ďťż

CiEkAwOsTkI o ZwIeRzĘtAcH

W listach dociera coraz więcej spraw dotyczących łamania prawa w naszym kraju. Emeryci wojskowi maja tych dowodów nadmiar. Jednak przypominania o tym nigdy nie jest za dużo.
W Polsce łamanie prawa stało się nie tylko normą, ale można rzec jest atrybutem władzy. Wszyscy zadają sobie pytanie dlaczego. Stawia je również Bogdan Goszczyński.

Czego boją się wybrańcy narodu?

Bogdan Goczyński

Do niedawna jeszcze sądziłem, że tak zwane demokratycznie wybrane władze mają wiele do powiedzenia. Kilka lat bycia obiektem bezpardonowego ataku ze strony wymiaru sprawiedliwości dało mi sporą praktyczną wiedzę na temat funkcjonowania tego organu. Nabrałem pewności, że jest to organizacja przestępcza o hierarchicznej strukturze w sensie zupełnie innym od oficjalnie deklarowanego. Powszechnie znana jest destrukcyjna działalność sądów rodzinnych. Znana jest sprawa Romana Kluski, a także sprawa Olewnika, gdzie śledztwo było i jest prowadzone w taki sposób aby nie wyjaśnić prawdy. Niewygodni zaś świadkowie popełniają „samobójstwa” pod nadzorem służb.

Jednocześnie byłem zaskoczony, że o tym nie mówi się otwarcie. W mediach funkcjonuje mowa o państwie prawa, niezawisłości sędziów etc. Olbrzymia większość społeczeństwa przyjmuje to bez większego zastanowienia. W środowiskach prawniczych, które doskonale orientują się w mechanizmach działania „wymiaru”, panuje zmowa milczenia, a klientom adwokaci wciskają utarte frazesy o przepisach prawa, bezstronności sądów etc.

Dlatego uważałem za ważne żeby swoją wiedzą podzielić się z parlamentarzystami. Taka okazja nadarzyła się 4 marca 2010 kiedy byłem zaproszony na posiedzenie komisji „Przyjazne Państwo”, pracującej nad projektem ustawy o wspólnej opiece nad dziećmi przez rodziców, w przypadku rozwodu. Jakiś czas potem z grupą osób z Porozumienia Rawskiego mieliśmy w Sejmie spotkanie z Panią Poseł Teresą Wargocką, członkiem Sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny z ramienia PiS. Otrzymała wtedy od nas solidną ilość informacji na temat tego co się dzieje w sądownictwie rodzinnym. Ja zaś wręczyłem jej wydruk mojego artykułu „Rzeczywiste oblicze polityki prorodzinnej”.

Na początku lipca tego roku zostałem z kolei umówiony na spotkanie ze znanym senatorem z prawej strony polityki. Pomaga on wielu osobom w zmaganiach z biurokracją. Chciałem go prosić o pomoc w zorganizowaniu przyjazdu moich dzieci na wakacje do ich rodzinnego domu. Wskutek bowiem otwartych oszustw sądowych i zastraszania mnie przez SS (Służby Sądowe), już od pięciu lat nie mogę się nawet spotkać z córkami. Mieliśmy ok. godzinną rozmowę. Przekazałem mu dokumenty świadczące o fabrykowaniu oskarżeń, świadomym rozbijaniu rodzin i otwartych rozbojach w rodzaju „Numer na bitą żonę”. Rozmawialiśmy też o potrzebie reformy sądownictwa w kierunku publicznego nadzoru. Padły krytyczne słowa na temat prokuratury, którą ja porównałem pod względem zakresu władzy do Gestapo. Na koniec senator poprosił mnie żebym przygotował dla niego szkic pisma do Ministra Sprawiedliwości i do Krajowej Rady Sądownictwa, cos w rodzaju interpelacji.

Po kilku dniach wysłałem senatorowi owo pismo emailem wraz ze scanem badania wariograficznego potwierdzającego moją prawdomówność. Zadzwoniłem do biura żeby upewnić się, że ów email dotarł. Po dwóch tygodniach zadzwoniłem powtórnie żeby dowiedzieć się czy coś się wyjaśniło w sprawie dzieci. Od sekretarki dowiedziałem się, że senator jeszcze nie zdążył sprawą się zająć. Zadzwoniłem ponownie pod koniec lipca. Sekretarka nie znała sprawy a senator był zbyt zajęty żeby ze mną porozmawiać. Warto dodać, że nie byłem dla niego przypadkową osobą z ulicy. Znał mnie z kilku wcześniejszych spotkań i z publikacji w Aferach Prawa. Ta sprawa jednak była dla niego zbyt trudna. Znajomy, który mnie umówił na owo spotkanie, powiedział ostatnio – „Oni się wszyscy boją, widzisz co się wydarzyło w Łodzi?”.

Strach jest rzeczą ludzką, jednak zamiatanie rzeczy pod dywan problemu nie rozwiąże, on wróci w sposób nieoczekiwany. I właśnie dlatego zdecydowałem się owo pismo do senatora opublikować. Jest ono dostępne przez link pod niniejszym tesktem. Ze względów humanitarnych dane senatora wykropkowałem.

Tekst ten pokazuje, że jak widać, wybrańcy narodu dobrze wiedzą co się rzeczywiście w kraju dzieje, wolą jednak prowadzić grę pozorów krytykując ewentualnie jakieś pojedyncze „błędy i wypaczenia” bez, broń Boże, uogólnień i bez naruszania władzy sitwy.

Bogdan Goczyńsk



Przeciętny zjadacz chleba, poddawany jest codziennie niesamowitej propagandzie mającej go utwierdzić w przekonaniu, że żyje w państwie prawa. Służą temu określenia takie jak „niezawisły sąd”, prawomocny wyrok, uchwała Sądu Najwyższego czy wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Cytowane są wypowiedzi Rzecznika Praw obywatelskich czy Rzecznika Praw Dziecka. Po doświadczeniach ostatnich lat nie oglądam już telewizji i nie czytam gazet. Wybiórczo przeglądam Internet. Daje mi to możliwość w miarę samodzielnego myślenia.

Na początku byłem jednak jeszcze pod wpływem propagandy o wolnych mediach i sprawa wydała mi się tak bulwersująca, że sądziłem, iż powinna znaleźć się na czołówkach gazet. Pisałem do Rzeczpospolitej, Newsweeka, Dziennika, Gazety Polskiej i innych polskich gazet z prawicy i z lewicy.
Efekt był zawsze taki sam, kompletna cisza. Chyba dwa pisma będące w głębokiej opozycji zainteresowały się wstępnie sprawą, po czy nastąpiła cisza. Poprzez znajomego dotarłem jednak do niewielkiego pisma w Australii. Potem wsparło mnie lokalne biuro posła Ligi Polskich Rodzin.

