ďťż

CiEkAwOsTkI o ZwIeRzĘtAcH

Bezprawie w siłach zbrojnych nie jest czymś nadzwyczajnym. Ot po prostu jest takie małe państewko w naszym kraju, w którym dzieją się rzeczy trudne do uwierzenia. Nie byłoby wielkiej sensacji w tym, że ktoś popełnia przestępstwo. Każdego dnia media nas o tym informują, a zalew tych informacji jest tak olbrzymi, że nie zwracamy na to uwagi.

I to jest nasz wspólny, wielki błąd, jest to bowiem w pewnym sensie nasze przyzwolenie na kontynuację tych procedur. Nie ma praktycznie profesji, w której nie byłoby łamania prawa. Jednak są profesje od których oczekujemy szczególnie postępowania zgodnego z prawem. do nich niewątpliwie należy policja, wojsko i oczywiście wymiar sprawiedliwości.

Mnie ciągle najbardziej interesuje wojskowy wymiar sprawiedliwości lub mówiąc inaczej niesprawiedliwości. Wojskowi prawnicy tworzą szczególne państewko bezprawia, bowiem chodząc w mundurach podlegają ministrowi sprawiedliwości. Szef resortu MON posiada oczywiście określone uprawnienia, ale zazwyczaj zadawala się oficjalnymi wyjaśnieniami wojskowych prawników / sędziów i prokuratorów/ i sprawę zamyka.

Stąd dzieją się dziwne rzeczy, które fachowcy / też prawnicy/ nazywają zwykłymi przestępstwami. Otóż wysokiej rangi sędzia wojskowy z pełną premedytacją popełnia przestępstwo finansowe na niekorzyść określonej osoby, a powiadomiony o tym fakcie MON zadowolił się tylko wyjaśnieniem tegoż sędziego, który oczywiście wprowadził w błąd pana ministra usiłując ukryć całą sprawę. Taki postępek niesie za sobą określoną odpowiedzialność, a także spowoduje szkodę finansową w budżecie MON.
Niestety obecny szef resortu mimo oczywistych dowodów na bezprawie sędziego wojskowego nie podejmuje działania, a tym samym przykrywa i w pewnym sensie akceptuje to przestępstwo. A po B.Klichu miało być lepiej? Lepiej nie mówić.
Kiedy wreszcie skończy się ta seria przestępstw w sądownictwie wojskowym? Kiedy Polska doczeka się ministra obrony zdolnego do podjęcia walki z bezprawiem?


Minister obrony nie ma czasu zajmować się bezprawnymi poczynaniami swoich podkomendnych w kraju, bowiem poleciał do Afganistanu robic dobra minę do złej gry.
Niestety, ale miny Talibów są coraz lepsze i odporne dotychczas Rosomaki fruwaja nad afgańskimi drogami. Prawda jest taka, o czym nie chcieli słuchać od początku niektórzy decydenci/ najczęściej ci, którzy wojsko znają z Placu Piłsudskiego/, że nie ma takiego pancerza, którego nie zniszczy pocisk i niema twierdz nie do zdobycia.
O tych naiwnych czytamy w historii oraz niestety piastują w naszych siłach zbrojnych odpowiedzialne stanowiska.
Od wielu już lat kolejni ministrowie pozwalają szefom podległych instytucji na STOSOWANIE TAKIEGO ŁAMANIA PRAWA.
Mimo, że z różnych stron płyną do szefa resortu informacje o przestępczej działalności w podległych ministrowi instytucjach, to brak jest reakcji.
Trudno oczekiwać od ministra takiej reaskcji, skoro w podobnych sprawach, podobnie zachowuje się premier.
Oczywiścię "wymiar sprawiedliwości"wniesione przeciwko premierowi oskarżeniA USIŁUJE UMORZYĆ. SPRAWA W TOKU.
Dlatego przestępstwa w wojsku są tak powszedne.
Podstawą demokracji jest wolność i sprawiedliwość.

Zawsze, gdy mówimy o sprawiedliwości musimy zahaczyć o ministerstwo sprawiedliwości oraz jego ministra. W ciągu ostatnich lat mięliśmy różnych szefów tego resortu. Niektórzy wyróżniali się szczególnym „parciem na szkło” tj. niebywałą chęcią błyszczenia w telewizji.

