ďťż

CiEkAwOsTkI o ZwIeRzĘtAcH


S: Rozumiem, że ambasadorstwo w Paryżu cię nie interesuje.
R: Nie, na tym etapie dziękuję
.
S: Bo prezydent zgłasza mi swój pomysł i jak się już na niego zgodzę, nie będzie odwrotu.
R: Może być, że by mnie zainteresowało, jeśli nie będę [niezrozumiałe]. A kiedy musisz, bo ty mi rok temu mówiłeś, że musisz taką decyzję podjąć?
S: Teraz.
R: Wtedy mówiłeś, że teraz.
S: Przedłużyłem Orłowskiemu, ale nie mogę mu przedłużać w nieskończoność. R: A mogę do momentu ustalenia list?
S: A, to tyle dam.
R: W najgorszym to miesiąc.
S: Tyle mogę.
R: OK.
S: Nie no, masz to jak w banku. No listę. [...] Słyszę nawet, że jesteś rozważany do mojego okręgu. [...] W tej sprawie będę miał trochę do powiedzenia, nie wiem, czy chcemy cię w naszym...
R: Nie, nie, ja słyszałem, jeśli chcesz mnie [...] jako konkurenta, to najlepszy sposób, żebym ja miał stuprocentową pewność w parlamencie.
S: No, możesz wejść do parlamentu i nadal być kandydatem.
R: Mogę, ale gdybyś ty mi pomógł w tym, to ja byłbym gotów, ja też dotrzymuję swoich zobowiązań.
S: Nie mogę w to uwierzyć [zanosi się śmiechem]. Mówię ci tak, nie masz dużo do stracenia.
- Niesympatyczną - przytakuje Sikorski. Panowie zgodnie narzekają na swoją koleżankę. Przyznanie jej pierwszego miejsca na liście w Warszawie Rostowski nazywa skandalem. Po chwili powraca temat dealu. Język polski przeplata się z angielskim.
DEAL
S: Żebym zrozumiał dobrze - proponujesz taki deal, jeśli ci pomogę być na pierwszym miejscu na liście gdzieś.
R: W Warszawie.
S: W Warszawie.
R: Gdzieś to ja mam zagwarantowane.
S: W Warszawie. Tego ci nie mogę obiecać. R: Nie obiecasz mi, że to załatwisz.
S: Ale mogę ci obiecać, że cię poprę. Wtedy ty mi nie będziesz wadził w komisji? [dłuższa cisza]
S: Deal?
R: Deal.
S: No dobra, to jesteśmy po słowie.
R: Słucham?
S: Jesteśmy po słowie.
R: Nie, nie, chcę bardziej precyzyjnie, bo nie chcę, no wiesz. [...] Mogę ci zagwarantować, ale pozwól mi się jeden dzień zastanowić, no wiesz, to są poważne sprawy. Podejmuję się czegoś, to przecież... To powiem ci tak, że gdyby to miał być ten portfel energetyczny.
S: A dla Polski byłoby dobrze.
R: To jest inna sprawa, ale gdyby to miał być, daj mi te parę dni, ja się zastanowię, żeby ci zagwarantować, że gdyby to był ten portfel, to tutaj bym ci nie podziałał przeciw, wręcz przeciwnie, bo cię lubię, ale przeciwko Lewandowskiemu, który się, wiesz... OK.
S: Po angielsku.
R: Dokładnie. Ale daj mi te parę dni. Do weekendu, do poweekendu. Pozwól mi sobie przemyśleć.[...] Pozwól mi się troszkę zastanowić, ale jak się zobowiązuję, to oczywiście na fest...
S: A ja z kolei oczywiście nie aspiruję do innych jakichś tam finansowych czy gospodarczych. Ale przebiera nogami też Jan Krzysztof.
R: Nie.
S: Nie? Jesteś pewien?
R: On może na coś. Ale raczej nie. Ja się go pytałem i powiedziałem, ale to jest między nami, nie. [...] Zdaje sobie, że jest więcej konkurentów...
Rostowski inicjuje toast. - Za nas, za naszego ukochanego...
Sikorski kończy z entuzjazmem: - Naj - wyższego przywódcę, oby żył wiecznie.
- życzenia kończą się gromkim śmiechem. Panowie ze znawstwem zabierają się za omawianie wina. Z satysfakcją chwalą swój wybór. Wszak, jak mówią, pomerol to jedno z naj - droższych win, droższy jest petrus. Sikorski ma żal do Rostowskiego, że nie przyszedł do Pałacu Prezydenckiego na wręczenie szpady dyplomatycznej, czyli nagrody przyznawanej przez ministra spraw zagranicznych. Rostowski odpowiada, że nie wiedział, iż to taki zaszczyt. - Nie znam się na tym, nie znałem się na tym. Mogę tylko przeprosić
- kaja się były wicepremier. Rozmowa znów schodzi na temat Danuty Hubner. - Czy ona jest nam w ogóle potrzebna? - pyta minister spraw zagranicznych. - W ogóle - odpowiada Rostowski. - Nadęte babsko - ucina rozmowę Sikorski i wraca do dyskusji o przyszłości. Swojej i Rostowskiego.
- KORZYŚCI Z PRZEWIETRZANIA
- S: Kontynuowanie komisarza jest takie, takie nieestetyczne.
- R: Musimy przewietrzyć.
- S: Europosłów trzeba przewietrzać?
- R: Wszystkich.
- S: Wszystkich trzeba przewietrzać.
- R: Oczywiście, oczywiście. Jeżeli mam kogoś popierać na komisarza energetycznego, w moim interesie bezpośrednim jest, żebyś był ty...
- S: W moim interesie byłoby, żeby po mnie przejął ktoś rozsądny, żeby nie peperonił tego wszystkiego.
- R: Oczywiście. Trochę będzie mniej szampana, trochę więcej będzie prosecco, ale ogólna zasada będzie ta sama. Rodzinnie, spokojnie [śmiech] [...].
- S: Zalewski byłby OK, ale też utopiony. A ty byłbyś postrachem [śmiech], [...] Byłbyś taki jak ja, tylko jeszcze bardziej... Kiedyś cię komplementowałem, nie wiem, czy pamiętasz, to był największy komplement w moich ustach, że jesteś tak dobry, że mógłbyś być dyplomatą, nawet ministrem spraw zagranicznych.
Zadowoleni politycy po skomplementowaniu siebie nawzajem zaczynają mówić o Gowinie. Padają niecenzuralne słowa. Po chwili atmosfera robi się poważniejsza. Powraca temat Europy. I roli Polski w Europie. Panowie zgadzają się, że Rzeczpospolita jest liderem regionu. Dyskusję przerywa pojawienie się kelnera. Sikorski wyraża zaniepokojenie brakiem porto w ofercie restauracji. Kelner zapewnia, że portugalskie wino jest dostępne. Minister martwi się ceną. Ta jest zdecydowanie za wysoka. Po chwili namysłu panowie jednak zamawiają po dwa kieliszki. Łagodnie wkracza temat opozycji.
-
- OPERACJA ZEN
- S: Ty, ja uważam, że można zajebać PiS komisją specjalną w sprawie Macierewicza. R: No a co innego jest dzisiaj?

- S: No taaak. Kaczyński się przyspawał do Macierewicza i teraz trzeba Macierewiczem ich obu na dno pociągnąć. Tb, co jest w materiałach prokuratorskich, jest miażdżące. Można zrobić dwuletni cyrk. I niech oni się tłumaczą. Tam są straszne rzeczy. Wiem, bo byłem przy tym. R: Dobrze, tylko trzeba namówić. Musisz Donalda namówić.
- S: Robię, robię.
- R: Musisz, no.
- [niezrozumiałe]
- S: Już jest Palikot, SLD i PSL.
- R: Tylko Donald...
- S: Donald się waha, ale lekko za. Powiedział: niewykluczone. Niech oni, najpierw będzie skarga do sądu na prokuraturę. [...] No tak, bo to jest skandal, kurwa. Skandaliczne. [...]
- R: To w takim przypadku powinien iść za to do więzienia.
- S: I tak mógł produkować dokumenty ściśle tajne.
- R: Wtedy to powinien za to pójść do więzienia, że ujawniał dokumenty.
- S: Ta. Agenturę.
- R: Za to. Jeżeli był osobą prywatną.
- S: To jest ewidentny deal Seremeta z Tuskiem. To, co robią. [...] Wiesz, na czym polegała operacja ZEN, którą Macierewicz ujawnił? To była operacja, nadzorowałem ją osobiście, zlokalizowania Al-Zawahiriego. Stary komuch. Oczywiście.
- R: Oczywiście, ten, Malinowski.
- S: Nie... Nie Malinowski, ale podobne [...], ten, który tam dla talibów lokował walutę, jakieś szmaragdy, coś, i miał dość. I to była o tyle fajna operacja, że była samoweryfikująca się. My daliśmy tylko
- kasę na drobne wydatki, 20 tys. dolarów. I to, co oni chcieli od nas, Afgańczycy, że my zaświadczymy, przypilnujemy, że jak oni wystawią Al-Zawahiriego, to Amerykanie na pewno im wypłacą nagrodę. Wszystko było samoweryfikujące się. Bo chodziło tylko o to, żeby podać współrzędne, potem Amerykanie peperoni i potem albo jest ZEN, albo nie ma. I tam jedna próba nie wyszła, druga próba nie wyszła i miała być trzecia próba i jakby ta nie wyszła, to OK, kończymy operację.
- ten kura ujawnił operację.
- Wątek afgański płynnie przechodzi w opis stosunków polsko-amerykańskich. Minister spraw zagranicznych nie ma wątpliwości, że polityka prowadzona przez premiera i szefa MON jest błędem.
- Wiesz, że polsko-amerykański sojusz to jest nic niewarty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa - oznajmia Sikorski. Jego towarzysz dopytuje, dlaczego.
- Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy - wyjaśnia szef MSZ. W temacie stosunków polsko-amerykańskich wszystko jest jasne, więc rozmowa przenosi się na temat mentalności Polaków.
- NASZA MURZYŃSKOŚĆ
- S: Problem w Polsce jest, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę.
- R: Taki sentymentalizm.
- S: Taka murzyńskość.
- R: Jak, jak?
- S: Murzyńskość.
- Po tym dialogu następuje zwrot akcji. Sikorski z Rostowskim zaczynają rozmawiać o europejskiej przyszłości premiera Donalda Tuska. Ze swadą omawiają zalety i wady szefa rządu. Zgodnie uznają, że premier bardziej nadaje się na następcę van Rompuya niż Barroso