Tak jak przypuszczałem, małym partiom może zależeć na rozgłosie i zyskaniu miana reprezentantów społeczeństwa, dlatego czasem wesprą takie publikacje. Udało mi się zamieścić kilka artykułów w Gońcu Podwarszawskim LPR. Współpraca z Gońcem zakończyła się gdy napisałem artykuł mówiący wprost o korupcji wymiaru sprawiedliwości. Artykuł ten opublikowałem później w Aferach Prawa pod tytułem „Długie ręce nietykalnych”. Do tej pory jedynym pismem, które nie waha się nazywać rzeczy po imieniu są właśnie Afery Prawa.

Ciekawe, że w lipcu 2008r. zwróciła się do mnie jednak Gazeta Polska. Okazało się, że mieli problemy z przekrętami tej same sędzi, Doroty Kąckiej i potrzebowali na nią haka.

Po tym jak sprawa Kąckiej trafiła do rzecznika dyscyplinarnego Krajowej Rady Sądownictwa, artykuł z moją historią został zdjęty z serwera a naczelny Gazety Polskiej, Tomasz Sakiewicz przestał odbierać moje telefony. Kontakt ze mną był już niewygodny. Można odnieść wrażenie, że Sakiewicz sam jest częścią przestępczej sitwy a opozycyjny charakter jego pisma jest tylko grą pozorów i wspieraniem partii Kaczyńskich, będącej konkurentem obecnej władzy. I tak należy to rozumieć. Moje problemy z oszustwami sędziów miały bowiem miejsce w czasie gdy cała władza była formalnie w rękach PIS.

Mediów nie zainteresowała nawet informacja o badaniu wariograficznym, które zaprzeczyło dwóm wyrokom, a przecież powinna to być niezła gratka. Można by powiedzieć, że jestem płotką, którą media nie będą się podniecać. Pod koniec maja 2007r. ukazał się jednak raport Transparency International, przedstawiający bardzo krytycznie stan polskiego sądownictwa i wskazujący na powszechną korupcję. Raport ten został przemilczany przez prawie wszystkie media, z wyjątkiem mniej znanych portali internetowych. Należałoby się zastanowić dlaczego tak się dzieje. Czyżby przyczyną było to, że sądownictwo i media podporządkowane są tym samym mocodawcom?

Charakterystyczna jest reakcja społeczna na rozboje sądownicze.

Jest to reakcja zastraszonych niewolników. Typowe uwagi to „stonuj”, „nie prowokuj”, „cóż można zrobić, tak musi już być”. Mity o odwadze Polaków, społeczeństwie obywatelskim, które w roku 1980 pokazało światu swoją siłę, są jedynie mitami. W rzeczywistości mamy do czynienia z ludźmi przywykłymi do padania na twarz przed władzą, z ludźmi, którym nawet przez myśl nie przechodzi, żeby przywołać ową władzę do porządku i pokazać gdzie jest jej miejsce.

Bogdan Goszczyński

Emeryci wojskowi może nie padają na twarz, ale w swojej masie akceptuja i milczą.
Krajowa Rada Sądownictwa – system nomenklatury

Instytucją, która dba o „właściwą” obsadę sądów” jest Krajowa Rada Sądownictwa, twór powstały na agenturalnym spotkaniu okrągłego stołu. Zgodnie z ówczesnymi ustaleniami, każdy sędzia musi mieć jej błogosławieństwo i w rzeczywistości jest to kontynuacja nomenklatury komunistycznej, zapewniającej obsadę istotnych stanowisk swoimi ludźmi. Prezydent, formalnie mianujący sędziów, miał w tym być jedynie maszynką do zatwierdzania wcześniejszych ustaleń. Dlatego taką burzę wzbudziła odmowa prezydenta Kaczyńskiego zatwierdzenia wniosków KRS w stosunku do 9 sędziów. Prym w proteście wiodła oczywiście KRS i stowarzyszenie sędziów Justitia. Wsparli je również Rzecznik Praw Obywatelskich i Fundacja Helsińska. Charakterystyczne jest, że instytucje te niezmiernie rzadko, o ile w ogóle, wypowiadają się przeciwko nadużyciom i jawnemu rozbojowi sądów. Przy niesamowitej korupcji wymiaru sprawiedliwości, daje to wiele do myślenia co do ich rzeczywistych intencji.

Jednym z formalnych zadań Krajowej Rady Sądownictwa jest dbałość o etyczne zachowanie się sędziów. Trudno nazwać etycznym zaoczne wydawanie arbitralnego postanowienia o alimentach, mającego na celu ruinę finansową ofiary ataku, czy uniemożliwianie kontaktu z dziećmi przez kilka lat. W dodatku przewodniczący wydziału w sądzie Jerzy Paszkowski, dopuszczał się oszustw dla uniemożliwienia przyjęcie zażalenia na postanowienie o owych astronomicznych alimentach. Odpowiedź KRS na moje pismo o zbadanie sprawy przez rzecznika dyscyplinarnego, była negatywna. Pojedyncze dochodzenia dyscyplinarne w stosunku do sędziów to w rzeczywistości listek figowy mający sprawić wrażenie poprawności działania Rady. Z moich obserwacji, olbrzymia większość sędziów ma mgliste pojęcie o rzetelnym prowadzeniu procesu i jest dyspozycyjna. Nie jest to przy tym dyspozycyjność wobec demokratycznie wybranego rządu. Naczelną zasadą jest lojalność w stosunku do niepisanych reguł rządzących zachowaniem się sitwy.

Ciekawe, też że pojęcie rzetelnego procesu w ogóle nie istnieje w ustawodawstwie polskim. W kodeksie karnym jest jedynie mowa o przestępstwach przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Konstytucja co prawda stanowi o prawie do sprawiedliwego i jawnego sądu, lecz zapis ten jest kompletnie ignorowany. Olbrzymia ilość, jeśli nie większość postanowień sądowych jest wydawana w trybie niejawnym bez udziału stron, a jak wygląda sprawiedliwość wszyscy wiemy.

Nie są mi znane przypadki jakichkolwiek sankcji wobec sędziów, których wyroki zostały uchylone w apelacji jako błędne. Postępowanie dyscyplinarne z reguły jest wszczynane dopiero wskutek nagłośnienia sprawy przez media. Jak zaś chętne są media do zajmowania się nadużyciami wymiaru sprawiedliwości, pisałem wcześniej w tym artykule.

Bogdan Goszczyński
Polski wymiar sprawiedliwości – przestępcza organizacja psychopatów.
Nie trzeba być szczególnym obserwatorem by zauważyć przestępczy charakter wymiaru sprawiedliwości. Jego celem naczelnym, jak wielu organizacji, jest władza i pieniądze. A pieniądze są tam olbrzymie i oczywiście pochodzą z pasożytniczego rabowania podatników. Nie sądzę abym był wyjątkiem, a moje ostatnie ponad dwa lata to ciągle włóczenie się po sądach w sztucznie tworzonych sprawach. Przestałem liczyć ilość rozpraw i posiedzeń, w których brałem udział, 30 może 40? Każde z nich kosztuje mnóstwo pieniędzy i nie jest to koszt samego posiedzenia.

