepszym zarobkom. Przecież robiliśmy i robimy to samo. Często wiąże się to z łączeniem się w nowe rodziny. Bardzo wiele jest takich związków białorusko – polskich i one najlepiej budują relacje pomiędzy nami. Powiem nawet, że o niebo lepiej, niż politycy.

Skoro przywołał Pan polityków – co obecnie musiałoby się zmienić w administracji obu państw, aby zarówno Polakom jak i Białorusinom ułatwić budowanie wzajemnych pozytywnych relacji?

To chyba najtrudniejsze pytanie z tych, które Pani mi zadała. Nie dlatego, że nie potrafię na nie odpowiedzieć, ale dlatego, że obecna narracja rządzących nie daje nam szans na budowanie tych pozytywnych relacji, o które Pani pyta. Moje i wielu innych ludzi przekonanie o tym, że obecne stosunki polityczne Rzeczypospolitej z Republiką Białoruską mijają się z polską racją stanu, prowadzi więc tylko do frustracji i tzw. bezsilnego zaciskania pięści. I jeszcze jedna gorzka refleksja. Wbrew schematowi, także w tym przypadku, prawda nie leży pośrodku. Wyciągnięcie z tego wniosków, to jest dopiero wyzwanie dla nas wszystkich; nie tylko tych, którzy rozumieją, o co chodzi z tymi Kresami.

Być może będziemy to mogli kiedyś zmienić przy urnach wyborczych, starając się przy okazji uwierzyć jeszcze raz w „mądrość demokracji”.

Dziękuję za rozmowę.

-----

*TOMASZ A. ŻAK – reżyser teatralny, scenarzysta, aktor, twórca Teatru Nie Teraz; organizator i współorganizator festiwali teatralnych i zdarzeń artystycznych, m.in. Festiwali Niepodległości w Tarnowie; publicysta.
Marzenia, a realia.

Gen. Piotr Makarewicz.

Z uwagą obserwuję dyskusję w mediach na temat ewentualnego wprowadzenia na terytorium Polski wojsk NATO. Ponieważ chyba nikt, oprócz ministra Sikorskiego, nie sprecyzował skali sił, które miałyby być sprowadzone na teren naszego kraju, w swoich dalszych rozważaniach pozostanę przy owych słynnych już „dwóch ciężkich brygadach”. Z pierwszych reakcji zachodnich polityków, na przykład ministra spraw zagranicznych Niemiec oraz rodzimych przywódców partyjnych, na przykład Jarosława Kaczyńskiego, na słowa ministra Sikorskiego, wnioskuję, że najbardziej prawdopodobne było by rozlokowanie w naszym kraju dwóch ciężkich brygad armii Stanów Zjednoczonych. Na podstawie tej hipotezy chciałbym podzielić się z Czytelnikami kilkoma refleksjami na ten temat.

Swego czasu miałem okazję zapoznać się z jednym z miejsc w Europie, w którym rozmieszczone były wojska amerykańskie. Mam na myśli miasto Heidelberg w Niemczech. Była tam cała dzielnica zajęta przez sztaby i oddziały wojsk USA, bloki mieszkaniowe dla rodzin żołnierzy i cała pozostała infrastruktura. Robiło to imponujące wrażenie i gdy po raz pierwszy pojawiły się dywagacje na temat stacjonowania obcych (w tym wypadku amerykańskich) wojsk w naszym kraju, od razu oczami wyobraźni zobaczyłem owe bazy i kwartały mieszkalne przeznaczone dla sojuszników. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że takie bazy (koszary, garaże, składy, obiekty szkoleniowe) z całą przyległą infrastrukturą cywilną dla rodzin (mieszkania, szpitale, sklepy, szkoły, kluby, komunikacja itp.) trzeba by wybudować w Polsce od podstaw i to według standardów amerykańskich. Na pewno nie dało by się „adaptować” do tych celów jakiś starych, jeszcze przedwojennych (bo powojennych nie ma) i to czasami jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej, kompleksów koszarowych. W takich zdewastowanych i zużytych technicznie obiektach żaden amerykański sojusznik (nie mówiąc o jego rodzinie) nie dałby się zakwaterować. Powstaje oczywiste pytanie, kto za to powinien zapłacić? Myślę, że strona zapraszająca, a więc my, konkretnie – podatnicy. Kolejne pytanie: a ile to wszystko może kosztować? Dzisiaj trudno powiedzieć, ale na pewno dużo i raczej powinniśmy mówić nie o milionach, lecz o grubych miliardach złotych lub nawet dolarów. To były by tylko koszty przygotowania do dyslokacji wojsk, a do tego trzeba doliczyć następne koszty ich utrzymania w Polsce.

Popuśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że zrezygnowaliśmy z jakiś dróg i autostrad, ostatecznie z organizacji olimpiady w Krakowie oraz innych ważnych inwestycji, a za te pieniądze wybudowaliśmy bazy dla owych dwóch ciężkich brygad i amerykańskie wojska zostały rozmieszczone na terenie naszego kraju. Niewątpliwie, mielibyśmy do czynienia z wieloma problemami związanymi z koegzystencją miejscowej ludności z przybyszami zza oceanu. Takie problemy występowały szczególnie w Niemczech i w Japonii, a więc tam gdzie wojska amerykańskie znalazły się po drugiej wojnie światowej początkowo, jako wojska okupacyjne. Można by mieć tylko nadzieję, że ewentualna „wizyta” sojuszników w naszym kraju byłaby traktowana przez nich, jako pomoc, a nie jako „okupacja”. Konfliktów nie dałoby się uniknąć, o czym świadczy choćby ostatni incydent między żołnierzami amerykańskimi stacjonującymi w Łasku, a grupą Polaków na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi, gdzie doszło do „przepychanek i utarczek słownych”. Przy tej okazji należałoby przypomnieć, że amerykański personel wojskowy, gdziekolwiek stacjonuje, podlega wyłącznie jurysdykcji Stanów Zjednoczonych, a nie kraju stacjonowania. W czasie pokoju takie wojska funkcjonowałyby i szkoliłyby się zapewne według własnych standardów. Dowodzone byłyby również zza oceanu. Pytanie, komu by podlegały w czasie narastania kryzysu, nie mówiąc już o wojnie? Jeszcze jedno ważne pytanie: kto podejmowałby decyzję o ewentualnym zaangażowaniu i użyciu tych dwóch brygad w działaniach bojowych? Problem polega na tym, że gdy mówimy o zagrożeniu ze strony Rosji, to jest jasnym, że jakiekolwiek wojska sojusznicze stacjonujące na terenie Polski musiałyby bezpośrednio skonfrontować się z potencjalnym agresorem. Gdyby to były, dajmy na to, wojska niemieckie, belgijskie czy nawet brytyjskie, to bezpośrednie zwarcie ich z Rosjanami nie musiałoby oznaczać automatycznie wybuchu trzeciej wojny światowej, natomiast bezpośredni kontakt bojowy wojsk amerykańskich i rosyjskich taką wojnę o nieograniczonej skali niewątpliwie by wywołał. Dlatego uważam, że gdyby nawet takie dwie amerykańskie brygady rozlokować na terenie naszego kraju, to spełniałyby one raczej rolą odstraszającą niż rozstrzygającą. Po pierwsze, dwie brygady, nawet ciężkie, pancerne, nie zmieniłyby istotnie stosunku sił na tym teatrze działań. Po drugie, uważam, że w obliczu groźby zbrojnego zaangażowania tych niewielkich przecież w stosunku do całości armii USA sił w konflikt, którego konsekwencją mogłaby być wojna globalna obejmująca również terytorium USA, decydenci z Waszyngtonu mogliby podjąć decyzję o nieangażowaniu swoich wojsk w Polsce w konflikt i ewakuację ich z naszego kraju jeszcze w fazie narastania zagrożenia wojennego. Być może wykazuję tutaj małą wiarę w nasze sojusze i sojuszników, ale zawsze wolałem analizować najgorsze scenariusze, a zaskakiwanym być tymi lepszymi, niż odwrotnie. Niestety, w naszej historii mamy przykłady jak „pomagały” nam państwa, z którymi mieliśmy podpisane pakty i układy. Zatem w naszym hipotetycznym wariancie mogłoby dojść do sytuacji, w której sojusznicy wcześniej by się ewakuowali z Polski, nim pierwsze wraże czołgi przekroczyłyby nasze granice. Można by sobie wtedy zadawać pytania o koszt pobytu tych wojsk sojuszniczych w stosunku do końcowego efektu.

Widzę jeszcze jedno „niebezpieczeństwo” wynikające z pobytu wojsk sojuszniczych na terenie naszego kraju. Dotyczy ono tym razem naszych decydentów. Obecność owych „dwóch ciężkich brygad” mogłaby paradoksalnie spowolnić tempo modernizacji naszych sił zbrojnych. Mógłby się pojawić taki oto tok myślenia: skoro mamy tarczę przeciwrakietową na naszym terenie, skoro mamy dwie ciężkie brygady, to któż się ośmieli nas teraz zaatakować, a więc może by środki przeznaczone na modernizację armii przeznaczyć na inne cele? Może się mylę, ale widząc wokół siebie tyle potrzeb społecznych i gospodarczych wymagających olbrzymich pieniędzy, trudno nie mieć i takich wątpliwości.

Jednym słowem, dobrze mieć marzenia, takie jak minister Sikorski, ale w zderzeniu z realiami mogą się one okazać bardzo kosztowne (oczywiście, nie dla ministra Sikorskiego), trudne do spełnienia i o niemożliwych do przewidzenia konsekwencjach. Myślę, że rolą ministra spraw zagranicznych jest raczej budowanie bezpiecznego otoczenia Polski, a nie publiczne obnażanie na zewnątrz jej słabości (żeby nie powiedzieć: zawoalowane skomlenie o pomoc sojuszników), bo tak oceniam owe marzenia ministra o dwóch brygadach.
Nie tylko Rosja ucieka od dolara