- DWÓCH NASZYCH W EUROPIE
- R: To nie jest w naszym interesie realnym [śmiech].

S: Nie, to może być w naszym interesie. Z jedną oczywistą, dla Donalda jedynie słuszną zmianą. Nie na szefa komisji, po ptaszek mu to.
R: No dobrze, na szefa rady.
S: Na szefa rady. I wtedy mamy dwóch [dwa stanowiska w Europie], a nie jednego. Bo szef rady nie jest komisarzem.
R: A, w tym sensie, szerokim.
S: I mamy dwóch.
R: Zresztą on uważa, że ma lepsze szanse na szefa rady. Nie musi po angielsku dobrze mówić.
S: No ta. A czysta polityka to jest jego żywioł, a tam zarządzanie, wiesz, jakimiś pierdołami.
R: Komisja to jest prawdziwa władza.
S: To prawda, ale to jest też prawdziwe administrowanie. [...] Ale to nie jest największa siła Donalda. On nie jest geniuszem administrowania. Wiesz, on nam dał dużo swobody...
R: I dobrze, i super.
S: Ale ja bym swoim ministrom tyle nie dał. [śmiech]
R: Ja daję ludziom dużo swobody, ale wiesz co?
S: Ale ja monitoruję na bieżąco, co robią, [szepty o problemach w rządzie]
R: Szambo. Tam jest szambo.
S: Tak, ale to dlatego, że komitet nie działa.
Ostatnie zdanie dotyczy Komitetu Stałego Rady Ministrów, którego szefem jest jeden z najbliższych współpracowników premiera Jacek Cichocki. Rozmowa staje się coraz bardziej niezrozumiała. Rostowski mówi bardzo cicho. Coraz częściej szepcze również głośny do tej pory Sikorski. Rostowski opowiada, jak przy okazji rekonstrukcji rządu zaczepił Ewę [Ewa Kopacz], mówiąc: „Jeden wielki plus odwołania będzie, że nie będę musiał tego palanta słuchać. A ty tego nie możesz powiedzieć’! O kogo dokładnie chodzi? Ten fragment jest niewyraźnie nagrany. Można się tylko domyślać. Wśród szeptów daje się wyłapać opinię Sikorskiego, że Rostowski byłby dobrym szefem klubu PO w Sejmie, a Paweł Graś jest świetnym sekretarzem generalnym partii. W rozmowę wkrada się
jednak niepokój. - Boję się, że Grzesiu się odwinie - oznajmia szef MSZ. Grzesiu, czyli Grzegorz Schetyna.

PRZYSZŁOŚĆ BYŁEGO MARSZAŁKA
R: On może cicho siedzieć. Ale co on może potencjalnie?
S: Wiesz co, ja rozmawiałem o tym z Donaldem. On... znaczy teraz może cicho siedzieć, czekać, aż Donaldowi powinie się noga, czyli dokładnie to, co mógł robić od lat, tylko na niższym poziomie.
R: Dokładnie.
S: No to głupio.
R: Bardzo.
S: W indyjskiej polityce jest takie powiedzenie: jak nie możesz być lwem, to nie znaczy, że musisz być komarem.
R: Ale dygresja piękna, piękne, ale to piękne, piękne, piękne.
S: [śmiech] Głupia decyzja o niekandydowaniu, bo przecież jakby kandydował, toby dostał 40 procent i byłby kimś.
Schetyna byłby kimś, gdyby wystartował w wewnętrznych wyborach przeciwko Tuskowi. Panowie są co do tego zgodni. Zgadzają się również, że były marszałek Sejmu nie ma predyspozycji lidera. - On jest z żułii lwowskiej - podsumowuje Sikorski. Wniosek jest jeden: Schetyna jest ograniczony, a górny pułap jego politycznych możliwości to szefowanie MSWiA. Atmosfera robi się coraz weselsza, a rozmowa coraz głośniejsza. Biesiadnicy zaczynają opowiadać dowcipy.

BURDELOWE DOWCIPY
S: Znasz to? Przychodzi pan Jacek do burdelu.
R: Pan Jacek?
S: Tak.
R: A może pan Radek? [śmiech] No, mówisz.
S: A burdelmama mówi: Panie Jacku, pan już dzisiaj trzeci raz.
R: [śmiech]
S: Kurwa, przez tę sklerozę to się peperonię na śmierć.
R: Piękne, [śmiech]
S: Słyszałem dziś kawał. Agencja towarzyska, oferta promocyjna, cennik. Szef agencji mówi „Panowie: blow job
- 25 złotych. Anal job - 35 zł. To bardzo przystępnie”.
R: To bardzo przystępnie.
S: Klient pyta: a klasyczne peperoni? A szef burdelu odpowiada: klasyczne nie jest jeszcze w ofercie, bo niestety jestem jeszcze sam.
R: [śmiech] Ja bym taki właśnie opowiadał, że przychodzi do burdelu facet i prosi o najchudszą dziewczynę. Jedną z najchudszych, wysoką... Gdy dziewczyna się pojawia, klient mówi: proszę jej włożyć obrożę.
S: Obrożę?
R: Obrożę. Reks! [woła psa] A ta cała zdenerwowana. Burdelmama zdenerwowana. Reks, widzisz? Jak nie będziesz jadł, będziesz tak wyglądać.
Panowie jeszcze przez chwilę opowiadają stylowe dowcipy. Śmiejąc się głośno. Potem rozmowa znów zaczyna przypominać niezrozumiałą szeptankę. Po dwóch godzinach spotkanie dobiega końca. - Wiesz, ty i ja mamy podobny problem. Ludzie nie rozumieją, że można być poważnym i dowcipnym. Jak jesteś dowcipny, to znaczy, że nie jesteś poważny. To jest problem. A ja jestem w niektórych sprawach śmiertelnie poważny, a w innych mam poczucie humoru
- podsumowuje wieczór minister spraw zagranicznych. - Po tym porto życie jest jeszcze lepsze - kwituje Rostowski. ■
- Michał Majewski „Wprost”



MIMO, ŻE PROPAGANDA RZĄDOWA UPARCIE SKUPIA UWAGĘ NA WYKRYCIU OSOBY NAGRYWAJĄCEJ, TO OPINIA PUBLICZNA W DALSZYM CIĄGU POTRZEBUJE TREŚCI PROWADZONYCH W LOKALACH ROZMÓW. WAŻNIEJSZE SĄ KOMPROMITUJĄCE WYPOWIEDZI POLITYKÓW, BOWIEM TO ZA ICH PRZYCZYNA MAMY KOLEJNĄ AFERĘ NA SZCZYTACH WŁADZY.

POLSKI SYF I FOLKLOR
ROZMOWA PAWŁA GRASIA Z JACKIEM KRAWCEM.