Należy do tego doliczyć koszt hien prokuratorskich, które wymyślają coraz to nowe absurdalne oskarżenia oraz koszt fikcyjnych „ekspertyz”…………….
Przestępcze działania sądów polegają też na wyłudzaniu haraczy od ofiar w postaci odpowiednio wysokich opłat wpisowych od zażalenia czy apelacji koniecznych dla obalenia lewych postanowień. Nierzadko zdarza się, że ofiara mafii sądowej, mimo że posiada nominalnie duży majątek, np. nieruchomość, nie ma dochodów umożliwiających wyłożenie takiej sumy. Nie sprzyja też temu krótki, tygodniowy termin do zaskarżenia oszukańczego postanowienia. Wszystko to służy złapaniu człowieka w sidła. Dzieje się to oczywiście w obliczu „prawa”.

Wyłudzaniu pieniędzy z budżetu i dręczeniu ludzi służy przeciąganie spraw w nieskończoność. Z moich obserwacji, czynione jest to przez sędziów, którzy nie przygotowują się do rozprawy i w trakcie jej trwania, gdy sprawy zmierzają ku końcowi, powołują z urzędu mało istotnych nowych świadków lub biegłych, nawet bez wniosków stron.
Mafijny charakter wymiaru sprawiedliwości objawia się też we wzajemnej przestępczej solidarności. Podstawową zasadą w sądach jest dobro wymiaru sprawiedliwości, rozumiane jako ochrona członków sitwy.

Czy ktoś kiedyś spróbował przesłuchać prokuratura prowadzącego sprawę? Adwokatowi to nawet przez myśl nie przejdzie, a jeśli się w sądzie występuje samemu i wpadnie się na taki pomysł, to wniosek będzie odrzucony. A przecież naturalną rzeczą powinno być, aby oskarżyciel odpowiedział na pytania dotyczące zarzutów i poprawności procesu.

Tymczasem prokuratorzy przygotowujący akta oskarżenia z reguły nie występują nawet w sądzie a wysyłają podrzędnych asesorów. Niewiele też mają do powiedzenia. W moich i procesach gdzie byłem obserwatorem, przedstawiciele prokuratury reprezentowali żenująco niski poziom i nie byli w stanie dociekliwie przesłuchać świadków. Być może zresztą działo się tak, gdyż wszystkie te sprawy przeciwko mnie były ustawione i nadmiernymi pytaniami do świadków obrony, prokuratura mogłaby skompromitować oskarżenie.
Bogdan Goszczyński

Czyt całość: http://www.aferyprawa.eu/index2.php?p=teksty/show&dzial=zycie&id=1861


st. sierż. sztab. w st. spocz. Andrzej Cyna Jelenia Góra 07 sierpnia 2011 r.
ul. Jana Kiepury 65/3
58-506 Jelenia Góra
nr świadczenia EWU 36609/1

Minister Obrony Narodowej
Pan Tomasz Siemoniak
ul. Klonowa 1
00 – 909 Warszawa

S K A R G A

Wnoszę do Pana Ministra skargę na bezprawne działanie Dyrektora płk Dariusza Wiśniewskiego.

W dniu 07-08-2011 r. wystąpiłem do Pana Ministra z Zażaleniem na decyzję emerytalną o nr świadczenia 36609/1 z dnia 1 marca 2011r. Decyzja ta zwiększała moje uposażenie emerytalne o 54,78 zł..

Decyzja z dnia 1 marca 2011r. została wydana na podstawie prawnej jako art. 31 ustawy z dnia 10 grudnia 1993 r. o uposażeniu żołnierzy zawodowych oraz ich rodzin (Dz. U. z 2004 r., nr 8, poz. 66 ze zm.) lecz ja z wnioskiem o ustalenie prawa do świadczenia nie występowałem.

Brak wiec podstaw prawnych, co miesięcznych nadpłat, dokonywanych przez WBE we Wrocławiu. Nadpłaty te, co miesiąc zwracam na rachunek Ministerstwa Obrony Narodowej.

W odpowiedzi Biura Skarg i Wniosków z dnia 17-08-2011r. sygn. 1344/III/2011, którą otrzymałem 24-08-2011r. na moje Zażalenie z dnia 07-08-2011r. [b]Pan Dyrektor płk Dariusz Wiśniewski działając w imieniu Pana Ministra jako organu II instancji nie podejmuje merytorycznego wyjaśnienia Zażalenia a przesyła sprawę do organu I instancji.[/b]
Tym samym Pan płk Dariusz Wiśniewski postępuje wbrew przepisom KPA.
Stwarza tym samym warunki do patologię w postępowaniu administracyjnym.

Pan Pułkownik w piśmie do Dyrektora WBE we Wrocławiu pisze, cytuję :
„Zobowiązany będę za przekazanie do tut. Biura kserokopii odpowiedzi udzielonej Zainteresowanemu.”
Pan płk Dariusz Wiśniewski zapomina o tym, że Ministerstwo Obrony Narodowej jest II instancją odwoławczą. To Ministerstwo Obrony Narodowej powinno rozpatrzyć Zażalenie, a nie przekazywać sprawy do I instancji.
Tym samym Pan Pułkownik unika odpowiedzialności za podjęte wyjaśnienie i staje się „Zobowiązany” w stosunku do Dyrektora WBE we Wrocławiu.
Poza tym, od kiedy to „oprawca staje się sędzią we własnej sprawie” ?

Na czym ma polegać zobowiązanie Dyrektora Wiśniewskiego w stosunku do Dyrektora Kozigrodzkiego?, czym chce swoje Zobowiązanie wypełnić Pan Pułkownik Wiśniewski ?

W najbliższym czasie będą się odbywać wybory do Sejmu i Senatu RP, czy zwiększenie mojego uposażenia emerytalnego bez podstawy prawnej zobowiązuje mnie do oddania głosu na partię rządzącą, czyli Platformę Obywatelską ? Czy jest to opłacana forma agitacji PO do oddania głosu w wyborach ?

Z powyższego Skargę uważam za uzasadnioną.
..................................................

Panie Sirżancie.
Pańskie zażalenie jest zasadne.
Prosze jednak pamiętac, że za czasów poprzedniego szefa MON był taki bezprawny zwyczaj, że skarga na działanie WBE skierowana do MON była odpisywana przez winowajcę.
A to wszystko dlatego, ze szef rządu / premier Tusk / kierowane do niego skargi na działania bezprawne ministra Klicha, kierował do rozpatrzenia do ministra Klicha, który zlecał załatwienie tej odpowiedzi swojemu urzędnikowi.Podejrzewam, że sam minister nie był zainteresowany oglądać takie skargi.