Miesiąc temu sygnalizowałem, że cała sprawa z rzekomym ograniczeniem dodruku przez FED może być tylko mitem i fakty wydają się to potwierdzać. Cały program Quantative Easing rozpoczęty w roku 2008 miał dwa podstawowe cele. Po pierwsze FED za nowo wydrukowane dolary skupował od banków komercyjnych bezwartościowe aktywa, na które nie było chętnych. Było to konieczne aby nie doprowadzić do kaskady bankructw wśród banków „zbyt dużych aby upaść”. Drugim ale równie ważnym celem QE było skupowanie obligacji aby w ten sposób wygenerować sztuczny popyt na obligacje USA, podnieść ich cenę a tym samym obniżyć rentowność. Dzięki temu możliwe było utrzymanie praktycznie zerowych stóp procentowych przez 5 lat oraz znaczne zwiększenie zadłużenia.
Wzrastające tempo dodruku dolarów zaczęło jednak przerażać wielu inwestorów stąd też FED wpadł na pomysł ograniczenia dodruku. Początkowo druk zmniejszono z 85 mld/ m-c do 75 mld. Od maja FED rzekomo ma skupować obligacje za 45 mld USD miesięcznie. Lukę popytową ma wypełnić malutka Belgia, która skupuje obligacje USA za pieniądze pożyczone z FED-u. W ten sposób FED oficjalnie ogranicza tempo skupu/dodruku dolarów co ma wzmocnić wiarę w dolara jak i instrumenty denominowane w dolarze. Prawda jest jednak taka, że jeżeli dodamy skalę oficjalnego dodruku oraz zakupy dokonane przez Belgię za pożyczone z FED środki to okaże się, że miesięcznie FED zwiększa podaż dolarów o ponad 100 mld. W wyliczeniu nie ujmuję innych sztuczek księgowych w stylu odwróconego REPO czy ogromnej ilości derywatów, których zadaniem jest sztuczne utrzymywanie niskiego oprocentowania obligacji USA. Wydaje się jednak, że Belgia jest osamotniona w desperackich próbach ratowania USA przed bankructwem. Od października 2013 roku do kwietnia 2014 ilość obligacji USA ulokowanych poza Stanami Zjednoczonymi wzrosła o 300 mld USD, z czego 200 mld czyli ponad 65% zakupów przypadło właśnie na Belgię.
Wygląda na to, że świat zdaje sobie sprawę z niewypłacalności USA i nikt nie chce skupować papierów bankruta. W artykule „Malutka Belgia ratuje obligacje USA” wskazywałem, że od 2013 roku świat bardzo ograniczył skalę zakupów obligacji Stanów Zjednoczonych. Nawet Europa czyli największy sojusznik wypiął się na USA.
Jak widać w powyższej tabeli ilość UST trzymanych przez największe kraje Europy praktycznie się nie zmieniła od 14 lat. Jedynie kraje peryferyjne oraz Szwajcaria zwiększały ilość posiadanych obligacji i to tylko do 2013 roku.
Podsumowanie
Ostatnie wydarzenia pokazują, iż coraz więcej krajów odwraca się od USA co jest wyraźną odpowiedzią na militarystyczną postawę USA. Stany Zjednoczone przez ostatnie 40 lat były w stanie spłacać swoje długi dodrukiem dolarów. Permanentny deficyt w USA był finansowany przez lata przez eksporterów ropy, Chiny oraz Japonię. Obecnie następuje jednak odwrót od dolara. Przekręt z Belgią pokazuje stopień desperacji po stronie FED. Jednocześnie wydaje się, że skoro elita finansowa USA musi odnosić się do takich sztuczek to bardzo obawia się podania do publicznej wiadomości realnej skali dodruku. Ostatecznie dojdzie do sytuacji, w której brak kupców zmusi władze FED do monetyzacji wszystkich nowych obligacji co jest prostą drogą do bankructwa, resetu długów oraz wprowadzenia nowej waluty.
Świat nie ma jeszcze alternatywnego rozwiązania w stosunku do systemu dolarowego lecz jak pokazują przykłady Iranu czy Rosji w razie potrzeby błyskawicznie mogą powstać lokalne alternatywy umożliwiające handel poza dolarem.
Obecnie mamy już blok wschodnio-azjatycki zdominowany przez juana. W grę wchodzi także eksport surowców rosyjskich rozliczany w rublu lub Euro (o ile wcześniej nie rozpadnie się Euro). Grupa krajów z regionu Zatoki Perskiej także przygotowuje się do wprowadzenia nowej regionalnej waluty. Największym problemem wszelkich alternatyw jest ich brak powiazania z aktywami materialnymi. Nawet nowe SDR’y propagowane przez Jamesa Rickardsa mają w 80% opierać się na papierowych walutach, w 20% na metalach szlachetnych. To zdecydowanie za mało aby zapewnić stabilizację. Moim zdaniem powoli formujący się Gold Trade Settlement ma bardzo duże szanse aby odebrać dolarowi podobny udział jaki odebrał mu juan w ostatnich latach.
Autor: Trader21
Źródło: IndependentTrader.pl
Nadesłano do „Wolnych Mediów”
Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym za pomocą formularza kontaktowego.