6 lutego w restauracji Sowa & Przyjaciele odbywa się głośna impreza urodzinowa wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. Dwa dni później w tym samym miejscu jeden z uczestników imprezy minister Paweł Graś spotka się z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem. Kelner wspomina, że przed restauracją ekipa Superstacji kręci materiał: „Wspomnienia imprezy przedwczorajszej”. - Ja peperonię! - wyrywa się najbliższemu współpracownikowi premiera.
Z nagrania wynika, że rozmowa Grasia z Krawcem ma charakter rutynowo- -towarzyski. Taka wzajemna wymiana poglądów na aktualne tematy.
Panowie są w bardzo dobrych relacjach. Prezes Orlenu ma konkretną sprawę: na 12 września planuje koncert z udziałem U2 i wystąpił do premiera o patronat. Interesuje go też aktualna sytuacja polityczna w Platformie. Graś opowiada mu, jakie są polityczne cele Tuska. Krawiec sonduje, czy możliwy jest scenariusz, że Tusk obejmie wysokie stanowisko w Komisji Europejskiej. Minister nie zaprzecza, choć przyznaje, że premier się opiera. I dodaje, że teoretycznie, gdyby premier objął tekę wysokiego komisarza albo szefa Rady Europejskiej, mógłby dalej kierować partią.
- Tylko jak by to wyglądało! - martwi się. Krawiec jest przekonany, że Platforma nie wygra wyborów w 2015 r. Graś liczy, że się to uda. To zresztą główny cel Tuska. Tymczasem, zdaniem Grasia, pozytywny dla PO wynik wyborów może zależeć właśnie od tego, czy Tusk zdecyduje się na europejski awans. Przyznaje, że rozmawiał już nawet z premierem o ewentualnych następcach Tuska, którzy mogliby go zastąpić w kraju.
JK: Te wybory w europarlamencie są teraz 25 maja? A potem wybierają tych szefów komisji? Czy jak to jest? Kiedy się kończy kadencja Barroso itd. ?
PG: Chyba formalnie na jesieni, ale to de facto powinno się wszystko rozstrzygać w czerwcu.
JK: I Donald nie chce?
PG: Nie chce bardzo, ale wszyscy mu tłuką, żeby, wiesz, albo na szefa komisji, albo na Van Rompuya, szefa Rady Europejskiej.
JK: Jest to kuszące, ale ryzykowne chyba trochę, bo po czterech latach tam to już chyba (odejdzie - red.) na zawsze z polskiej polityki. Bo co on tu może jeszcze więcej zrobić?
PG: Chyba, że wiesz, wraca na prezydenta.
JK: No to też jest jakaś opcja fajna.
PG: Przy jego sposobie funkcjonowania [...].
JK: Jeżeli jest taka opcja pogodzenia tego i trzymania tutaj cały czas partii i spraw wszystkich w ręku to tak, chyba że pójdziesz tam i tu się to wszystko rozjebie, to wtedy się trzeba zastanowić.

PG: Nie widzę, kim by to można było utrzymać, bo już Grzegorz [Schetyna - red.] to na pewno nie, w ogóle na to nie ma szans.
Zresztą to widać po tym Dolnym Śląsku, jak tam, kurwa, ludzie odetchnęli stary, jakby się z kolan podnieśli, jakby ich z jakiejś, kurwa, niewoli egipskiej wyprowadzić, tak ich wszystkich tam terroryzował, za mordę trzymał, że teraz nawet jego zwolennicy oddychają z ulgą, że się skończyło, jak się skończyło.
JK: Wiesz, takich chętnych, żeby to wszystko wziąć, to by się pewnie znalazło, tylko pytanie, czy on by chciał, kurwa.
PG: Tylko żaden nie ma na to papierów, więc na razie, wiesz, mieliśmy długą rozmowę na ten temat.
JK: Ciężka decyzja, mówię, bardzo kusząca, bo to jednak idziesz w zupełnie inną orbitę, odseparowujesz się od tego wszystkiego, od tego syfu, kurwa, jesteś dużym misiem, odseparowujesz się od tego folkloru, od tego syfu. Tak naprawdę pytanie jest o motywację, można mieć w życiu różne motywacje, można trzy kadencję premierem [być - red.].
PG: On ma motywację najważniejszą, czyli wygrać wybory w 2015.
JK: To jest nie do zrobienia.
PG: Pytanie, czy taka decyzja zaszkodzi, czy pomoże?
JK: A to by mogło pomóc mu?
PG: Różnie, wiesz, to jest Polska, nigdy nie wiesz, jak ludzie co ocenią, czy powiedzą dobra, super, kurde, świetnie dla Polski, rewelacja, dobrze się stało, niech pan dzielnie walczy o Polskę, czy powiedzą zdradził, uciekł, poszedł na kasę. Z drugiej strony, jak nie będzie, a będzie wiadomo, że była szansa, to powiedzą, że skandal, bo taką szansę Polska miała i jak mogliście dopuścić, żeby ją stracić?
JK: A jakby tam poszedł, to musi się zrzec szefostwa partii formalnie? Musi, tak?
PG: Niby faktycznie nie, bo jak go docisnąłem, kurde, akurat przedwczoraj mieliśmy taką długą rozmowę. Gdzie jest to napisane, że nie może być ? Chyba nie jest to nigdzie zapisane, napisane, ale jakby to wyglądało? [...]
JK: To się nie da podjąć takiej decyzji, trzeba się przygotować na rożne warianty. [...]
JK: Oczywiście, wolałbym, żeby nie poszedł ze swoich osobistych pobudek, ale jakbym był nim, to tak 60/40, żebym chciał pójść. To jest jednak duża rzecz, inna liga.
PG: Ta, inna liga.
JK: Ryzyko jest takie, że peperoni Platforma wybory, przyjdą te oszołomy, kurwa, i zrobią tu, kurwa, kocioł taki, że wszyscy będą mieli... wiesz.

CAMERON I TUSK

Panowie kontynuują rozmowy na tematy międzynarodowe. Schodzi na Damda Camerona, premiera Wielkiej Brytanii. W czasie kampanii wyborczej na Wyspach szef rządu ogłosił propozycję zaostrzenia polityki migracyjnej wobec nowych emigrantów z Unii. Utrudniałyby one dostęp do świadczeń i ułatwiały deportację.
JK: Co oni peperonią z tymi Polakami, z tymi zasiłkami? On mi się wydaje taki rozsądny gość, ja jestem w tej europejskiej radzie [prawdopodobnie chodzi o Europejskie Forum Nowych Idei, w którego radzie zasiada Krawiec - red.] [...] jak była sesja w Londynie, to się z nim spotkałem, sensownie gada.
PG: Bezmyślne, pewnie podsunięte, gdzieś tam przez ichniego Igora [Ostachowicza, spin doktora rządu - red.], pewnie z jakichś badań gdzieś tam ich wynikało, nie przemyślał konsekwencji, głupie to było, wiesz, Donald z nim od razu rozmawiał przez telefon, więc go peperonił tak, kurwa, że szkoda, że tej rozmowy nie nagraliśmy, kurwa, go tak zjebał.
JK: No i słusznie.

BARTŁOMIEJ UCZY SIĘ ŻYCIA

Następnie rozmowa schodzi na temat Bartłomieja Sienkiewicza, ministra spraw wewnętrznych.
JK: A jak tam Bartłomiej, jeszcze cię zapytam?
PG: Uczy się życia, wiesz. Myślał, że, jak to Donald mówi, sobie przyjdzie i stanie, kurwa, w tej apaszce z papieroskiem i będzie
OK. I będzie nam mówił, jak ma być, bo on wie najlepiej, to teraz, kurwa, się i skończyło. JK: [żartobliwie] Mówię tam kiedyś do niego, kurwa, Bartek, co z tym Trynkiewiczem? Mówię, że najlepiej, to by było go zabić, kurwa, tylko się nie da, ale chyba go tam sąd przy skrzyni?
PG: No mam nadzieję, tak, zresztą tam jakiś wniosek wpłynął, żeby go w ogóle nie wypuszczać z więzienia. [...] Formalnie powinien się stać wolnym człowiekiem, wiesz, odsiedział karę za przestępstwo, ale no jest naciągana ta cała ustawa.
JK: Ale wiesz, obrońcy, kurwa, praw człowieka mogą się w dupę pocałować, bo naród jest generalnie za tym, żeby bestia siedziała.
PG: Zwłaszcza że on mówi wprost, że wróci z powrotem. Że ma jedną możliwość na 50 lat, żeby się zaspokoić i pójść w pierwszą bramę i peperoniąć dziecko.
JK: Żadnej jednostki chorobowej nie ma?
PG: No więc dokładnie tak, to jest też problem, jest w tym wąskim niebezpiecznym gardle, że nie wiadomo, co z gościem zrobić...
JK: No mam nadzieję, że się Bartkowi uda, bo jak on wyjdzie, to będziecie mieli przejebane, a on najbardziej.
PG: Myślę, że nie ma takiej możliwości, żeby w ogóle wyszedł.