W rezultacie takiego / bezprawnego / działania odpowiedzi nna skargę dotyczącą bezprawia w MON, odpowiadał jeden z urzędników MON. Takie sobie bezprawne kolesiostwo.

Odsyłam do artykułu: http://bombardier.nowyekran.pl/post/24729,wolno-premierowi-wolno-wsiem-a-co
Oto kolejny list, jaki wpłynął do redakcji Pro Milito:

Janusz Sanocki Nysa dnia 8 września 2011 r.
„Nowiny Nyskie”
Ul. Prudnicka 3
48-304 Nysa

List Otwarty do Dziennikarzy
Szanowne Panie i Panowie!
Dziennikarze mediów Rzeczypospolitej Polskiej!

Zwracam się do Was, jako do ludzi pełniących szlachetną misję służenia społeczeństwu, z prośbą o wyjaśnienie czy dziennikarz w wolnym kraju, jakim jest rzekomo Rzeczpospolita Polska, ma prawo przekazywać czytelnikom informacje zgodnie ze swoimi spostrzeżeniami, stanem faktycznym i sumieniem, czy też ma obowiązek stosować się do zarządzeń władz.
Zostałem bowiem oto napiętnowany przez urzędującego ministra, za przekazaną w reportażu z Białorusi informację, że w kraju tym pod rządami Łukaszenki nastąpił wzrost gospodarczy. Minister Spraw Zagranicznych naszego państwa, uznał publicznie iż podanie tego rodzaju informacji przeze mnie jest cytuję:„karygodnym wybrykiem” i zasługuje na potępienie.
A zatem proszę Pań i Panów - jako dziennikarzy - byście zabrali publicznie głos w tej sprawie, ponieważ jej znaczenie – jak sądzę – wykracza poza obszar jednostkowego przypadku. Nie ważne bowiem czy zgadzacie się czy nie z takim czy innym moim poglądem. Chodzi bowiem o to, czy wolno nam - pisząc o kraju – nawet rządzonym przez dyktatora -zauważać zjawiska pozytywne, czy też – jak chce tego minister Sikorski – tego rodzaju „dziennikarska niesubordynacja” zasługuje na negatywne konsekwencje?
Czy ktoś (minister, grupa „autorytetów”) ma prawo określić o kim wolno pisać dobrze, a o kim tylko w najczarniejszych barwach?
Nie muszę dodawać, że odpowiedź na to pytanie będzie przesądzała czy żyjemy w świecie wolności słowa czy też konstytucyjna gwarancja tej wolności jest tylko pustym zapisem.
Uważam – za śp. Józefem Mackiewiczem, że „tylko prawda jest interesująca” i przyjmuję za objaw całkowitego upadku odwagi cywilnej i - niestety politycznego rozumu – fakt, że tego rodzaju publiczne połajanki, jakie spotkały mnie ze strony ministra Sikorskiego, mogą mieć w ogóle miejsce i – co więcej – odnoszą jakieś publiczne skutki. Jeśli ktoś – np. Minister Sikorski – nie zgadza się z moimi poglądami, uważa je za nieprawdziwe czy błędne, może dokonać ich (druzgocącej) krytyki czy wykazać moją niekompetencję.
Minister Sikorski poszedł inną drogą – oznajmił arbitralnie i publicznie, że moje poglądy są karygodne, i że zasługują na potępienie. Dokonał przy tym nadużycia i manipulacji w postaci tzw. ekstrapolacji. Fakt, że podałem informacje o pozytywnych zjawiskach z zakresu gospodarki na Białorusi pod rządami Łukaszenki, wykorzystał do przypisania mi aprobaty dla dyktatury. Jest to oczywiste nadużycie. W dodatku w stosunku do mnie, działacza Solidarności więzionego przez władze stanu wojennego przez 1,5 roku – tego typu działanie ze strony ministra Sikorskiego to zwykła podłość.
Na marginesie tylko dodam, że prawdziwym powodem ataku ministra obecnego rządu na mnie, jest nie to co napisałem o Białorusi – co zresztą nigdzie i przez nikogo nie zostało zakwestionowane jako niezgodne z prawdą – ale fakt, że ujawniłem białoruskiej telewizji przykłady łamania praw człowieka i nadużywania władzy przez polski wymiar sprawiedliwości. Od wielu lat bowiem – jako dziennikarz i jako działacz społeczny – gromadzę te przypadki, staram się pomagać ludziom pokrzywdzonym przez polskie sądy, prokuraturę czy inne instytucje władzy. Obraz Polski jaki wyłania się z tego spisu spraw, jest dramatyczny i prowadzi do wniosku iż w wychodzeniu z komunizmu, niewiele wyprzedziliśmy Białoruś.
W sposób widoczny ministrowi Sikorskiemu taki opis państwa za które wziął odpowiedzialność jako współrządzący, nie odpowiada i jego agresja kieruje się na mnie – jako na herolda niepomyślnych wieści.
Czy tak właśnie ma wyglądać „wolność” i „państwo prawa”?
Proszę Państwa byście publicznie na moje pytanie odpowiedzieli.

Z poważaniem
Janusz Sanocki
Dziennikarz „Nowin Nyskich”
Działacz Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu Sądów i Prokuratur
Kandydat do Senatu
Kolejny list

Janusz Sanocki Nysa dnia 8 września 2011 r.
Kandydat do Senatu
Okręg nr 51

[b]Pan
Jarosław Kaczyński
Prezes „Prawa i Sprawiedliwości”

