ďťż

CiEkAwOsTkI o ZwIeRzĘtAcH

Niezbyt liczny i istniejący krótko oddział sformowany przez Kalckreutha w kwietniu 1807 w Gdańsku;
http://www.galerie-gaertner.de/images/SticheDG/Militaria/SoldatenUniformen/GrafKalkreuthschesFreiKorps.jpg?PHPSESSID=be



Uploaded with ImageShack.us dnia Śro 12:03, 04 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz


Akwarela Scharfa przedstawiająca fizyliera tego samego freikorpsu. Wg rysunku z epoki z kolekcji Raschera.



Freikorps sformowany 3 kwietnia 1807. Nosił mundury regimentu von Tresckow, długie spodnie i czaka. Wg raportu z 25 maja 1807 liczył 41 podoficerów i 157 fizylierów. Kawaleria freikorpsu liczyła 3 oficerów, 9 podoficerów, 1 trębacza, 69 kawalerzystów i 7 koni. Zdemobilizowany 3 lipca, rozwiązany ostatecznie 22 września 1807.

To jest tekst z francuskiego "Gloire & Empire". Sami zauważają, że akwarela nie zgadza się z opisem - mundur IR17 wygląda po prostu inaczej.
Podobnie mundur przedstawiony jest w ospreyu.Ciekawa kwestia jak to faktycznie wyglądało . Hahn masz może więcej informacji ?
Tresckow wygladał ,tak;
http://www.napoleon-online.de/PR_Schema1806_IR17.jpg
Ale pozostaje jeszcze jedna kwestia. W czasie oblężenia szyto zolnierzom nowe mundury na wymianę (np ,nasza 52-jka wyszła z Gdańska już w nowych). Pytanie czy były to już mundury kroju który miał wejśc w 1807? A więc z czakami? Może tu jest jakiś trop do rozwiązania problemu ? dnia Wto 11:07, 27 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy


Tak z porównania tekstu, albo francuskie wydawnictwo ciągnęło tekst z Ospreya albo odwrotnie. Słowo w słowo. W Ospreyu jest jeszcze nazwisko dowódcy - por. von Peirille z rgt. Diericke.

Jeżeli to ten sam, to wspomina o nim Parolbuch von Kalckreutha pod datą 3 maja 1807, kiedy to porucznik von Peirille z podoficerami i żołnierzami zrobił obławę na spekulantów wykupujących docierającą do miasta żywność, konfiskując tę ostatnią a spekulantów sadzająć w Cuchthauzie na chleb i wodę "do końca oblężenia".

A w Ludwiga Scharfa "Buntes Tuch." zawierającym właśnie ten kolorowany drzeworyt (tak jest to technicznie opisane - nie jako akwarela), jest podpis: Preußen 1806-07, Leichte Infanterie des Graf Kalkreuth'schen Frei-Korps. Zaś podpis: Preußen 1807, Freikorps von Peirille, jest pod innym obrazkiem, ale go zamieszczę później. Muszę zeskanować.

Hahn dnia Pią 12:29, 25 Lis 2011, w całości zmieniany 3 razy
Hahn-wspomniałeś iż zamieszczona przez Ciebie ilustracja wykonana jest na podstawie podobnej z epoki-masz może skan tejże?
Oryginalnej nie mam, tylko to coś Scharfa.

Ale a propos porucznika z regimentu Diericke, w tym samym numerze "Gloire & Empire" jest kolejny rysunek (akwarela?) Scharfa podpisana: "Muszkieter freikorpsu Pereille. Istniał od stycznia 1807 a składał się z 41 żołnierzy rgt. No. 16 von Diericke".

No i teraz jak to było z tym Pe(i)reille'm?



Jeszcze wyczytałem w google books (książka: Preussens Helden im Krieg und Frieden. Autor: Friedrich Christoph Förster) takie zdanie: "Generał Kalckreuth próbował poderwać mieszczan do obrony i zaczął formować freikorps swojego imienia. Nie odniosło to jednak większego sukcesu, nie tyleż dla niechęci mieszczan do służby wojskowej, co dla obaw personelu wojskowego, że mieszczanie zyskają zbyt wielki wpływ na sprawy obrony".