DZIWNE WERDYKTY PROKURATURY

Po chwili panowie rozmawiają o planowanym koncercie U2 na Stadionie Narodowym, a także o tygodniku „WSieci”.
JK: Mówił ci Igor o takim pomyśle, co mamy na 12 września?
PG: 12 września?
JK: Ta, bo 4 czerwca to obsadza rozumiem Bronek, te wszystkie obchody, jakichś tam koncert Rolling Stonesów chce według najnowszych moich informacji. Tylko kasy szukają, oczywiście. To Owsiak organizuje, chce ściągnąć kasę od spółek [...], 30 baniek, nie? Więc [jest - red.] taki pomysł, żeby zrobić taką konferencję połączoną jakby z programem artystycznym. Zasięgnęliśmy języka, myśleliśmy o tym, żeby wyjść z tym za granicę, ale rozmawiałem z Igorem i Bartkiem, U2 chciało zagrać bez honorarium, tylko za pokrycie kosztów, ale w Berlinie. Myśleliśmy, żeby zrobić to pod patronatem Donalda i Merkel, ale chłopaki mówią, że to się będzie kojarzyło z murem berlińskim i ptaszek znowu wyjdzie itd.
Więc teraz nie 4 czerwca, żeby nie robić tłoku, tylko 12 września, bo podobno wtedy Donald rozda nagrody rocznicowe. No i pytamy się tych z U2, czy by nie przyjechali do Warszawy zagrać.
PG: Oż, kurwa.
JK: Też bez honorarium, ale za pokrycie kosztów. To też będzie z 1 min dolarów, ale byśmy to wzięli na klatę. Dzisiaj wysłałem do Donalda list w tej sprawie. Nigdy nie było U2 w Polsce, ten Bono jest taki bardzo społecznik, więc może chcieć uczestniczyć w czymś takim. Ciekawe, co nam odpowiedzą, bo oni mieli Berlin w trasie, a nie Warszawę. Żeby to nie był sam koncert, jakąś konferencję [zrobimy - red.], taką ku czci, że to 25 lat i co dalej, Europo czy Polsko. I tam proszę go o patronat nad tym przedsięwzięciem. Więc jakbyś mu powiedział, bo tam nie jest napisane, że to chodzi o U2, bo nie chciałem, żeby się to rozlało. A czekamy na odpowiedź od U2. Jakby to wypaliło, to byłaby fajna impreza, koncert niekomercyjny, niebiletowany, dla narodu, jakby się zgodzili, to zajebiście, nie?
PG: Na Narodowym?
JK: No, to do ustalenia jeszcze, też z nimi trzeba by ustalać, najlepiej na Narodowym, tylko Narodowy mały, idealnie byłoby na Bemowie zrobić. Trzeba by to też z rangą uroczystości zgrać, nie na polu, kurwa, no wiec kombinujemy.
PG: No, to by było genialnie, jakby się udało.
JK: Druga rzecz, to już gadałem z Cichym [Jacek Cichocki, szef Kancelarii Premiera - red.] i z Włodkiem [Karpińskim, szef MSP - red.] też wczoraj. [...] Pytanie, no bo to jest też taki okres, wrzesień, trzy tygodnie września tuż przed wyborami samorządowymi, że to, moim zdaniem, powinno dobrze wyglądać. Najlepiej jakby był sukces sportowy przy okazji. [W tym czasie w Polsce mają się odbywać mistrzostwa świata w siatkówce - red.] [...] Cichy miał rozmawiać z Karpińskim i z Donaldem też, bo rozumiem, że ta impreza musi wyglądać, musi być godna.
PG: Tak! Jak już jest, to Polacy lubią takie rzeczy. [...]
JK: Dobra, to jakbyś to pismo tam gdzieś widział w sprawie tej konferencji, to możesz szefowi podpowiedzieć, o co chodzi, żeby wiedział. Jakbyś słyszał, że mi ktoś chce coś zabrać albo nie dać, to też możesz tam powiedzieć, jakby konkurencja coś wyśledziła.
PG: Kto by się odważył?
JK: Chłopaki są sprytne, kurwa, albo mają więcej czasu, albo mniej przyzwoitości, mi nie wpadło do głowy przez sześć lat, a tu kurwa widzisz, jebani, jeszcze Klesyk [pre¬zes PZU] kura, wiesz, że on „W sieci” ogłoszenia daje?
PG: No, widziałem właśnie.
JK: Ja mówię, co ty, kurwa, odpierdalasz? A on, że to klienci potencjalni. Wiesz, już się ustawiają, kurwa, media, już widać.
PG: Tak, tak, prokuratura też już widać, coraz dziwniejsze te werdykty wydaje, już czeka, patrzy na sondaże.

SZKODA NOWAKA. ŁADNIE RÓSŁ

Wdzięcznym tematem stają się problemy z prawem Sławomira Nowaka. Obydwaj ostro krytykują byłego ministra transportu za mętne tłumaczenia w sprawie tzw. afery zegarkowej ujawnionej przez „Wprost”. W czasie gdy Nowak byt członkiem rządu, nosił na ręku szereg zegarków znanych marek. Potem starał się wyjaśniać, że niektóre z nich byty podróbkami, a pozostałe pożyczył. Ostatecznie Nowak za niewpisanie drogiego zegarka do oświadczeń majątkowych w styczniu 2014 r. (miesiąc przed wspomnianym spotkaniem) usłyszał prokuratorskie zarzuty (obecnie sprawa toczy się w sądzie). Zarówno Krawiec, jak i Graś dziwią się, że wiele miesięcy przed wybuchem całej afery, gdy o zegarki pytał go „Super Express”, ten nie uzupełnił oświadczeń. Zrobił to dopiero po pytaniach „Wprost”.
JK: A czemu, jak oni już mu napisali [„Super Express” - red.], czy tam on z nimi korespondował, że nie ma tego, czemu on tego nie wpisał, kurwa?
PG: To jest pytanie, na które nie udało nam się od niego uzyskać odpowiedzi.
JK: A już to jego, kurwa, wypisywanie na tych twitterach czy fejsbukach? Nie wiem, bo nie używam żadnego, gdzieś tam wypisywał, a to, kurwa, kupił, a to mu rodzina kupiła, a to pożyczył. Tysiąc wersji, kurwa, i to niepytany. Zamknąłby ryja po tym, co „Wprost” napisało.
PG: Tak, ale to chodziło o kilka zegarków, a przez te tłumaczenia ludziom się już kompletnie peperoniło, a tu się okazało że jeden, dobra, pożyczony, drugi podróba, wiec się bronił przed tym, żeby się przyznać, że to podróba, więc coś... [...]. A czemu on tego po prostu wtedy tego po prostu nie wpisał? Jak by to wpisał, już by było, kurwa, po sprawie. Może się bał? Może liczył, że przyschnie? Że zapomną? JK: Tak.
PG: Tak, to go położyło. To był koronny dowód. Są maile, redaktor naczelny [„Super Expressu” - red.] zeznał, że z nim rozmawiał, że go prosił, żeby nie zamieszczał i oni powiedzieli: „OK”. Że poczekają aż wpisze i poczekali, kurde.
JK: Ja nie jestem prawnikiem, ale z punktu widzenia procesowego to ja jestem ciekawy jaką on teraz linię obrony przyjmie? Jak są zeznania naczelnego, SMS-y, maile, to bardzo ciężko jest coś wymyślić, kurde, zapomniał może powiedzieć, kurwa, naj¬wyżej, przynieść zaświadczenie lekarskie, że cierpi na ataki [...].

PG: Przypomniał sobie po dwóch latach, tylko już powinien konsekwentnie nie wpisywać. Znaleźć jakiś powód, dla którego nie wpisuje. A on, jak się tylko ukazało we „Wprost”, to on od razu wpisał, to czemu, kurwa, tyle czasu nie wpisywał? Przez tyle lat zegarek, kurwa, na urodziny, pół roku później Wawrzyn [Piotr Wawrzynowicz, który miał kupić zegarek nie wpisany do oświadczenia - red.] kupujący, coraz wychodziły nowe rzeczy.
Mimo tych słów krytyki obydwaj panowie bardzo żałują, że afera zegarkowa wymiotła Nowaka z ministerstwa transportu.
PG: Szkoda, kurde, bo straciliśmy ważnego zawodnika na jakiś czas przynajmniej.
JK: No to wersja pozytywna, że na jakiś czas.
PG: Młody jest, to jest jakiś plus.
JK: On głupi nie jest. Sobie jakoś w życiu poradzi. Szkoda.
PG: Szkoda. Ładnie rósł. [...] Tak, z drugiej strony dobrze mu grzało to ministerstwo. Przegryzł się dobrze. Zaczął funkcjonować nadspodziewanie.
JK: Szkoda. W takim momencie, miał już wszystko poukładane, nie?
Jacek Krawiec ma też swoją hipotezę, co doprowadziło Nowaka do katastrofy. Twierdzi, że kontrowersyjne - na co dzień - zachowanie byłego ministra.
JK: Za dużo było tego lansiarstwa, to jednak kłuje w oczy. [...] Jak szczerze rozmawiamy, to, wiesz, to towarzystwo, z którym on się prowadzał po mieście... kurwa. Kiedyś dzwoni do mnie: „Co robisz?”. Ja kończę spotkania, dziesiąta wieczorem. „To wpadaj do nas, w Charlotcie”. Co to, kurwa, jest Charlotte’a? Pytam kogoś potem i się okazuje, że to taki klub hipsterski dla 17-, 18-latków na placu Zbawiciela. Pytam go: „A z kim ty tam jesteś?”. „A z Wawrzynem [Piotrem Wawrzynowiczem - red.], Siwym i trenerem z siłowni”. Ja peperonię, co to za, kurwa, towarzystwo? I on się prowadzał, wiesz, po takich klubach.