List otwarty

Szanowny Panie Prezesie!
W dniu wczorajszym została mi przekazana wiadomość iż kierownictwo polityczne „Prawa i Sprawiedliwości” cofnęło mi rekomendację w wyborach senackich, po enuncjacjach ministra Sikorskiego, który napiętnował mnie za napisany pół roku temu, reportaż o Białorusi i podanie w nim m.in. informacji, że za Łukaszenki nastąpił w tym kraju wzrost gospodarczy.
Nie mam do Pana, ani do polityków PiS pretensji o taką, a nie inną decyzję. Rozumiem presję pod jaką działacie wobec zmasowanej nagonki na Pana i na kierowaną przez Pana partię. Jednak pozwalam sobie zwrócić uwagę na kilka faktów, które w niniejszej sprawie mają ogromne znaczenie.
Po pierwsze jako dziennikarz od lat 18 publikujący własne teksty nigdy nie uchybiłem w nich ani obowiązkowi zwykłej rzetelności, ani też nie straciłem z oczu interesu Polski.
Po drugie – atak ministra Sikorskiego na mnie i mój tekst opiera się na jego przekonaniu iż ministrowi wolno narzucić dziennikarzowi co o kim wolno pisać, oraz że w tym przypadku minister może dyktować co jest „karygodne” i zasługuje na potępienie, a co „chwalebne” i za co dostaje się nagrody . O ile mi wiadomo tylko wychwalanie nazizmu i komunizmu jest w naszym systemie prawnym zakazane i nawet analizując okres rządów Hitlera, wolno komentować różne aspekty życia gospodarczego czy społecznego. Wszelkie uroszczczenia ministra Sikorskiego do określania co wolno pisać są w tym przypadku zamachem na wolność słowa. Nie mówiąc o tym, że są zwykłym nadużyciem intelektualnym i brutalną próbą przypisania moim wypowiedziom, a pośrednio Panu oraz „Prawu i Sprawiedliwości”. Polityczna i przedwyborcza motywacja takich działań jest aż nadto czytelna. Nigdy bowiem w moich tekstach nie gloryfikowałem politycznej strony rządów pana Łukaszenki. Byłoby to sprzeczne z moimi przekonaniami, których prawdziwości dowodzę całym swoim życiem. W końcu to za walkę o wolność pan Jaruzelski raczył był wsadzać mnie kilkakrotnie do więzienia, na ponad 1,5 roku, zaś Prezydent RP przyznał mi Srebrny Krzyż Zasługi za wkład w budowę społeczeństwa demokratycznego w Polsce. Przypisywanie mi przez ministra Sikorskiego gloryfikacji dyktatury jako takiej, jest z jego strony zwykłą podłością.
Po trzecie – jak zwykle bywa - prawdziwą przyczyną ataku ministra Sikorskiego na moją osobę, nie są oczywiście te urywki reportażu napisanego zresztą pół roku temu, ale fakt że od lat krytykuję stan polskiego wymiaru sprawiedliwości, zwłaszcza pod rządami ekipy Tuska, której działania uważam za szczególnie szkodliwe i destrukcyjne – na co dysponuję setkami przykładów. Uważam – mając ku temu istotne i liczne dowody, że w wychodzeniu z komunizmu nie wyprzedziliśmy zbyt daleko Białorusi, a główna w tym zasługa rządów Platformy i jej liderów, w tym również ministra Sikorskiego.
Po czwarte – zwracam uwagę Pana Prezesa, że zaatakował mnie człowiek o mentalności błazna, który miał czelność nazwać urzędującego prezydenta Polski, śp. Lecha Kaczyńskiego „chamem” i który – moim zdaniem ośmiesza Polskę i kompromituje swoimi działaniami pełniony przez siebie urząd. Ocena informacji podawanych przez tego typu „źródła dezinformacji” powinna być szczególnie wnikliwa.
I po piąte – rozumiem jak powiedziałem Pańską sytuację, presję jakiej Pan podlega i nie mam pretensji o decyzję cofnięcia mi rekomendacji, wszak nawet nie jestem członkiem „Prawa i Sprawiedliwości”. Jednak zachęcam Pana do większej odwagi i zaufania do samego siebie i wiary we własne zamierzenia, a także do większego zaufania do Polaków, którzy coraz jaśniej dostrzegają że kolejne ataki, płynące ze strony obecnie rządzących na PiS, na Pana, a także na poszczególnych kandydatów do parlamentu, są brudną wyborczą grą i w istocie mają na celu odwrócenie uwagi od braku osiągnięć obecnego rządu i jego ministrów.
Minister Sikorski atakuje mnie nie za jakieś tam zdania o Białorusi, które zresztą nie zawierają żadnej apoteozy dyktatury, a za to, że jako dziennikarz i jako działacz społeczny, zupełnie niezależny od wszelkich partii, krytycznie piszę o rządzie Tuska i jego „dokonaniach” widząc w nich po prostu zagrożenie dla wolności Polski i wolności obywatelskiej. Zresztą jawnym tego dowodem jest właśnie wystąpienie ministra Sikorskiego w mojej sprawie – tylko bowiem człowiek o mentalności totalitarnej, może rościć sobie prawo jako minister, do orzekania, co wolno pisać dziennikarzowi. Jeśli wyrażone przeze mnie opinie są nieprawdziwe, niech Sikorski wykaże ich błędność. Jeśli natomiast są prawdziwe, to za co mam być ukarany?
Niezależnie od okoliczności jakie zaistniały zapewniam Pana o moim poparciu, natomiast z wyborów oczywiście się nie wycofuję. Nie uczyniłem, ani nie napisałem niczego czego miałbym się wstydzić, albo czemu musiałbym zaprzeczać, a cel jaki mi przyświeca w tych wyborach – doprowadzenie do gruntownej reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości , uwolnienie go od powszechnej patologii i korupcji (w tym politycznej) nie może zostać zarzucony dlatego, że jakiś niepoważny człowiek, który przez zbieg okoliczności został ministrem i ma dostęp do Twittera, wystukał na mój temat na klawiaturze kilka – z powietrza wziętych -opinii.
Nie dajmy się zwariować!
Z wyrazami szacunku

Janusz Sanocki
Kandydat na Senatora
Okręg 51


Czytaj całość: http://pozamatriks.nowyekran.pl/post/26755,prawo-ponad-polityka

Ile gorzkiej prawdy wypływa z tego tekstu. Trudno znaleźć takie wypowiedzi na łamach publicznej prasy. Wydawcy i ich właściciele nie widzą tak naszej rzeczywistości. Oni mają inny obraz. Widzą wszystko poprzez swoje wysokie pensje i udogodnienia, jakie władza stwarza dziennikarzom. Oni promuja władców.Oni odpłacaja się za przywileje.
A może to jest wypaczone spojrzenie?

W państwie demokratycznym wybory są metodą wyłanianie władz posiadających mandat społecznego zaufania pozwalający im decydować o losach kraju i jego mieszkańców. Procedury wyborcze muszą więc być takie, aby uwzględniały poglądy i oczekiwanie wszystkich obywateli, a do parlamentu trafiali nie tylko ludzie o odpowiednich kompetencjach, ale także prezentujący wysokie standardy moralne.
Po ponad dwudziestu latach funkcjonowania państwa polskiego politycy, parlament i rząd nie cieszą się szacunkiem i zaufaniem obywateli. Także miniona kadencja parlamentu wykazała, że liczni posłowie i senatorowie zawodzili jako twórcy prawa, źle wykonywali swoje obowiązki i zdarzało się, że dopuszczali się czynów niemoralnych. Jednocześnie słyszeliśmy, że mamy marnych przedstawicieli bowiem takie marne jest całe polskie społeczeństwo.

Środowisko blogerów „Nowego Ekranu” i Ruch Społeczny „Polska w Potrzebie” podjęły działania, aby sprawdzić funkcjonowanie procesu wyborczego w naszym kraju. Okazało się, że nie tylko jest wadliwie skonstruowane prawo wyborcze, ale także dopuszczająca się przestępstw Państwowa Komisję Wyborczą odpowiedzialna za przeprowadzenie wyborów. Udowodniliśmy tym samym, że obecne wybory nie mają nic wspólnego z demokracją. W państwie polskim od lat funkcjonują mechanizmy uniemożliwiające Polakom wyłonienie reprezentacji działającej zgodnie z polskim interesem narodowym.