Hahn dnia Pią 16:47, 25 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Właśnie, w przeciwieństwie do roku 1813 ,w 1807 mieszczanie dość ochoczo wspierali oborne miasta. Czy to oddając broń myśliwską na rzecz żołnierzy , czy zgłaszając się do freikorpsu Krockowa . Tuż przed podpisaniem kapitulacji, w maju ,gdy istniało zagrożenie ostatecznym szturmem, mieszczanie tłumnie zgłosili sie do budowy dodatkowej linii fortyfikacji między Hagelsbergiem a linia umocnień Starego i Głównego Miasta. Prawdopodobnie z lęku przed grabieżami i gwałtami (nauczeni tym co zaszło w lutym w Tczewie) dnia Wto 11:08, 27 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Kolejna ilustracja przedstawiająca freikorps Kalkreutha (wersja "ospreyowska" );


Uploaded with ImageShack.us
A tu coś co jest dla mnie kolejną zagadką . batalion rezerwowy z Prus Zachodnich;


Uploaded with ImageShack.us

Biorąc pod uwage popdis,może ,nam ta ilustracja pomóc zrozmieć jak mogły wyglądać owe tajemnicze mundury regularnych oddziałów uzyte w freikorpsach... dnia Pon 16:31, 26 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Dla porównania. Projekt mundurów które miały wejść na wiosnę 1807 roku;


Uploaded with ImageShack.us
Ciekawe, zatem już w 1807 widoczne wpływy rosyjskie bo w 1813 to gołym okiem było widać
Fragmenty wspomnień Walentego Wolskiego z oblężenia Gdańska w których możemy przeczytąc o freikorpsie Kalkreutha;


Uploaded with ImageShack.us


Uploaded with ImageShack.us

Nie wiem czy to coś nam wyjaśnia,raczej komplikuje sprawę. Wychodzian to, że Perille po prostu był szefem freikorpsu Kalkreutha w skład którego wchodzili nowi ochotnicy jak i byli żołnierze Krockowa . I nowa zagdka-oddział von Schmelinga .

Jako ciekawostka-zwróćcie uwage na wpis z 30 marca- Magistrat (nie pruski gubernator )zarządza by w mieście sami mieszczanie trzymali warty i to z bronia wydaną im z Ceghauzu .
Podoba mi się ten fragment: "na odmianę cokolwiek czasu wolnego mieli do wywczasowania y ochędożenia się..."
Dzięki Hahnowi mamy kolejną ilustrację . Obok kolejnego rysunku projektowanego uniformu, mundur pomorskiego batalionu rezerwowego . 1 i 3 batalion brały udział w walkach o Gdańsk w 1807 roku. Dotarły do Nowego Portu na pokładach okrętów .



Uploaded with ImageShack.us
Nominalny szef freikorpsu , gubernator Gdańska Graf von Kalckreuth



Uploaded with ImageShack.us
Kto wie-może już niedługo pojawią się znów w Gdańsku żołnierze freikropsu Kalckreutha
Znalazłem na google books taka książeczkę o oblężeniu Gdańska w 1807 (wyd 1808) i zrywam boki. Jest to a propos freikorpsów właśnie. Napisano tam, jak to część gemajnów jako szurki a huncwoty z boju ubieżała i gubernator rozkazał jenerałowi Hombergerowi (!), by ten z szurków owych specjalny korps formował, który by w najniebezpieczniejsze miejsca rzucano tak długo, aż z tych tchórzów żaden by nie pozostał.