PISOGRÓD, KURWA, TOTALNY

Obydwaj rozmówcy narzekają na prokuraturę. Sugerują, że działa ona na zlecenie PiS. Na dowód Jacek Krawiec przypomina sprawę Marka Serafina, byłego wiceprezesa Orlenu. Został on w grudniu 2011 r. zatrzymany przez ABW pod zarzutem korupcji. W efekcie mu - siał odejść z zarządu koncernu. Jednocześnie chwalą funkcjonowanie ABW.
PG: Tak, tak, prokuratura też już widać coraz dziwniejsze te werdykty wydaje. Już czeka, patrzy na sondaże.
JK: No, ale ten Seremet [Andrzej Seretem, prokurator generalny - red.] to był tak wybrany. Tutaj cała przecież ta apelacyjna warszawska [Prokuratura Apelacyjna w Warszawie - red.] to przecież jest pisogród, kurwa, totalny. Zaniknęła mi tego, kurwa, mojego zastępcę po damski ptaszek się okazuje, kurwa. Facet 40 dni siedział i za chwilę ma mieć umorzoną sprawę. Gdzieś tam sobie poradził zawodowo, no ale u nas był taki kryzys, kurwa [...]. Tam jest zastępca Tyl [Waldemar Tyl, zastępca prokuratura apelacyjnego w Warszawie - red.] od Ziobry [Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości - red.] i wszystko jest ekipa, wiesz. No, ale niestety w prokuraturze mają swoje siedlisko.
PG: Jeszcze tym oddzieleniem [funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - red.] dopomogliśmy. Także właściwie wiesz, żadnych środków sobie państwo nie zostawiło, żeby oddziaływać.
JK: Ja ci powiem też, po zmianach dużo lepiej się współpracuje z ABW, zupełnie inny klimat. Już nie ma szukania, chodzenia, knucia, szczucia. Tylko jest normalna współpraca, jak coś potrzebują.
PG: [ABW - red.] To taka solidna firma.

POTRZEBNY NOWY LOKAL

Zbliża się koniec spotkania, panowie mają problem, jak wyjść z restauracji.
Kelner: Samochód jest tutaj?
PG: Z tamtej strony.
Kelner: To ja może powiem, żeby tutaj podjechał. Bo tam Superstacja jest i kręcą wspomnienia imprezy przedwczorajszej. PG: Ja peperonię.
JK: Kurwa mać, po prostu, spalą panu lokal zaraz.
I żartują, że może lepiej poszukać sobie nowego lokum, jak na dalej, na przykład na Bemowie. ■
Afera podsłuchowa to finalna faza scenariusza rozbiorowego

Grzegorz Braun się myli - to nie jest rozbiór, ale ludobójstwo.
Poproszono mnie bym zamieścił wywiad Aldony Zaorskiej ze znanym reżyserem Grzegorzem Braunem, zamieszczony w nr. 26 Gazety Warszawskiej. Tezy Brauna zbiegają się z tym, o czym tutaj pisaliśmy i dyskutowaliśmy – reżyserowi udało się zebrać to wszystko w jedną logiczną i spójną całość, choć kilka ważnych spraw pominął lub omówił zbyt lakonicznie – pewnie dlatego, że z uwagi na „polityczną niepoprawność” nie mogły by się ukazać w gazecie o sporym nakładzie.
Oczywiście, chodzi o tworzenie państwa żydowskiego na terenie Polski i Ukrainy – Judeopolonii.
Ponieważ wywiad znalazł się na kilku alternatywnych portalach, to ograniczę się do zacytowania kilku, wydaje mi się, kluczowych fragmentów. Całość możecie przeczytać np. tutaj:
• Afera podsłuchowa to finalna faza scenariusza rozbiorowego
Należy wypunktować kilka ważnych spostrzeżeń Brauna:
1. Afera służy dalszej destrukcji państwa polskiego, a z polskich polityków robi szmaty, z którymi nikt nie będzie chciał rozmawiać. Zmiany, które nastąpią będą zgodne z interesem międzynarodowych lichwiarzy – zbrodniarzy, a nie Polaków.
Cyt: … rezultatem jest przede wszystkim dalsza totalna destrukcja państwa polskiego, porównywalna wyłącznie pod względem rozległości skutków z zamachem smoleńskim 2010 r. (…) w tym scenariuszu rozbiorowym jako nieodzowny musi się pojawić element spektakularnej kompromitacji państwa polskiego zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wobec własnych obywateli…
(…przyjdzie niedługo) faza finalna instalacji na naszym terytorium zrębów alternatywnego tworu państwowego połączonego z odebraniem narodowi polskiemu suwerenności na jego własnym terytorium – żeby wówczas znaczna część obywateli zniechęconych do własnego państwa, rozczarowanych, pełnych goryczy i pogardy wobec tych, którzy tworzą tę atrapę fasady państwowości, przyjęła z ulgą, a może nawet z radością alternatywne rozwiązania polityczne, które w dodatku zostaną przedstawione jako scenariusz ratunkowy dla Polski…
2. Przygotowywany jest kolejny etap niszczenia Polski – kryzys finansowy, bankructwo Polski. Min. Belka, próbując przeciwdziałać przyspieszył ujawnienie afery podsłuchowej, gdyż jego działania mogły poważnie zaszkodzić planom międzynarodowych lichwiarzy – zbrodniarzy.
Cyt: …kolejnym etapem będzie już niezadługo odpalenie tzw. kryzysu finansowego, bo i w finansach trzeba stwierdzić wyraźnie, że to nie żaden kryzys, tylko rezultat działań międzynarodowych lichwiarzy, będących w istocie właścicielami Polski. (…) według swego uznania proklamują po prostu bankructwo państwa polskiego, a co gorsza doprowadzą wcześniej do sytuacji, że Polacy nawet nie będą takiego państwa żałowali (…)
Wówczas pojawią się „dobroczyńcy” „zbawiciele” i „wielcy przyjaciele Polaków” którzy zaproponują programy naprawcze, restrukturyzację finansów państwa, będącą w istocie jeszcze mocniejszym uwikłaniem Polaków w piramidę finansową, w której zresztą już tkwimy (…) wątek finansowy, który pojawił się w rozmowach pierwszoplanowych finansistów, reprezentujących w Polsce interesy owych lichwiarskich banków, mógł paradoksalnie przyczynić się do ujawnienia całej afery. Bo czy przypadkiem ci ludzie, posuwając się do prób emisji większej ilości papierowego pieniądza, czym usiłowali być może podreperować swoją bieżącą sytuację, nie popełnili największego grzechu, próbując dokonać tego bez porozumienia z gangsterami, którzy mają ich los w swoim ręku?
3. Wciągnięcie Polski w konflikt wojenny. Braun o tym nie wspomina, ale taka sytuacja jest bardzo wygodna po to np. żeby wymordować rzeczywistą opozycję w Polsce.
Cyt: …patrioci z Prawa i Sprawiedliwości wystąpili w charakterze żyrantów pewnych rozwiązań, które do finalizacji scenariusza rozbiorowego są również konieczne. Być może to właśnie patrioci są potrzebni do tego, żeby podżyrować zaangażowanie Polski w konflikt wojenny, w wyniku czego zostanie przeprowadzony jakiś np. transfer uchodźców do Polski na większą skalę, za którym pójdzie np. zmiana prawa. …
4. Podsłuchy zrobili agenci międzynarodowych lichwiarzy – zbrodniarzy, czyt. Mossad / syjonistyczne elementy w CIA, MI5 i FSB. W Polsce reprezentują ich wysocy rangą agenci ABW, w tym znani dziennikarze (!)
Cyt: … Ja nazywam finalny efekt tego scenariusza kondominium rosyjsko-niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym. Do tego to wszystko zmierza i aktualne konwulsje państwa polskiego idealnie do niego pasują. To najlepsza odpowiedź, jaką mam, na pytanie o autorów tego scenariusza (…)
Dlaczego ta akcja (ABW w siedzibie „Wprost”) słabo im poszła? Być może wycofanie się funkcjonariuszy ABW wynikło z tego, że po wkroczeniu do redakcji natknęli się w niej na funkcjonariuszy wyższych rangą, starszych stopniem, godniejszych funkcją i pełniących bardziej odpowiedzialne role, np. role „dziennikarzy śledczych”?
5. Jak się bronić? Braun ma krótką odpowiedź: KOŚCIÓŁ – SZKOŁA – STRZELNICA.
Cyt: Jeśli Polacy nie znajdą obrońców w elicie politycznej, w której być może w ostatniej chwili obudzą się jakieś instynkty patriotyczne, albo nie będzie to siła wystarczająca, aby mogli się obronić przed inwazją i instalacją tego nowego projektu na terytorium Polski, to trzeba, aby wyzbywając się złudzeń, ale nie wyzbywając ducha, okopali się tam, gdzie kto może, nie dali się pozabijać ani bardziej obrabować.
Trzeba po prostu starać się dotrwać w jakiej takiej kondycji do czasu, gdy ukonstytuowanie się w Polsce suwerennej władzy będzie możliwe. A o kondycję trzeba dbać – najlepiej realizując program: KOŚCIÓŁ – SZKOŁA – STRZELNICA. (…)
A co dziś? Nie dać się sprowokować, nie podejmować tej gry w czasie wybranym przez przeciwnika. Jeśli teraz ktoś będzie chciał Polaków wyciągnąć „na Majdan”-to proszę najpierw sprawdzić. (…) Angażujmy się, owszem, w bieżącą grę polityczną – przede wszystkim zadbajmy o patriotyczną bazę w naszych lokalnych wspólnotach: 1050 POLSKICH SZKÓŁ I STRZELNIC W 1050 PARAFIACH NA 1050-LECIE CHRZTU POLSKI…
===========================================
Podsumowanie.
Jeśli sądzicie, że Braun histeryzuje, to się grubo mylicie. Osobiście uważam, że jest on optymistą. W Polsce nie dokonuje się rozbiór, ale likwidacja Polski i Polaków. Ukryte ludobójstwo dokonywane jest już od ponad 20 lat.
Przykładem jest to co się dzieje w sądach – datą rozpoczęcia ludobójstwa była prawdopodobnie zmiana pieczęci sądowej, na której umieszczono ukryty znak „bestii” w postaci trzech sześcioramiennych gwiazd Dawida (666). Satanistyczna mafia Rotszyldów najpierw znakuje swoje terytorium, zanim przystąpi do realizowania morderczych planów.
Sejm i Prezydent zatwierdzają ludobójcze ustawy np. o GMO czy przymusowym szczepieniu. Powszechne jest ludobójstwo ekonomiczne – poprzez pozbawianie ludzi środków do życia, blokadę zatrudnienia dla niesfornych, niszczenie rodzin wielodzietnych. Szpitale są jednym wielkim przedsiębiorstwem holocaustu, gdzie najintratniejszym procederem jest pobieranie narządów od żywych jeszcze pacjentów.
Niestety, ale na plan KOŚCIÓŁ – SZKOŁA – STRZELNICA nie ma czasu, ani warunków. To tak jakby próbowano taki plan zaadaptować w Iraku lub Afganistanie, gdzie w ciągu pierwszego roku „interwencji pokojowych” wymordowano większość elit. Możemy się spodziewać tego samego w Polsce. Bez słowa oporu akceptowane są ustawy zezwalające na interwencję z bronią obcych służb i wojsk na terenie naszego kraju. Po cichu wprowadzane są bezzałogowe samoloty – drony, które już niedługo bezkarnie będą mogły odstrzeliwać patriotów, jak w Afganistanie, Pakistanie czy Iraku. Wszechobecna inwigilacja i podsłuchy praktycznie całkowicie uniemożliwia konspirację – chyba, że zrozumiemy iż telefony komórkowe, komputery czy nawet nowoczesne telewizory są bronią przeciwko nam.
Sądzę, że musimy zainicjować taki sposób walki na nasze życie, jakiego jeszcze naród polski nie wykorzystywał. Największa siła jest w jedności i wspólnej woli. Jak najszybciej należy zacząć bojkotować wszystko co służy wrogowi do niszczenia nas, niekoniecznie w sposób bezpośredni. Wystarczy zbojkotować sponsorów, którzy reklamują się w antypolskich mediach.
Można ustalić godzinę, o której codziennie tysiące, setki tysięcy czy w końcu miliony nas będzie medytować i modlić się w jakimś określonym celu, zgodnym z naszym interesem. Można to ogłaszać przez internet. Siła ludzkiego umysłu jest znacznie większa niż broni atomowej. Jak sądzicie, dlaczego żydzi się tak intensywnie modlą w dużych grupach? Oni wiedzą, że właśnie w tym leży ich siła. Dlatego idzie taki atak na kościół czy medytacje grupowe (nazywane sektami). Nasze mózgi są potężnymi antenami izotropowymi, narzędziami, którymi wygra się wojny niemożliwe do wygrania. Jeszcze jest nas wystarczająco wielu, potrzeba jest nam jedynie jedności. Powinniśmy odsuwać od siebie wszystkich, którzy tę jedność narażają.
źródło:
http://www.monitor-polski.pl/grzegorz-braun-sie-myli-to-nie-jest-rozbior-ale-ludobojstwo
Tags : afera podsłuchowa Przekaż dalej !