Pamiętamy ministra Ziobrę, który każdy większy ruch na polu walki z przestępczością prezentował w mediach, jakby dla podkreślenia wagi swojego działania. Było w tym oczywiście dużo teatru i chybionych, a wręcz bezprawnych działań, które nie wiadomo dlaczego, nie były przez dziennikarzy napiętnowane.

Opinia publiczna pozwalała na pomnażanie tych spektakli i dopiero po zakończonej kadencji odezwały się głosy krytyki, a „medialne” osiągnięcia tego ministra okazały się zwykłą niesprawiedliwością.

Podobna sytuacja jest z byłym ministrem Kwiatkowskim. Zarówno on sam, jak i przychylni mu koledzy politycy i dziennikarze zachwycają się jego dokonaniami, ale na szczęście poznajemy drugą stronę medalu i wówczas musi przyjść refleksja. Z całą pewnością ten obraz byłby pełniejszy i podobny do obrazu, jaki został namalowany po odwołaniu ministra Klicha, bowiem okazało się, że zamiast dokonań, to w MON zostały zgliszcza. Obraz negatywny musiał zostać zaakceptowany nawet przez fanów tej opcji politycznej.

Jeżeli zatem czytamy na Nowym Ekranie :” Za żadnego ministra sprawiedliwości, od 20 lat, wymiar sprawiedliwości nie stał tak wyraźnie w opozycji do społeczeństwa stając się narzędziem w rękach jednej partii” to musimy zdać sobie sprawę z tego, że medialna propaganda zbyt mocno przykryła prawdziwy obraz.

Oczywiście cały czas miałem świadomość zakłamania w tej pozytywnej ocenie pana Kwiatkowskiego, którego nie sposób było zaakceptować w jego obojętności i lekceważeniu obywateli i dlatego z pełną akceptacją przeczytałem poniższy wpis „ustępujący minister wychwala się swoimi dokonaniami z blaskiem samouwielbienia w oczach i bez krzty obiektywnej refleksji nad stanem sprawiedliwości w Polsce.

Czy bystremu i mądremu politykowi zajmującemu się stanem praworządności w kraju może umknąć cały szereg aktów bezprzykładnego gwałcenia praw obywatelskich i niszczenie wolności wypowiedzi, zaostrzanie stosowania prawa wobec przeciwników politycznych i bezkarność najwyższych przedstawicieli władzy stojących ponad prawem?”

Panu ministrowi nic nie umykało z tego łamania praworządności, był bowiem na bieżąco informowany o tych przypadkach, jednak jego zainteresowanie było daleko od spraw ludzkich.

Szeroko pisze o tym Szafran ; http://szafran.nowyekran.pl/post/38211,ministerstwo-niesprawiedliwosci
Niestety stało się to polską specjalnością, że pod przykryciem władzy wszelkiej maści mali kacykowie, niemal każdego, dnia dodaje nam przykładów niegospodarności i korupcyjnych decyzji. Ministerstwo obrony nie jest w tym odosobnione. Z jednej strony każdy kolejny minister usiłuje przekonać nas o swoich zdecydowanych działaniach, a jednocześnie w instytucjach wojskowych trwa marnotrawstwo i bezprawie. Na nic zdają się decyzje dotyczące kolejnych instytucji do walki z niegospodarnością, gdy jednocześnie czytamy, iż wojskowa prokuratura nie ma co robić.

Jeżeli nie można niczego zrobić poprzez oficjalne sposoby poinformowania o celowych stratach w MON trzeba wykorzystać medialne środki. Sprawa dotyczy oczywiście Wojskowej Agencji Mieszkaniowej. To, że jest to instytucja, w której synekury są zawsze udziałem zwycięskiego ugrupowania politycznego, nie powinna upoważniać tam pracujących ludzi, jak i ich przełożonych z kierownictwem MON włącznie, do powodowania strat skarbu państwa. Do tego bezprawnego działania dopłacają również mieszkańcy lokali będących w zarządzaniu MON.

A wszystko to jest wynikiem lekceważenia prawa i nie regulowaniu przez WAM zobowiązań w stosunku do Wspólnoty Mieszkaniowej. Jednostronne decyzje dyrektora WAM spowodowały zaległości sięgające kilkadziesiąt tysięcy złotych i tylko pierwszy wyrok sądowy spowodował, że WAM będzie musiał zapłacić kilkanaście tysięcy złotych odsetek i kosztów sądowych.

Mimo, ze o sprawie poinformowani zostali z wyprzedzeniem główny szef WAM i MON , a nawet to słynne biuro do walki z korupcją, też do ściągnięcia zaległości trzeba będzie uruchomić komornika. Będą dodatkowe koszty. Ale cóż. Taki mamy system.