Przekonywano nas, że przy „okrągłym stole” zawarto rozsądny kompromis między upadającym reżimem PRL, a tzw. konstruktywną opozycja. W następstwie Polską rządzą beneficjanci paktów zawartych z komunistami. Skutkiem tych rządów jest zadłużenie państwa, wyprzedaż polskiej własności połączona z likwidacją polskiej bankowości i ważnych dla kraju dziedzin gospodarowania, wielomilionowa emigracja i równie wielka rzesza bezrobotnych, oświata bez polskiej historii i polskiej literatury, media w rękach obcych dysponentów, rozkład wojska i upadek etosu służb państwowych. Rysuje się czarny obraz państwa, które nie potrafi zadbać o bezpieczeństwo swego prezydenta.

Ten stan trzeba zmienić. Będzie można to uczynić, gdy Polacy uzyskają rzeczywiste prawo wyborów.
Polska w Potrzebie – Polska potrzebuje Ciebie.


Romuald Szeremietiew
Przewodniczący
[b
Bezprawie występuje na różnych poziomach. Najtrudniej jest szukac sprawiedliwości na wyzszych poziomach. Często wracamy do tego tematu.
Dziś list z bloga generała Skrzypczaka. List pisze żołnierz liniowy.

Dzień dobry jestem byłym kapralem WP. Zostałem zwolniony ze służby po 7 latach z bdb opinią służbową jak również byłem wielokrotnie odznaczany po misji w Afganistanie. Powodem mojego zwolnienia była a raczej jest afera związana z kradnięciem drzewa opałowego z Żagańskiego poligonu Joanna przez zastępcę dowódcy 11 LDKPanc pana gen.Andrzeja Sobieraja . Generał ten ma postawiony zarzut przez poznańską prokuraturę a jednak dośc szybko awansuje.Zarzut dotyczy w głównej mierze wykorzystywania tego opału z Żagania do domu Sobieraja w Wędrzynie przy czym były do tego wykorzystywane prywatnie wojskowe pojazdy , jak równierz 21 żołnierzy zawodowych (w tym ja) do załadunku i rozładunku.Proceder trwał rok czasu zanim żandarmeria go nie rozbiła . Posiadam zdjęcia zrobione komurką z tego procederu jak również filmiki z fali w żagańskim garnizonie co ciekawe "falują" zawodowcy innego zawodowca. W razie zainteresowania proszę o maila . Nie będe rozczarowany brakiem odpowiedzi ponieważ pisałem już o tym do wielu redakcji i tylko tygodnik nie jak i gazeta lubuska i regionalna żagańska podjeła się szerokiej publikacji.Mogę też szeroko opisać problem dlaczego żołnierze uciekają z wojska , mnie osobiście to spotkało więc dobrze wiem jakie przekręty i jaka głupota panuje w armii . Jak wyjaśnił mi redaktor Mikołajczyk z tygodnika NIE telewizje boją się takich tematów .Jednakże ministra Klicha juz nie ma więc postanowiłem spróbować raz jeszcze. Pozdrawiam Rafał Szydło.

Może teraz adresat listu, już jako doradca ministra zajmie się sprawą. Znamienne jest, że ta niesprawiedliwość ciągle trwa.
Szef nie zna przepisów, więc podwładny jest rozliczany na zakończenie służby wojskowej ze zmniejszona o 2 procent wysługą lat. Sprawa kierowana jewst do prokuratora za usiłowanie oszukania podwładnego, a wówczas ten wspomniany szef z rozbrajającą szczerościa śmiejąc się w twarz, pyta, czy nie wolno się pomylić?
Zapomniał facet o 2 lata, kiedy jego podwładny kończył służbe wojskową. Czy to są wybaczalne fakty?
Niestety redaktorzy Polski Zbrojnej takich tematów nie biorą.

METODY MASONERII
Walcząc z masonami niejeden z nas legnie
Gdyż mają metody nadzwyczaj przebiegłe;
Potrafią nas głaskać, a nawet pochwalić,
By potem znienacka w łeb pięścią przywalić.
Świat piszczał z zachwytu, gdy u nas nad Wisłą,
Brutalny bolszewizm przejadł się, i skisnął;
Wiele ci z Zachodu nam naobiecywali,
Życie w dobrobycie zamiast dać – zabrali.
Nucili nam pieśni o niepodległości
Lecz w tej propagandzie najbardziej nas złości,
Że dziś zamiast Moskwy, słuchamy Brukseli;
Widać świat się na masonów no i głupich dzieli.
Mason nas zapewniał, że będzie wspaniale,
Jeśli Balcerowicz będzie rządził dalej;
Myśmy go słuchali, i po wielu latach
Kraj stał się bankrutem, bez zysków, a w stratach..
Potem „Słońce Peru” – facet footbalista
Obiecywał cuda; lecz kto z nich skorzystał?
Mówią, że złodzieje nasz majątek skradli;
Niech to „Słońce Peru” wezmą wszyscy diabli!
Metody masonów bywają przebiegłe:
Zło chcą łączyć z dobrem i to równolegle.
By wzbudzić sympatię powszechną wśród ludzi,
Pokazują piękno, to co zachwyt budzi;
Kiedy ktoś ciekawy zajrzy za zasłonę,
Zobaczy okropności – niedozwolone.
Lecz już nie da rady cofnąć się do tyłu,
Bo za każdą próbę – dostaje po ryju.
Mason wybierając agresji ofiarę,
Atakuje wpierw naród i jego wiarę;
Pokazując cele dla ludzkości szczytne
Zyskuje w oczach ludzi miejsce zaszczytne;
Jako gość szanowany zbiera pieniądze,
Za nie kupi lekarstwa, dla chorych, sądzę;
A stając się bożyszczem dobroczynności
Łatwo mu w kraju szerzyć niegodziwości.
Jego dziełem Woodstock no i narkotyki,
Seks, pijaństwo, gwałty, nawet bijatyki,
Będąc wzorcem woła: wy „róbta co chceta”
Demoralizacja – jest prawem człowieka!
Młodzież zauroczona, hasła przyjmuje,
Życie swego kraju powoli rujnuje,
A mason się cieszy, że mu się udało
Ogłupić naszą młodzież i to niemało.
Niby dobroczyńca i pomaga chory,
W sferze moralności jest zwykłym potworem.