MICHAŁ MAJEWSKI szef działu Śledczego
„WPROST”
Roman Giertych nie jest pierwszym z brzegu mecenasem. To człowiek, który balansuje między adwokaturą, bizne¬sem i polityką. Reprezentuje syna premiera, ministrów, w gazetach można przeczytać, że jest typowany na ministra spraw wewnętrznych. Właściwie nie ma tygodnia, żeby się nie pojawiał w politycznych programach. Recenzuje, poucza, roz-daje ciosy przeciwnikom ekipy Tuska. Przyznam, że chyba żadna z dotychczasowych taśm „Wprost” nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Propozycje, które były wicepremier i główny obrońca rządu składał Piotrowi Nisztorowi, są absolutnie szokujące. Oto Giertych proponuje, żeby powołać swoistą spółkę do kolekcjonowania haków na najbogatszych Polaków i wymuszania na nich pieniędzy. Giertych chce z tej metody zrobić, jak mówi, „way of life”, czyli sposób na życie. - Ty będziesz pisał. A ja będę, słuchaj, sprzedawał to - proponuje dziennikarzowi. Z ust Giertycha padają nazwiska biznesmenów, których można w ten sposób szantażować. To ludzie z czołówki listy „100 najbogatszych Polaków”: Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz-Żak, Leszek Czarnecki, Michał Sołowow.
Giertych proponuje dziennikarzowi: „Masz materiał na następną książkę, to możemy zrobić firmę, tak? Ja daję opiekę prawną. Wszystko załatwię tak, żeby było koszerne. Ty zbierasz materiały, ty piszesz, zadajesz pytania”. Te deklaracje Giertycha są niebywałe. Inne jego pomysły również mrożą krew w żyłach. Oto mecenas chce wykupić od dziennikarza książkę o najbogatszym Polaku, Janie Kulczyku. Oferuje 400 tys. zł i dziesięć procent od tego, co uda mu się wyszarpać od Kulczyka za zakopanie książki.
Giertych opisuje, w jaki sposób operacja ma być opłacona: „Spółka kupuje anonimowo. Oczywiście przez mojego człowieka. Mojego nazwiska nie będzie. Kupuje, płaci podatki, wszystko.
Za robotę masz zapłacone pięć razy tyle, co dostaniesz w najlep¬szym wariancie megabestsellerów. I zabieramy się za następnego gościa [miliardera - red.], tak? Bo dla mnie to jest biznes. Ja na tym zarobię. Nie ukrywam [...]. W tej chwili modus operandi, że se bierzemy następnego gościa, tak? ”. Mówi to były wicepremier, były polityczny lider, mecenas polityków, kolega ludzi, któ¬rzy rządzą Polską. Metodami Giertycha, które przynoszą hańbę palestrze, powinna się zająć nie Naczelna Rada Adwokacka, ale prokuratura.
Inną sprawą jest to, co obrońca podobno liberalnej władzy sądzi o mniejszościach seksualnych, czyli, jak mówi, o „peda¬łach”. Jego opowieści o tym, jak chciał zdemaskować polityka rzekomo mającego skłonności homoseksualne, są żenujące. Kpiny z katastrofy smoleńskiej - po prostu żałosne.
Czy premier polskiego rządu wie, że jego syna i ministrów w sprawach prawnych reprezentuje mecenas planujący powo¬łanie „spółki” do wymuszania pieniędzy od przedsiębiorców? Człowiek, który jest chorobliwym homofobem? Człowiek, który drwi z jeszcze świeżej tragedii narodowej ? Nisko upadła władza, jeśli jej pierwszym i najważniejszym żołnierzem jest ktoś taki. ■
Czy premier wie, że jego syna i ministrów w sprawach prawnych reprezentuje mecenas planujący powołanie „spółki” do wymuszania pieniędzy od przedsiębiorców?

Coraz więcej tematów zastępczych. Okazuje się, że znane osoby występują pod dwoma postaciami. Oficjalnie widzimy zupełnie innych ludzi.



GIERTYCH: „Jakie są perspektywy [procesu Sieczkowska vs. Kulczyk - red.]: ława oskarżonych [dla Kulczyka - red.], proces, gdzie ja mu wszystkich tych emirów będę ścigał, żeby się stawili, tak? [...] Całą firmę mu przeczeszą, wszystkie komputery mu pozabezpieczam. Wszystko. [...] Oczywiście ja to robię dla pieniędzy. [...] I chętnie bym dodał do pakietu groźbę książki, tak?”
Nisztor kluczy, ucieka od jasnych dekla¬racji. Tłumaczy, że ma już podpisaną umowę z wydawnictwem na biografię miliardera. Mecenas się nie zraża.
GIERTYCH: „Jak im powiesz, że nie bierzesz odpowiedzialności za książkę, to przecież nie wydadzą, tak? [...] Znajdziemy sposób, żeby wypowiedzieć tę umowę temu wydawnictwu. Nie dotrzymali tego, śmego i owego”.
Przy wsparciu Pińskiego próbuje przekonać Nisztora, że wydanie książki przyniesie mu jedynie kłopoty.
GIERTYCH: „Trochę się na tym znam. Cała odpowiedzialność skupi się na tobie”.
PIŃSKI: „Będziesz jedyną osobą”.
GIERTYCH: „Bo przecież Kulczyk cię będzie ścigał do końca świata. Wszystkimi możliwymi metodami”.
Nisztor ucieka w dygresje, opowieści o zebranym materiale. Mecenas tłumaczy, że książka ma swoją siłę rażenia, zanim się ukaże.
GIERTYCH: „Powstanie jest najlepsze wtedy, kiedy jeszcze nie wybuchnie”.
NISZTOR: „No, to prawda”
GIERTYCH: „Bo jak wybuchnie, to przy¬chodzi siepacz [w tym przypadku chodzi o Kulczyka - red.]. Ponosi koszty, ryzyko, ale wyrżnie i ma spokój, tak ? A póki powstanie nie wybuchnie, to jest problem, bo on musi wstrzymać handel, boi się”.
Nisztor upiera się, żeby książka wyszła. Mecenas jednak nalega.
GIERTYCH: „Wyjdzie książka, oni cię pozwą za chwilę. I tyle, tak? Cała para [...] pójdzie w gwizdek. Ty nie wyrwiesz kasy, ja nie zarobię kasy. Faktem jest, że jak sprzedamy mu [Kulczykowi - red.] tę książkę, to książka nie wyjdzie. To jest prawda. Ale ty musisz, słuchaj, za tyle kasy to ty napiszesz następną książkę. No, o kimś innym”.
Były wicepremier opisuje, w jaki sposób operacja ma być opłacona.
Giertych o biografii Kulczyka: Spółka kupuje anonimowo. Oczywiście przez mojego człowieka. Mojego nazwiska nie będzie