Frej jak frej, ale korps.
Ciekaw jestem którego to frej korpsa dotyczyło
Jak to którego? Von Homberger
Wypowiadane przez kapitana Pellew-a brzmi prawie jak Hornblower, Mr Homm-bla -Mr Homm-er. heheheh
Kling napisal wyraźnie , iz czaka nowego wzoru posiadały jedynie dwa elementy skórzane-daszek i pasek pod brodę . Zakładając ,że nowe bataliony i freikorpsy otrzymały własnie ten model czak, możemy przyjąć ,iż ilustracje przedstawiające F. V Kalkreuth zawierają błąd. Czaka w nich ukazane maja wyrażnie denko skórzane, a ten element pojawił sie dopiero w 1808 roku .
Moim zdaniem czako model 1806 było formą przejściową między fizylierskim a M1808. A nie jak dotychczas sądziłem po prostu pierwotną formą usystematyzowanego w 1808 roku modelu . dnia Nie 14:36, 15 Sty 2012, w całości zmieniany 2 razy
Wielkrotnie komentowana ilustracja Rochlinga, przedstawiająca rannych Prusaków na ul. Piwnej . Nieraz toczyły się dyskusje na temat mundurów tu widocznych (oczywiście nie mam na myśli tych typowych w kapeluszach ), że to może fizylierzy,a może Rosjanie itd.
Dziś powiększyłem sobie obrazek i... Kurtki są granatowe, mankiety i kołnierze zielone z czerwoną obwódka , do tego typowe czaka nowego modelu . To znów wojacy Freikorpsu Kalckreutha !



Uploaded with ImageShack.us dnia Sob 20:30, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
A ta dama stojąca tyłem na pierwszym planie to mam być że tak powiem nieskromnie ja??
A jak pięknie widać jak się robi pas nośny przy noszach...

A ta dama stojąca tyłem na pierwszym planie to mam być że tak powiem nieskromnie ja??

Pani w białej sukni z koszykiem pełnym smakołyków ;P
A czemu nie mogą być i smakołyki ,oby tylko nie wyszła taka katastrofa jak ostatnio się zdażyła...zakalec jak kamień:-)Co do tych płynnych smakołyków to wymaga czasu i finansów ,bo taka nalewka farmaceutów robi się przynajmniej miesiąc
A oto i prawie gotowy frak Freikorpsu von Kalckreuth







bez guzików na prawym rękawie dnia Wto 1:46, 14 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
O pięknie a mnie tak korci aby obszyć się jeszcze w stroj zimowo ciepły jakiś na imprezy plenerowe ale kasy na razie brak.
Bepik chcesz chodzic w mundurze?
Cudnie-ale kolnierz zrobiła nie tak jak jej tłumaczyłem
Ubiorę się dzisiaj i zrobię zdjęcie to wkleję jak na mnie wygląda
Ok-czekamy
No i gotowy fraczek ostatecznie





Bepik chcesz chodzic w mundurze?

Nie ja nie zamierzam szyć munduru tylko damski strój mieszczański lub dworski taki aby nadawał sie na imprezy cały rok,był dość uniwersalny i ciepły.
Gut,gut:) Ale Krzychu czy ten rząd guziorów po lewej nie powinien byc bliżej środka? Odległośc guzików nie powinna przekracząać 2-2,5 cala .
No mi to wychodzi prawie 10 cm czyli około 4 cale , no to poprawię. Mi tez się wydawało, że coś krzywo, jak to zdjęcie zobaczyłem.
A tak wogóle-to częsć Ci i chwała Po 200 latach Freikorps von Kalkreuth powraca do Danziga
Gdzies mi smignely rysunki "mundorowych sukien ". Mundurek ladny ale nie wiem czemu kojarzy mi sie z dziadkiem do orzechow, czy to nie byla jakas inspiracja z tego umundurowania?
"Dziadek do orzechów" został wydany w 1816. Stąd rzecz jasna oczywiste inspiracje ilustratorów dzieła.

Poza tym, akurat te dwa fraczkowe ogonki, znakomicie imitują końcówkę dźwigni, której drugi koniec jest w dziadkowej gębie. Mój ojciec ma chyba z pięćdziesiąt dziadków stojących we wszystkich kątach dość rozległego mieszkania, stąd się napatrzyłem do woli. Też nigdy nie mam problemu, co mu przywieźć z wyjazdów do Vaterlandu.

Cześć pamięci Hoffmanna, znamienitego kociarza !!! Hoch! Hoch! Dreimal Hoch!