Sytuacja posiada swój ciąg dalszy. W dniu publikacji postu na forum, po wysłaniu listu do MON, musiało zagotować się w WAM, bowiem natychmiast na konto wspólnoty mieszkaniowej WAM przelała część zaległych od kilku lat należności w kwocie ponad 70 tysięcy złotych z odsetkami.

Samych odsetek było kilkanaście tysięcy, co po doliczeniu kosztów sądowych spowodowało to straty WAM ponad 20 tysięcy złotych. Oczywiście zapłacą za to lokatorzy podlegli pod WAM. Przykro mi, ale co zrobić. Na razie nie słyszę, jakie wnioski wyciągnięte zostaną w stosunku do dyrektora OR WAM za taką "gospodarność".
Dzisiaj natomiast dowiedziałem się, że pan dyrektor instytucji zajmującej się skargami, wysłał moją skargę/ skierowaną do MON/, do naczelnego dyrektora WAM, który ma mi udzielić odpowiedzi i powiadomić pisemnie tego dyrektora, który przysłał mi list. Instytucje wojskowe w Warszawie pogłębiając bezprawie, wydaja jednocześnie pieniądze na podupadającea pocztę.

I tak oto, na skargę kierowana przeze mnie na funkcjonowanie WAM, odpowiedzi ma mi udzielić szef tej źle funkcjonującej instytucji.

To jest ten cały koślawy system, w którym nie odpowiadają na zażalenia szefowie instytucji, do których kierujemy skargi, ale winni tych zaniedbań lub też często ich rzecznicy.
Specjalnego potraktowania wymagają wspomniani rzecznicy prasowi. W samych siłach zbrojnych zostało utworzonych około tysiąca tych stanowisk, a są to ludzie, których w poprzednim systemie nie było, a siły zbrojne przypominały bardziej wojsko, niż dzisiejsze wojsko pospolite ruszenie. W kraju mamy ich pewnie z kilkadziesiąt tysięcy, ludzi zajmujących się owijaniem bzdur w piękne papierki. Gdy w wojsku dodamy do tego jeszcze wszelkiego rodzaju konwenty, przedstawicieli różnych środowisk żołnierskich, to wyraźnie widać, że nie ma kto w wojsku pełnić służby i brać udziału w ćwiczeniach.
Obserwując brak profesjonalnego działania żołnierzy kompanii reprezentacyjnej WP uznałem, że zamiast informować o tym opinię publiczną, skieruję informację do dowódcy garnizonu Warszawa. Jak otrzymałem odpowiedź od rzecznika prasowego DGW, to nie mam pewności, czy tenże rzecznik nie zamiótł sprawy pod dywan i nie przekazał tej informacji do któregoś z dowódców plutonów i zaczynam żałować, że zdjęcia nie wysłałem do gazety.

Stąd mamy sytuację, że zamiast podpisu ministra w odpowiedzi na zarzuty bezprawia widnieją podpisy odpowiedzialnych urzędników lub wyspecjalizowanych w odpisywaniu na skargi pułkowników lub wysoko uposażonych cywilnych biurokratów. Taki system musi gwarantować bezkarność i zachęca do arogancji w stosunku do petentów.Czekam więc na odpowiedź z WAM i przygotowuję się do następnych spraw sądowych, które mam nadzieję zwiększą koszty opłat sądowych, a wspólnota mieszkaniowa odzyska należności wraz z niezbędnymi odsetkami, które wbrew pozorom są wyższe od najlepszego oprocentowania w bankach.
Udział polskich żołnierzy w tzw. Misjach zagranicznych chwilowo został ograniczony. W stolicy stanął pomnik poświęcony tym, co nie wrócili z Iraku i Afganistanu. Media przestały interesować się tematem, ale tragedie młodych ludzi są ciągle wokół nas, a odpowiedzialne MON zbyt szybko zapomina o ofiarach tamtych wojen

Starszy plutonowy Mariusz Saczek jest weteranem wojennym. 27 lipca 2010 r. w Afganistanie Rosomak, którym jechał z sześcioma innymi żołnierzami wjechał na minę pułapkę. W wyniku wybuchu Saczek miał w trzech miejscach złamany kręgosłup, uszkodzony rdzeń kręgowy. To spowodowało niedowład nóg. Porusza się na wózku i o kulach. „Nie mam do nikogo pretensji o to, co wydarzyło się na misji. Pojechałem jako żołnierz, pod flagą Polski. Łopotała cały czas nad moją głową. Ale w sytuacji, w jakiej się potem znalazłem, oczekiwałem pomocy ze strony państwa. I jej nie dostałem” - mówi.