GIERTYCH: „Spółka kupuje anonimowo. Oczywiście przez mojego człowieka, mojego nazwiska nie będzie. Kupuje, płaci podatki, wszystko. Za robotę masz zapłacone pięć razy tyle, co dostaniesz w najlepszym wariancie megabestsellerów. I zabieramy się za następ¬nego gościa [miliardera - red.], tak? Bo dla mnie to jest biznes. Ja na tym zarobię. Nie ukrywam [...]. W tej chwili modus operandi, że się bierzemy następnego gościa, tak?”
W końcu adwokat przechodzi do rzeczy i proponuje konkretne pieniądze.

Giertych do Nisztora: Dla mnie to jest biznes. Ja na tym zarobię.
Nie ukrywam. W tej chwili modus operandi, że se bierzemy następnego gościa, tak?

GIERTYCH: „Piotrek, moja ostateczna propozycja: cztery stówy [400 tys. zł - red.]
I dziesięć pro [chodzi o procent od tego, co uda się wyciągnąć od Kulczyka - red.]. Mogę zainwestować, zaryzykuję, największe moje ryzyko”.
Wcześniej Giertych mówi nawet o 20 proc. dla Nisztora od tego, co sam wytarguje u Kulczyka za zakopanie książki.
GIERTYCH: „Ja mogę umówić się z tobą tak, że przeleje ci sumę od razu. Na moje ryzyko i 20 proc. od tego, co wynegocjuję z nimi. Jeżeli mi zapłacą, tak? Bo może być tak, że nie zapłacą. Wiesz. Na pewno, że szukają, ale czy mi zapłacą tyle, ile chcę?[...] To jak akcje kupujesz. Nie wiesz, czy pójdą w górę, czy...”
Adwokat nie kryje, że cała operacja to świetny sposób na przyszłe funkcjonowanie.
GIERTYCH: „Słuchaj, powiem ci po¬ważnie: gdyby nam się razem udało zdobyć te pieniądze, to ja bym wszedł z następną [nienapisaną książką - red.], naprawdę. Jeżeli dziennikarsko, wiesz, masz hobby pisać źle o ludziach, to robisz, tak? A jeżeli korzystasz ze sławy, że robisz książki, które wydajesz albo nie wydajesz”.
Nisztor znów ucieka od odpowiedzi. Zaczyna odpowiadać o studiach Kulczyka. Jego rozmówca znów jednak roztacza rysujące się perspektywy:
GIERTYCH: „Bo możemy taki »way of life« zrobić. Ty będziesz pisał, a ja będę, słuchaj, sprzedawał to. Dawał ci support prawny” Mecenas zapewnia, że wszystko będzie bezpieczne.
GIERTYCH: „Bierzemy sobie następnego [miliardera - red.]. Bezpieczeństwo całej operacji. Bierzemy to jak przez śluzę”
W tym kontekście pada nazwisko Zygmunta Solorza.
GIERTYCH: „Czy nie możemy napisać książki o Sołowowie [Michale - red.]? [...] O Czarneckim [Leszku - red.] można na¬pisać trzecią książkę. [...] No to słuchaj. Ja mam kogoś, kto do nich pójdzie. Rzucisz im pytania? Czy już rzuciłeś? [...] Zadasz mu [Sołowowowi - red.] pytanie, czy w 1982 r. przewoził biżuterię w odbycie. Delikatnie. Dziewięć takich pytań”.
Były wicepremier mówi jasno, jak miałaby działać firma zbierająca haki na biznesmenów.
GIERTYCH: „Masz materiał na następną książkę, to możemy zrobić firmę, tak? Ja daję opiekę prawną. Wszystko załatwię tak, żeby było koszerne. Ty zbierasz materiały, ty piszesz, zadajesz pytania”
Nisztor spółki nie chce. Jego rozmówca tłumaczy jednak, że i tak książka nie wyjdzie, bo Kulczyk zdusi sprawę dzięki swoim finansowym możliwościom.
GIERTYCH: „Piotr, ale tego, Andrzej Andrzejem, co robimy z książką?”
NISZTOR: „Znaczy ten, ja ci powiem, ja bym chciał to wydać”
GIERTYCH: „No dobrze, ale dlaczego tu i teraz?”.
Nisztor przekonuje, że ukazanie się biografii Kulczyka będzie swoistym testem na to, czy tego typu książki mają w Polsce sens. PIŃSKI: „Ale pytanie po co?”. NISZTOR: „Jak? Po to, żeby następne książki były lepsze ”.
W pewnym momencie Giertych mówi o Kulczyku: „Ja tego gościa nie znoszę. Generalnie z przyjemnością bym patrzył, jak mu inni urywają, co mogą”.
Po blisko dwóch i pół godzinie przekonywania mecenas konkluduje.
GIERTYCH: „Masz konkretną ofertę, tak? To nie są, wiesz, machloje, tak dalej [...]. Nie ma w tym nic niemoralnego, bo to jest taka sytuacja na rynku. Uważam, że w tym moim działaniu nie ma nic niemoralnego”
Rozmowa odbywa się w czwartek. Gier¬tych chce, by Nisztor przemyślał sprawę do poniedziałku. Po to, by w nowym tygodniu już „omawiać biznes”.
Nisztor zapewnia dziś: - To było moje ostatnie w życiu spotkanie z Giertychem. Pińskiemu przekazałem, że nie jestem za¬interesowany takimi propozycjami.

GIERTYCH: „Lista stu, i to byłby bardzo ciekawy proces. Bo lista stu homoseksualistów polskiej polityki, tak? Na pierwszym dałbym: Jarek, drugie Kulczyk, trzeci Ziobro, po kolei. I teraz dojdzie do procesu”.
PIŃSKI: „No i jak udowodnić, że to obraźliwe?”
GIERTYCH: „No właśnie. I to jest, kurwa, problem. Bo co powiedzą, że to obraża? Może i nie, prawda? [...] Więc zrobiłbyś listę stu i dałbyś przypis tam na dole, że to są typy anonimowych aktywistów. [... ] Ale co by ci zrobili? Musiałbyś powiedzieć, że w następnym numerze zrobiłbyś listę stu najbardziej wpływowych hetero [...] więc pierwszy Donald Tusk, tak? Drugi Komorowski, trzeci Sikorski, czwarty Marek Suski”.
Giertych parodiuje też ostatnią rozmowę braci Kaczyńskich. Tę, którą prezydent prowadził z prezesem PiS już z pokładu tupolewa na 20 minut przed katastrofą 10 kwietnia 2010 r.
GIERTYCH: „I piszesz: Jarosław K. albo tak jak ten Sakowicz, piszesz: K. do K.:
Cześć L. Jak mamusia, zdrowa? - Mamusia zdrowa. - W szpitalu? - No, jeszcze w szpitalu. - Co u ciebie słychać, drogi L.?
No u mnie [...] prowokację zrobić. Na pewno Tusk prosił Putina, żebyśmy [...]. No więc chce, żebyśmy byli zablokowani. - Ląduj tyle. No. No to pogadamy później. Wyślij Błasika, nie rób tego sam”. ■