Hahn dnia Czw 0:41, 16 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Do fraka do kompletu uszyłem też czapeczkę


No,no już miałem okazje zobaczyć Krzyśka w mundurze Freikorps von Kalkreuth super teraz na mnie czas pani Grażynka już szyje
Cieszę się niezmiernie Jacku, że nie będę jedyny
Zamieszczam Wam tutaj prawdziwą historię Freikorpsu von Kalckreuth. Jak sądzę, teraz już nikt nie będzie miał wątpliwości, co do tego jak ta jednostka powstała i czym była.

Niestety, nie dało rady tego wrzucić tak ładnie poukładanego w wordzie, stąd obrazek, który miał być na schludnej stronie tytułowej jest osobno.

Freicorps

Zachodzące słońce ozłacało dachy domów, tocząc się po błękitnym nad podziw, jak na marzec niebie. Ostatnie promienie wpadając przez okno musnęły ramę portretu na przeciwległej ścianie. Z płótna spoglądał na siedzących w sali przy długim stole mężczyzn w mundurach, wyglądający na zakłopotanego i nawet jakby wystraszonego Fryderyk Wilhelm III. Nikt nic nie mówił, gdyż wszystko zostało powiedziane przed kilkoma minutami, zaś ostatnie słowo należało do starszego człowieka z gwiazdą orderową na piersi, siedzącego w szczycie stołu.
Generał von Kalckreuth wolno podniósł się z miejsca. Po sali przeszedł chrzęst odsuwanych krzeseł.

- Panowie, proszę nie wstawać. – powiedział generał podchodząc do okna. Stał, patrząc na ulicę po której wśród wolno ogarniającego miasto zmierzchu kłębili się pomieszani wojskowi i cywile. Od okna wiał chłód. Pozostali czekali z szacunkiem na zdanie gubernatora.

Generał westchnął lekko.

- A więc, z raportów panów wynika, że szanse na utrzymanie miasta są w istocie niewielkie. Na większą pomoc ze strony Anglików a nawet Rosjan, liczyć nie można. Nasze własne rezerwy są też na wyczerpaniu. Mimo przeprowadzonych na przedwiośniu rekwizycji, żywności wystarczy, wliczając konieczność dożywiania cywilów, na najwyżej dwa miesiące. Zapasy prochu i pocisków nie są wielkie a lojalność części żołnierzy, jest co najmniej dyskusyjna. Nie można być ich pewnymi na tyle, by ich spuścić z oka. Reasumując, nie wytrzymamy długo..

Jeden z wyższych oficerów wciągnął gwałtownie powietrze, czyniąc gest, jakby chciał zabrać głos.

- Spokojnie, generale Hamberger , nie miałem na myśli PAŃSKICH ludzi. Okropnie jest pan ostatnio drażliwy. – powiedział nie odwracając się od okna Kalckreuth.

Hamberger usiadł, zaś Kalckreuth kontynuował nie podnosząc głosu.

- Naszym problemem jest przede wszystkim to, że mamy zbyt mało ludzi, żywności, prochu i kul. Wszystkiego innego mamy pod dostat-
kiem: kłopotów, wrogów, zabitych i angielskich obietnic. Panowie: co według was jest największym problemem…?

Chwilę trwała cisza, aż nagle w sali zaczął się szmer głosów. Oficerowie sprzeczali się przez moment, aż wreszcie Hamberger poprosił o głos i powiedział:

- Najgorzej jest nocami. Co noc dezerteruje z posterunków kilkunastu ludzi, głównie Polaków. Ci uczciwi obawiają się nocy, bo spotkać można dezerterów a oni są zdecydowani na wszystko. Ponadto…

- Panowie! – powiedział Kalckreuth – Dość! Koniec odprawy. Spotkamy się jutro na Hagelsberg około południa na inspekcji.

Oficerowie zaczęli wstawać z miejsc i salutując opuszczać salę. Generał patrzył przez okno na ostatni błysk słońca zachodzącego za komin domu po przeciwnej stronie ulicy.