Obawiam się, że w tej pogoni za propagandowym sukcesem, jakim niewątpliwie jest ta orkiestramożna znaleźć mnóstwo działań bezprawnych.W innym wypadku byloby to podciągnięte pod nadużycia i niegospodarność, ale w tym dniu nikt się z tym nie liczy. Nie mówie już o nierówności wobec prawa. Znalazloby się wiele fundacji, ktore też przeprowadziłyby licytacje otrzymanych z instytucji Skarbu Państwa przemiotów w postaci, samolotow / niesprawnych / samochodów/ sprawnych / wozów tramwajowych i innych.
Czas by temu zjawisku przyjrzeć się.

Każde nieumiejętne włożenie sobie broni do ust i strzelenie bez względu na intencje kończy się śmiercią lub ciężkim kalectwem. Wyedukowani wojskowi zdają sobie z tego sprawę, dlatego już nigdy nie strzelają sobie w skroń………….
Prokurator Przybył, który jest oficerem wojskowym wyszkolonym w sztuce używania broni i skutkach użycia broni nie powinien wiec sobie strzelać w skroń zarówno gdy chciał zabić sie na pewno jak i gdy chciał markować samobójstwo. I sobie nie strzelał……………………
Chcąc się naprawdę zabić i będąc zdenerwowanym jajlepiej włozyć sobie lufe pistoletu do ust, kontrolując językiem by dotykała środkowej szęści górnego podniebienia w połowie drogi między uzębieniem a gardłem. Wtedy pocisk przeleci przez czubek głowy, niszcząc wiązadła nerwowe i zadając pewną oraz bezbolesną śmierć. Podobno nawet sie nie słyszy huku wystrzału - chociaż, za diabła ciężkiego nie wiem skąd to można wiedzieć. Dla pewności - by lufa nie drgnęła, co groziłoby uderzeniem pocisku w jakąs kość i kalectwem zamiast śmierci - należy lufę pistoletu ścisnąć zębami. Dobrze jest też objąc lufę szczelnie ustami…………………..
Prokuratorzy wojskowi w randze prokuratorów krajowych (a takim jest płk Przybył) wielokrotnie czytali ekspertyzy lekarzy patologów, balistów i innych biegłych wypowiadajacych sie na temat toru pocisku, skutków działania broni z przyłożenia i kiedy mamy do czynienia z samobójstwem, próbą samobójczą, zabójstwem lub pozorowaniem samobójstwa……………………
Reasumując, jest kilka sposobów na strzelenie sobie w łeb ale jeden jest 100% i w dzisiejszych czasach zna go każdy obeznany z bronią wojskowy, oraz jest jeden sposób na udawanie samobójstwa przez strzał w usta, tak by wszystko wyglądało bardzo krwawo i poważnie, lecz dający 100% pewność, że oprócz niewielkiego uszkodzenia policzka nic sobie nie zrobimy. O tym drugim już wiedzą nie wszyscy wojskowi (choc każdy mógłby go wykombinować) ale z pewnością znało go dokładnie kilku prokuratorów i sędziów wojskowych…………………….

Ps. II. Dalszy ciąg: prokuratorzy wojskowi będą na polecenie Parulskiego chronic Przybyła wysyłając go do psychiatryka i uznając, że prawdopodobnie była to próba samobójcza. Co wprawdzie spowoduje, że straci uprawnienia do noszenia broni i stanowisko ale uchroni Przybyła przed postawieniem mu zarzutów nieuprawnionego wniesienia broni oraz użycia broni w sposób powodujący zagrożenie dla otoczenia. A takie i inne zarzuty by padły gdyby stwierdzono planowanie z premedytacją upozorowania samobójstwa…………

Czytaj całość: http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/48150,ballada-o-celnym-strzale
Przejęcie kontroli prokuratury cywilnej nad prokuraturą wojskową to dostęp do akt wielu interesujących spraw. Nangar Khel, Smoleńsk i wiele innych afer w wojsku. Można się tylko zastanowić, czy ktoś chciał koniecznie dostać się do tych akt? Czy tu chodzi o ukrycie, czy tez odkrycie ukrywanych spraw? Jedno nie ulega wątpliwości, że był to przykład daleko posuniętej lojalności i miłości do szefa. Można też przypuszczać, że ten incydent miał ukryć inne ważniejsze sprawy w prokuraturze? Do tego potrzebne byłoby uczciwe śledztwo, czy jednak Polskę obecnie na to stać/ To znaczy, czy będzie takie przyzwolenie?.

Szanowna Redakcjo.
Pozdrawiam i załączam wierszyk wzbogacający część artystyczną nagłaśniane dzieło J. Owsiaka. Rudolf Jaworek
.

Panie Jaworek to do dzieła !. Sprzedawaj Pan co się da, gdzie się da i komu się da. Uważa Pan,że to łatwizna ?. No to do dzieła, teraz, zaraz natychmiast !.
Ja zaczynam sie wstydzić, że jestem p.....m polaczkiem !.
U nas da się opluć każdego za wszystko. A może by tak najpierw spróbować komukolwiek udzielić prawdziwej pomocy. Wierszykami nikogo się nie nakarmi ani nie ulży w chorobie. Ale łatwiej napisać wierszyk opluwający niż wystawić swoją osobę na pastwę pseudo poetów !.

Publikacja „Generałowie znów w akcji” („Gazeta Polska, 24 luty) pióra niejakiego Jerzego Targalskiego jest prostym dowodem na to, że człowiek pijany nie powinien siadać do pisania. Bo wychodzi z bełkot, choć nie pozbawiony pewnej dawki humoru.

Bełkot, bo rzadko zdarza się, żeby czytelnik mało obeznany w temacie poruszanym przez autora artykułu tak lekko mógł wykazać, że całość to nic więcej, tylko niechlujne brednie. Oto dowiedziałem się, że byłem głównym(!) autorem portalu stowarzyszenia Pro Milito. Portal obejrzałem właśnie teraz, zaś o stowarzyszeniu wiem tylko tyle, że jest – a i to od niedawna.

Trudno jednak, żebym odmówił niejakiemu Targalskiemu talentu trzeciej klasy błazna. Owszem, niczego sobie żart – siedzę przed monitorem, zerkam na rzeczony artykuł i – proszę wybaczyć, że użyję zwrotu mojej 15-letniej córki – „jarzę michę”.

„Pro Milito prowadziło własny portal, na którym głównymi autorami byli: Michał Podobin, główny ideolog grupy, Marek Toczek, Ryszard Opara, Paweł Pietkun i Grażyna Niegowska. Wszyscy są dziś blogerami Nowego Ekranu, którego redakcja mieści się w tym samym budynku, co Pro Milito, tylko piętro niżej”.

Panie Tragalski! Oszczędź Pan i nie błaznuj. Nie przystoi to kawalerowi, nawet jeżeli ptaszek go pewna hmm... wesołkowatość. Może dla odmiany odejdźmy od bajania nad kieliszkiem i przejdźmy do faktów.