MUNDURY W I O TAŚMACH PRAWDY.
Z bloga Piotra Makarewicza.
W ramach ostatniego zamieszania związanego z opublikowaniem przez tygodnik „Wprost” stenogramów z podsłuchanych w restauracjach rozmów prominentnych polityków, chciałbym również zastanowić się nad udziałem w tej aferze ludzi w mundurach. Swoje refleksje poświęcę tym „mundurowym”, których nazwiska przewijają się w owych rozmowach oraz tym ludziom w mundurach, którzy o tej aferze się wypowiadają. Oczywiście, jeżeli chodzi o pierwszą grupę ludzi, to ich „udział” w tych wydarzeniach jest epizodyczny, ale jednocześnie bardzo charakterystyczny. Otóż w drugim podsłuchanym spotkaniu, które odbyło się na początku lutego, według stenogramu opublikowanego w tygodniku „Wprost”, wziął udział były minister transportu Sławomir Nowak, były wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz i były… dowódca jednostki GROM, pułkownik Dariusz Zawadka. Rzecz jasna, nie będę teraz analizował wymiany zdań w czasie tej rozmowy, ale zatrzymam się chwilę na postaci pułkownika Zawadki. Przypomnę, że ten oficer od 1991 roku był związany z GROM-em i służył na wielu stanowiskach w tej jednostce. W 2004 roku, po doznaniu kontuzji w czasie wykonywania obowiązków służbowych, odszedł ze służby do rezerwy. W 2008 roku, gdy pułkownik Patalong, ówczesny dowódca GROM (od 2006 roku), został na podstawie decyzji ministra obrony narodowej Bogdana Klicha przeniesiony ponownie na dowódcę 18 bielskiego batalionu powietrzno-desantowego (co w mojej ocenie, awansem po dowodzeniu GROM-em nie było), pułkownik Zawadka zostaje nieoczekiwanie przywrócony z rezerwy do służby i wyznaczony przez Bogdana Klicha na stanowisko dowódcy GROM. Jakie były wzajemne relacje i stosunki między pułkownikami Patalongiem i Zawadką – trudno powiedzieć. Jednak znamiennym jest, że gdy w 2010 roku było już wiadomo, iż prezydent Komorowski w dniu 15 sierpnia 2010 roku na dowódcę Wojsk Specjalnych wyznaczy pułkownika Patalonga, który będzie przełożonym pułkownika Zawadki, to dwa tygodnie wcześniej w dniu 30 lipca tegoż roku pułkownik Zawadka podał się do dymisji. Jak można przeczytać w Wikipedii, oficjalnym powodem dymisji „miał być zamiar obsadzenia stanowiska Dowódcy Wojsk Specjalnych przez płk Piotra Patalonga”.
Obecność pułkownika Zawadki na słynnym już lutowym spotkaniu z panami Nowakiem i Parafianowiczem utwierdza mnie w przekonaniu o istnieniu silnych związków niektórych ludzi w mundurach z postaciami polityki i biznesu. O tych związkach świadczy również fakt, że pułkownik Zawadka nie występował na tym spotkaniu jako oficer rezerwy, lecz głównie jako wiceprezes Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych (PERN) „Przyjaźń”. Trudno mi uwierzyć, że kwalifikacje do objęcia tak wysokiego (i dobrze opłacanego) stanowiska oficer ten uzyskał w czasie wieloletniej służby w GROM. Skłaniałbym się raczej ku tezie, że o tak intratnym stanowisku zadecydowały jednak wcześniejsze kontakty z politykami i wiele podobnych spotkań do tego z lutego 2014 roku. Owo spotkanie i podsłuchana rozmowa dostarcza jeszcze jednego przykładu na takie kontakty żołnierzy ze światem polityki. W toku tej rozmowy Sławomir Nowak, jak wynika ze stenogramu tygodnika „Wprost”, wymienia osoby zaproszone na imprezę do Pawła Grasia, sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej. Wśród zaproszonych widzimy, między innymi, ponownie nazwisko pułkownika Zawadki, nazwisko szefa Biura Ochrony Rządu, gen. bryg. BOR (od 12 czerwca 2014 roku) Klimka oraz dziwnie znajome nazwisko generała Bieńka. Tak, tak, tego samego Mieczysława Bieńka, czterogwiazdkowego generała WP, który 31 stycznia 2014 roku, a więc tuż przed lutową rozmową, zakończył czynną służbę wojskową. Nie sądzę, aby Paweł Graś zaprosił gen. Bieńka z powodu jego przejścia w stan spoczynku. Zaproszenie to jest zapewne wynikiem dobrej znajomości i prawdopodobnie wieloletnich kontaktów wojskowego z tym politykiem. W taki oto sposób światło dzienne ujrzały kolejne przykłady niejasnych koneksji i kontaktów osób wojskowych z działaczami politycznymi, które są korzystne dla żołnierzy. Miejsce „miękkiego” lądowania pułkownika Zawadki już znamy. Ciekawe, jakie będzie to miejsce (a może już jest) dla gen. Bieńka?
Odrębną grupę ludzi w mundurach stanowią ci, którzy z różnych pozycji komentują te ostatnie wydarzenia. Ponieważ chodzi w tej aferze o nielegalne podsłuchy, media prześcigają się w zasięganiu opinii na ten temat różnych „speców” od specsłużb. Powstaje, bowiem proste pytanie, jak to jest możliwe, że bez wiedzy, tak przecież rozbudowanych w Polsce, służb specjalnych można bezkarnie w kilkunastu warszawskich lokalach nielegalnie podsłuchać i nagrać szereg rozmów ważnych osób w tym państwie? Jak to jest możliwe, że ABW odpowiedzialne za osłonę kontrwywiadowczą i BOR odpowiedzialne za ochronę prominentnych osób dopuszcza do tego, że nawet minister spraw wewnętrznych i prezes Narodowego Banku Polskiego zostają nielegalnie podsłuchani? Wobec tak wielkiej kompromitacji szczególnie tych dwóch wymienionych instytucji rozpaczliwie poszukuje się jakiegoś nawet słabego wytłumaczenia. Wśród szerokiego wachlarza ewentualnych sprawców tego przestępstwa coraz większą popularność zyskuje teza, że za tymi podsłuchami stoją obce, wrogie służby specjalne, a jak wrogie, to mogą być tylko jedne – wiadomo – rosyjskie. Takie tłumaczenie jest wygodne dla opozycji, bo zdejmuje z niej podejrzenia, że to ona mogła stać za tą akcją. Jeszcze bardziej wydaje się wygodne to tłumaczenie dla naszych służb specjalnych, no bo wiadomo, kto wygra z rosyjskimi służbami? Zatem, od rana jesteśmy karmieni teoriami wrogich działań rosyjskich specsłużb wobec naszego kraju. Na stronie Wirtualnej Polski były szef Wojskowych Służb Informacyjnych gen. bryg. Marek Dukaczewski w rozmowie z „Polska the Times” pytany o sprawców, autorytatywnie stwierdza: „nasze służby wykluczam”, a zapytany co sądzi o teorii, że za tym wszystkim stoi wywiad rosyjski, „który chce kształtować pracę polskich elit politycznych”, równie pewnie mówi: „absolutnie się z taką diagnozą zgadzam” i później dodaje: „pamiętajmy, że mamy do czynienia z wywiadem, który jest profesjonalny, ma ogromną wiedzę, a wydarzenia na Ukrainie, przejęcie Krymu, zastosowanie nowych, do tej pory nie wykorzystywanych działań z obszaru wojny informacyjnej pokazały, że te służby naprawdę wiele mogą zrobić”. W podobnym duchu wypowiadali się dzisiaj kolejni generałowie-specjaliści z tej dziedziny, były szef UOP i AW gen. Nowek i były szef BOR gen. Gawor. Dziwię się, że tak wysocy oficerowie służb specjalnych, którzy na pewno niejedno w życiu widzieli i wiedzą, co to są nieoczekiwane zakończenia akcji, tak pewnie i autorytatywnie wypowiadają swoje sądy w sytuacji, gdy nasze służby dopiero rozpoczęły próby ustalenia sprawców tych przestępczych działań. Radziłbym więcej powściągliwości i rozwagi w swoich opiniach, bo może się to skończyć kolejną kompromitacją. Uważam, że kto, jak kto, ale właśnie ci panowie powinni w tej sprawie ściśle przestrzegać zasady „ciszej nad tą trumną”, gdyż w jakiś sposób odpowiadają również za stan dzisiejszy naszych służb specjalnych. Gdyby okazało się faktycznie, że to obce służby (nieważne, jakie) podsłuchiwały od dawna naszych polityków, to kompromitacja polskich służb będzie gigantyczna. To będzie oznaczało, że całe kierownictwo ABW i BOR nadaje się do natychmiastowego zwolnienia. Przypomnę, że rozmowa z ministrem spraw wewnętrznych i prezesem NBP została nagrana w lipcu 2013 roku, a od marca 2013 roku szefem BOR jest Krzysztof Klimek, który cztery dni temu, 12 czerwca został awansowany na stopień generała brygady. Ciekawe, za co, skoro kilka dni po tym awansie powszechne są głosy o potrzebie jego dyscyplinarnego odwołania. Myślę również, że czas, aby minister Sienkiewicz, zamiast zajmowania się problemami zwolnień lekarskich w służbach mundurowych, zajął się solidnie podległymi formacjami, szczególnie BOR. Ciekaw jestem również opinii szefa BBN ministra Kozieja pod wnioskiem szefa MSW do Prezydenta o awans dla pana Klimka. Skoro pan Klimek został awansowany, to opinia ta musiała być jak najlepsza, nie bacząc na to, że od wielu miesięcy podlegający ochronie BOR politycy byli nielegalnie podsłuchiwani.
Panowie generałowie od służb specjalnych, problem nie w tym, że obce służby są „profesjonalne”, lecz w tym, aby nasze służby były lepsze i jeszcze bardziej profesjonalne, a nie, sformowane z harcerzy i dwutygodniowych oficerów, a przy tym ślepe i głuche, jak obecnie.
Share on facebook
Share on twitter Share on email