- Oczywiście! – mruczał do siebie Kalckreuth – Bagatela! Potrzebuję więcej ludzi. Ludzi, którzy nie jedzą, będą się najlepiej bić bez broni, bez prochu, nie znają strachu i są bezgranicznie lojalni. Pozostaje mieć nadzieję, że przygotowany w Memlu plan się sprawdzi…

W kącie sali adiutant cicho porządkował papiery i zapalał świece.

- Arnim, czy TEN CZŁOWIEK już tu jest? – zapytał generał.

- Tak, ekscelencjo – odpowiedział adiutant stając na baczność. – Przybył rano statkiem z Piławy.

- Gdzie on jest?

- Umieściłem go w zajeździe, jak Wasza Ekscelencja kazał. Pilnuje go kilku pewnych…, bardzo pewnych ludzi.

- Bardzo dobrze, Arnim. Przyprowadź go teraz. Tylko tak dyskretnie, rozumiesz chłopcze…

- Oczywiście, panie generale. Natychmiast.

Za oknem zapadła noc a na niebo wypełzł ogryziony księżyc. Generał siedział w fotelu bijąc się z natłokiem myśli. Salę w ciszy przepełniał rozpędzany wątłym światłem świec atramentowy mrok. Na schodach dały się słyszeć kroki.

- Proszę tu na mnie zaczekać. – za drzwiami rozległ się czyjś obcy, zgrzytliwy głos.

Generała przeszło nieznane mu dotychczas zimno po plecach. Zastu –
kano do drzwi.

- Wejdź, Arnim – powiedział cicho generał.

Drzwi uchyliły się. Adiutant strzelił obcasami.

- Jesteśmy, ekscelencjo.

- Dobrze. Wprowadź gościa i zostaw nas samych.

Do sali wszedł niewielkiego wzrostu mężczyzna. Zdjął kapelusz. Jego twarz pozostawała w cieniu.

- Profesor von Bredow, jak mniemam – przerwał ciszę generał. – Jaką miał pan podróż?

- Naprawdę to pana obchodzi? – zazgrzytał głos nieznajomego, budząc znowu dreszcz na plecach Kalckreutha. – Była okropna, choć tyle dobrego że krótka. Najchętniej nie wyjeżdżałbym z Królewca. Ale przejdźmy do rzeczy.

- Tak. Do rzeczy. Słyszałem o pańskich dziwnych zainteresowaniach i doświadczeniach. Wydaje się, że obserwowanie pana poczynań było modne w kręgach dworskich. Wspominał mi o tym generał Rachel. Polecał też pana osobnym pismem minister Hardenberg. Nazwał pana ... jakoś tak dziwnie, nie pamiętam w tej chwili, niestety…

- Och, Hardenberg. Też coś! – przerwał Bredow – Rzecz jasna, żadnej z moich prac pan nie czytał?

- Nie.

- Odpowiedź znałem zanim pan otworzył usta. – Po raz pierwszy na twarzy obcego widniało coś na kształt uśmiechu. – Skąd pan, wojskowy, miałby czytać pisma dotyczące tak hermetycznej i niepraktycznej w zasadzie wiedzy. Ale zostałem tu przysłany, no …. zaproszony w pewnym konkretnym celu, pan wie o co chodzi?

- W zasadzie znam założenia projektu z pisma przysłanego kilka dni temu przez kuriera. Wie pan, profesorze, naszym największym brakiem są ludzie. Ludzie lojalni i pewni, bezgranicznie oddani i nie zmęczeni. Świeży.

- Tak, tak, pewni i świeży.. – zagrzechotał uczony – To ostatnie będzie zależało w pewnym stopniu od pana samego. Właśnie takich mam panu dostarczyć. Będą się bić na skinienie dowódcy i nie spoczną bez rozkazu. Strach, zwłaszcza przed śmiercią, będzie im obcy, a głód – z tym sobie sami poradzą, niech mi pan wierzy.