Był pan zadowolony z leczenia w wojskowych szpitalach, z rehabilitacji?

Po wypadku miałem pięć operacji. Byłem w Bagram, w Gazni, potem w Ramstein. Stamtąd przetransportowali mnie do Warszawy. Trafiłem do Wojskowego Instytutu Medycznego, ale na krótko. Przebywałem tam pięć dni i to był najbardziej traumatyczny okres w moim życiu. Mój stan był taki, że nie mogłem ruszyć głową na poduszce. W Ramstein leżąc dwadzieścia dni cały czas miałem dostęp do morfiny ze względu na przewlekły, niesamowity ból. W Warszawie dostałem tabletkę ketonalu. Rodzina wymogła na dyrekcji szpitala przeniesienie mnie do Bydgoszczy do innego wojskowego szpitala.
W polskich szpitalach od samego początku na każdej wizycie wciąż słyszałem słowa: „Adaptacja do wózka”. Bo tak jest najtaniej, najprościej i najszybciej. Myślałem, że ten wózek to ma być etap przejściowy, a docelowo będą mnie rehabilitować, żebym miał szansę żyć bez wózka.
Do czasu, kiedy płynęły pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia miałem rehabilitację. Po kilku miesiącach skończyły się pieniądze z NFZ, ministerstwo też nie płaciło. Doszło do takiej sytuacji, że miałem tylko godzinę rehabilitacji dziennie, reszta to było leżenie w łóżku i patrzenie w sufit.
Po opuszczeniu szpitala w Bydgoszczy, od razu stamtąd trafiłem do 21 Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Busku-Zdroju. Część tego pobytu pokryło NFZ, dwa turnusy należały mi się po misjach, MON za to zapłacił, a potem rehabilitowałem się prywatnie. Ministerstwo nie ma ośrodków specjalistycznych np. neurologicznych, wszystkie są tzw. ogólnorozwojowe, żeby móc się dobrze rehabilitować niestety trzeba płacić z własnej kieszeni. Od 2012 roku zacząłem prywatną rehabilitację pod Bydgoszczą w ośrodku „Neuron”, który specjalizuje się w typowej rehabilitacji neurologicznej, do tego leki, prywatne konsultacje neurologiczne - to wszystko kosztowało mnie około 100 tysięcy zł.
Nie ma dobrej opieki ze strony MON?

Jedyne co MON robi, to nas wszystkich, niezależnie od schorzeń wysyła do Lądka- Zdroju na rehabilitację i mają „odhaczone”. Byli, skorzystali, rehabilitowali się. Takie jest podejście, a że tam nie ma specjalistycznej rehabilitacji, to już nikogo nie interesuje. W tym ośrodku nie ma nawet wind, żadnych podjazdów. Osoby niepełnosprawne takie jak ja, tam nie odnajdą się. A w telewizji pokazuje się ładne obrazki, przekaz jest taki: „O nasi weterani uśmiechnięci, zadowoleni”. Taka jest wojskowa propaganda. Nie sztuka otworzyć Dom Weterana w Lądku-Zdroju, który tak naprawdę nie jest przystosowany do potrzeb weteranów. Mija się to z jakimkolwiek celem. W MON nie ma koordynatorów, którzy nadzorują, co się dzieje z leczeniem weterana, oczywiście są różne departamenty, Inspektorat Służby Zdrowia, ale każdy z nas zdany jest tylko na siebie.
Absurdem jest, że w ramach obowiązujących przepisów wszystko dzieje się na wniosek zainteresowanego. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: żołnierz doznaje ciężkiego urazu głowy i w wyniku tego ma poważne zaburzenia psychiczne. Nie ma rodziny, bliskich, a potrzebuje pomocy. Czy taka osoba, sama będzie o nią wnioskowała, skoro nie jest w stanie sama podejmować racjonalnych decyzji? A procedury są takie, że o każdy rodzaj leczenia, terapii, żołnierz musi sam wnioskować.

Czytaj całość: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/postawili-mnie-w-przedpokoju-z-krzeslem-uscisneli-mi-reke-i-powiedzieli-powodzenia/chcfvz