- Znakomicie. Jak widzę, rozumiemy się. Pan zna moje potrzeby a ja mam panu, zgodnie z rozkazami, pomóc. Chciałbym poznać pana metodę. – nienaturalnie opanowanym głosem, tłumiąc ucisk w gardle powiedział generał.

- Doprawdy? Niech mi pan wierzy. Nie chciałby pan. – uciął profesor – Jestem nekromantą, to jest to obce słowo z listu ministra, które panu umknęło. Wątpię czy coś to panu w ogóle mówi. Prowadziłem badania nad cadaver vivens – żywym trupem.

Pokazał w parodii uśmiechu zęby. Po sali poszedł znów przeciąg. Kalckreuth opanował się zupełnie i lekkim tonem, nonszalancko, rzucił:

- A więc czarownik z pana. Będzie pan potrzebował pewnie kozy, czarnych kotów, nietoperzy ….

- Niech pan nie będzie niepoważny, panie ! – prychnął jak kot Bredow – Babka, albo prędzej jakaś stara włościanka - piastunka bzdur panu do głowy w dzieciństwie nałożyła! To jest WŁAŚCIWIE nauka a nie gusła. Sztuka a nie jakieś brednie. Czarne koty ! A propos kotów … są tu jeszcze jakieś od czasu jak się oblężenie zaczęło? Jak są to nie jest tak źle jak myślałem. Zresztą, co do tego co potrzeba, wszystko w zasadzie mam ze sobą w skrzyniach, które przypłynęły wraz ze mną. Dobra pora zaś będzie za dwa dni, w czasie pełni księżyca. Taaaak, dam panu ludzi… no może nie zupełnie ludzi, ale dam. Pan tylko będzie łaskaw pokazać mi skąd brać materiał – uśmiechnął się, a przynajmniej w migotliwym świetle świec tak to wyglądało – Potrzebujemy ludzi z przygotowaniem wojskowym, prawda?

- Tak, oczywiście .

- Więc najlepiej będzie, gdy pokaże mi pan cmentarz wojskowy. Nie, zaraz. Im materiał nowszy, tym lepszy. Gdzie chowa się teraz poległych?

- Tych, którzy padli w czasie oblężenia? Nie na cmentarzu. Ostatnio zabitych chowamy na uboczu w zbiorowych mogiłach. Co do pomocy, zapewnię każ dą konieczną…

- To nawet jeszcze lepiej. Pysznie.. na uboczu … Rozumie pan. Lepiej żeby się nie rozeszła wieść. Jest ze mną czterech ludzi, którzy już przy tym pracowali. Wystarczy jak pan na razie nie będzie przeszkadzał.

Kalckreuth poprawił gniotący go halsztuk.

- A kto ich poprowadzi? Pan?

- Ja? Skądże! – burknął Bredow – Jestem cywilem. Nie znam się na tym i nie chcę znać. To trywialne.

- Więc kto? – zafrasował się generał – Moi oficerowie to oddani i dzielni ludzie, jednak obawiam się, że to ich może przerastać.

- Przewidziałem to i znalazłem już kogoś odpowiedniego. – głos profesora zabrzmiał jakby cieplej – Jest za drzwiami.

Profesor wstał i otworzył drzwi. Do środka wszedł młody mężczyzna w mundurze młodszego oficera. W woskowobladej twarzy połyskiwały dziwne, czerwonawe oczy. Na widok gubernatora stanął na baczność oddając honory.

- Porucznik von Perille – przedstawił go krótko Bredow – Z regimentu Diericke.

- Ma pan … w takim dowodzeniu … jakieś doświadczenie? – zapytał generał – Niech pan coś o sobie opowie.

- Nie, ekscelencjo! – wyprężył się oficer – Ale moja rodzina pochodzi z Siedmiogrodu i ja sam się tam urodziłem i wychowywałem. Dziwne i tajemnicze rzeczy nie są mi obce. Zetknąłem się z profesorem w Królewcu poprzez wspólnego znajomego, profesora Ambrosiusa. Zacząłem w wolnym czasie zgłębiać.. no może próbować zgłębiać wiedzę, jaką posiadł profesor Bredow. A ten polecił mnie ministrowi do obecnego zadania.

- Niech mi pan wierzy – przerwał Bredow – Właśnie tego młodzieńca pan potrzebuje.

- Znakomicie – skinął głową Kalckreuth – Więc za dwa dni.

- Dokładnie tak. Za dwa dni. – uśmiechnął się blado Bredow.



- 2 -

Na północ od miasta, przy ogniskach, gromadzili się walczący z sennością i chłodem kwietniowej nocy mężczyźni. Gdzieniegdzie rozmawiano, cichy szmer rozmów niósł się po płaskim brzegu rzeki.

Do jednego z ognisk podszedł oficer w mundurze Legion du Nord, pozdrawiając gestem podkomendnych.

- Nie wstawajcie, chłopcy – powiedział grosmajor Coqueugniot.

Chwilę trwała cisza, którą wreszcie przerwał czyjś głos:

- Ciężko było, panie majorze, ciężko. Wczoraj w nocy, ciężko było.

- Na wojnie nie ma lekko – kiwnął głową major – Powojujecie tyle co ja to zobaczycie.

Przy ogniu poruszył się mówiący. Był to starszy już żołnierz, kapral o wąsatej, pobrużdżonej twarzy.

- My już niejedno widzieli, panie majorze – wąsaty nie dawał się zbić z tropu – Ale tak jak ci nocą leźli to nieczęsto się widzi.

- To prawda, bili się twardo – przyznał major – Ale to nic niezwykłego przecież.

- Nie, panie majorze, to było co insze – ciągnął wąsal – strzelali my a one nie padali, trochu się chwiali ale cały czas szli …

- E tam. Pewnie pijani byli, nie czuliście? – machnął ręką major.

- No, czuć ich było, ale to nie gorzała.

Od ognisk poszedł szmer aprobaty

– Tam trupem było czuć. Nieprawdaż, chłopy ?! – rzucił za siebie wąsaty.

- A jakże, było czuć – przytaknął któryś – My takie coś już widzieli kiedyś. I czuli. Kiedyś, ale nie tutaj.

- Coście widzieli? – zdziwił się major.

- No takich jak one. My na Haiti byli. Jak pan major nie wierzy, niech kapitana Mirosławskiego spyta, też był. – głos żołnierza brzmiał zdecydowanie.

Major podrapał się po głowie przesuwając rogatywkę. „Cholerna polska czapa”, pomyślał.

- Ba! Mirosławski gdzieś przepadł przecież. – stwierdził sucho.

Wąsaty kapral wstał. Blask ognia tańczył na blasze na czapce.

- A nie dziwne, panie majorze, że tyluśmy naszych nie znaleźli? Kilku zostało a po innych tylko krew i kawałki mięsa. One ich zabrały! To nieumarłe som!

Pozostali żołnierze zaczęli szemrać coraz głośniej. Major nie wytrzymał:

- Brednie ! Głupiście jak woły! – syknął – Zabobonny, głupi kraj!

Odwrócił się i odszedł do kwatery. Wszystko się w nim gotowało. Nie pierwszy raz zresztą. Ale to nic. Wojna nie potrwa długo i znowu wróci do francuskiej służby, może nawet do kraju …..



- 3 -

Generał Kalckreuth przeglądał leżące na biurku dokumenty dostarczone przez oficerów dyżurnych. Profesor Bredow przerzucał kartki niewielkiej książeczki i bębnił palcami po oparciu fotela. W świetle dziennym wyglądał bardzo zwyczajnie. Niewielki, schludny, starszawy jegomość.

Generał podniósł wzrok znad papierów i skinął głową.

- Doskonale, profesorze. To jest swojego rodzaju sukces. Trochę, przyznam, straszny sukces.

- Na wojnie nie ma sentymentów, generale. Nie mi zresztą to panu tłumaczyć. Uważa pan, że bagnet w żebra to coś fair, nieprawdaż? – profesor nie przerywał sobie lektury.

- No dobrze, dobrze… ale te pańskie potwory… Te .. ghule. Chyba tak się to nazywa?

- Och, już tam potwory! Ghule! Chłopcy coś jeść muszą a niech się pan cieszy, że nie wyjadają grochu z magazynów – profesor był wyraźnie rozbawiony a wokół jego oczu pojawiła się gęstsza siatka zmarszczek.

- No tak, jest pan uczonym i traktuje to jako zasłużony sukces. Nie będę zresztą dyskutował o stronie moralnej, skoro zaakceptowano to w Memlu. Jednak, widzi pan, muszę napisać oficjalny raport. W sumie, powstała nowa jednostka. Jakoś muszę ją nazwać.

Profesor parsknął śmiechem.

- Freikoprs von Perille? Obawiam się, ekscelencjo, że będzie to musiał pan wziąć na siebie.

- Też się tego właśnie obawiam – mruknął bardziej do siebie generał, mocząc pióro w kałamarzu.

KONIEC


I tajemnica wyjaśniona-świetnie się czyta. Hahn a może seria opowiadań "z krypty" ?
Z kazamaty
A mnie właśnie przeszył chłodny dreszcz i zadałem sobie pytanie: Dlaczego podczas bitew Xięstwo nie pada mimo naszego ostrzału, i gdzie się podziała reszta regimentu?
Wow!!! fajna historia aż zaschło mi w gardle, walne grzańca
Myślicie, że to zmyśliłem? Ha! To się grubo mylicie! Metoda profesora Bredowa była udoskonalona i używana i później przez pruską armię - w razie stanu wyższej konieczności, oczywiście. Wygodniej jednak było posługiwać się żywymi żołnierzami. Jasna sprawa, było to postępowanie, jakie mogło zbulwersować opinię społeczną w kraju, że propagandy wroga nie wspomnę. Stąd tajono znakomicie fakt wykorzystywania żołnierzy CV. Nie ma jednak absolutnie szczelnej tajemnicy, zawsze coś przesiąka do publicznej wiadomości. Prawdopodobnie zetknął się z metodą Bertold Brecht w czasie Wielkiej Wojny, i być może wstrząs wywołany obserwacjami pchnął tego poetę na drogę komunizmu. Jego piewszy utwór, "Legenda o martwym żołnierzu" jest jasnym, poetyckim co prawda, odbiciem tego co widział. Ba, nawet dość dokładnym opisem. Oczywiście nie zahaczającym o zaginioną i nieznaną obecnie technikę metody Bredowa.

Hahn dnia Czw 8:14, 05 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powiem wam, że idea wykorzystania zombie bojowych jest powszechniejsza niż myślałem początkowo. Wygląda na to, że korzystano z niej po obu stronach konfliktu. Podczas moich poważnych badań trafiłem na głęboko skrywane dowody. Tak, dowody użycia zombie bojowych (ZB, po francusku zombieux de bataille, po prusku Streitzombies) są coraz powszechniejsze a straszna prawda ukazuje się naszym zdumionym oczom.

Oto dowód. Epokowy obraz pokazujący ZdB w akcji, nawet podczas procedury odżywiania się. Czapki jakobińskie dowodnie wskazują, kto użył tak naprawdę tej broni pierwszy. Po prawej u góry widać jakobińskich nekromantów sterujących akcją i dokarmiających rewozombie kondycjonującymi preparatami witaminowymi.


walking dead regency edition <3
W zasadzie powinno to pójść do "Mody damskiej" ale co tam...


Bidulka na ortodontę ja nie było stać
Kolejny epokowy rysunek z zombizacji. To jeden z brytyjskich eksperymentów. Brytyjska zombiologia w poczatkach XIX stulecia była w powijakach a pruskie a zwłaszcza francuskie służby nekromanckie wyprzedzały Anglików wiedzą i doświadczeniem o dziesięciolecia. Na rycinie eksperymentator zaskoczony pierwszą udaną zombizacją, dokonaną dopiero 18 stycznia 1803.

Udział diabłów to oczywista przesada.


Jak w temacie;
http://www.prusy1807.fora.pl/viewimage.php?i=472