„Pro Milito to stowarzyszenie zrzeszające emerytowanych żołnierzy, rezerwistów, byłych pracowników wojska i entuzjastów wojskowości” informuje strona, której rzekomym (i głównym) autorem byłem. Cóż... nie jestem emerytowanym żołnierzem, żołnierzem, byłym pracownikiem wojska ani nawet entuzjastą wojskowości. Nie byłem w wojsku – choćby przez minutę. Ze wstydem przyznam, że nie znam się nawet na wojskowych stopniach i o pułkownikach, generałach wiem, że to pułkownicy i generałowie, jak mi się przedstawią stopniem.

- Ale – pomyślałem. - Może mnie to stowarzyszenie dostrzegło i jakieś przedruki moich tekstów umieściło na tej stronie?

Nic z tego. Ani pół – a szkoda, bo jak każdy piszący, odczuwam pewną przyjemność będąc cytowanym. Poszedłbym do Pro Milito upewnić się, bo – to niepokojące – dzieją się rzeczy, o których nie wiem, a które mnie dotyczą. Ale znów - adres wskazany przez wesołka Targalskiego był cokolwiek chybiony.
Piętro wyżej, a widzę to dokładnie przez okno w dachu nad moim biurkiem, jest końcówka komina. I urzędują tam gołębie (bez dystynkcji), zasrywając mi – proszę wybaczyć - widok w bezwietrzne popołudnia.

Kolejna sprawa – Grażyna Niegowska. Też nie generał, i żaden wojskowy – blogerka i owszem. Od dwóch może tygodni. Wcześniej przyszła do Nowego Ekranu z prośbą o pomoc. Panie Targalski – do Pro Milito (piętro wyżej, jak Pan zapewniasz) – nie poszła ani razu.

„Gdyby akcja się powiodła (budowa Nowego Ekranu – przyp. Paweł Pietkun), bezpieka wojskowa, która przeszła endekoidalny recykling, miałaby własną siłę polityczną, zdolną do obrony jej interesów przy podziale tortu z innymi klanami służb, a jednocześnie skanalizowano by opozycję przeciwko oligarchicznemu ustrojowi III RP, uniemożliwiając wejście PiS-u w próżnię powstającą w wyniku zużycia się, walk wewnętrznych i wymiany kierownictwa w PO”. No to już jest konstrukcja! Godna trzeciej butelki!

Myślę, Panie Targalski, że powinniśmy się spotkać. Zapraszam do Nowego Ekranu, podejmę Pana kawą, herbatą. Oprowadzę po tajemniczej redakcji, zobaczysz Pan, czemu nie można mnie podejrzewać o związki z wojskiem. Sprawdzimy razem – po tabliczkach – czy i gdzież to się schowało to stowarzyszenie byłych wojskowych. Mam tylko jeden warunek – niechże Pan przyjdzie trzeźwy. Bo zdarza się, że pijanych wyrzuca ochrona.

A kolegom z „Gazety Polskiej” zwrócę uwagę, że wypuszczanie tekstów napisanych przez pijanych autorów jest po prostu niekoleżeńskie. I jeśli tak dalej będziecie robić, nikt was nie nie będzie szanował.

Konkurencji tygodnika „Nowy Ekran” boicie się zaś jak najbardziej słusznie – jesteśmy bardziej rzetelni, bo – co ważne w pracy dziennikarskiej – piszemy na trzeźwo. I opierając się na faktach.


Panie Andrzeju. Zapoznać musiałem się z tymi wypocinami. No cóż, kandydat na dziennikarza otrzymał zadanie obsmarowania nie Pro Milito, ale witryny Nowy Ekran. Pro Milito oberwało przy okazji. Tak się zwykle zdarza, gdy akcje opadają szuka się skandalizujących tematów. Słabe notowania PiS powodują, że wszyscy, co mają odmienne zdanie, natychmiast są atakowani.
Dzisiaj w naszym kraju dziwnie pojmowana wolność słowa powoduje, że nawet takie niszowe wydawnictwo nie pozwoli, by na jego łamach zamieszczać sprostowania. Mogę tylko potwierdzić to wszystko, co napisał pan Paweł Pietkun jest prawdą, a kłamstwa zawarte w zapiskach pana Targalskiego są jedynie jego opcją, którą być może trzeba było w tym momencie posłużyć się.
Pan Targalski zamiast poszukiwać prawdy u źródła, posiłkuje się niedoszkolonymi i pozbawionymi wiedzy informatorami. Ale cóż, każdy piszący tam pisze i to pisze, na co pozwalają mu sponsorzy.
W związku z publikacją w "Gazecie Polskiej", w której umieszczono moje nazwisko, skierowałam drogą mailową pismo do Redakcji GP. Uznałam, że wyjątkowo rzetelny dziennikarz śledczy, jakim chce być Pan J. Targalski, z pewnością zechce mi pomóc. W przypadku krzywdy ludzkiej ważna jest przecież stosowna reakcja mediów. Krzywda jest krzywdą, nie ma żadnej przynależności, żadnej ideologii. Proszę mi wierzyć, liczyłam na szybki odzew ze strony Redaktora Naczelnego GP. Niestety, nie doczekałam się. Tymczasem Pro Milito, do którego wysłałam publikacje traktujące o mojej krzywdzie, nie kierowało się ideologią, a jedynie poczuciem, że zostałam skrzywdzona przez bezkarnego łobuza w mundurze. Tak samo myślą w Redakcji Nowego Ekranu. Dlatego publikuję na jego łamach. A co myślą w Redakcji "Gazety Polskiej'? Że jak piszę o mojej krzywdzie, to mam tajemne związki z generałami? A czy oni w ogóle czytali, o czym piszę?
Poniżej treść wysłanego do Redakcji GP maila:
"Szanowni Państwo, w związku z tym, że moje nazwisko padło w jednej z ostatnich publikacji "Gazety Polskiej", uprzejmie proszę o spotkanie z autorem tejże publikacji, Panem J. Targalskim, względnie z osobami wskazanymi przez Redaktora Naczelnego.
Zaznaczam, że nie przeszkadza mi fakt umieszczenia w publikacji mojego imienia i nazwiska, gdyż czytelnik znajdzie je na łamach wymienionych tytułów.

Rozmowa będzie dotyczyła mojej sprawy, bardzo dla mnie tragicznej, o której dotychczas nie wolno było mówić (podobnie jak o represjonowanych w PRL-u). Knebel został zdjęty niedawno; właśnie przez Redakcje: Pro Milito oraz Nowego Ekranu i za to jestem im bardzo wdzięczna.

Przekażę Państwu zdecydowanie więcej informacji niż upubliczniłam na Forum Pro Milito, a także na łamach Nowego Ekranu. Podkreślam: na wszystko, co piszę, mam dowody procesowe. Najbardziej bulwersujące i znamienne dowody przekazałam dziennikarzowi TVN Mariuszowi Łapińskiemu oraz Redaktorowi Naczelnemu NE. Dziennikarze otrzymali materiały nie dlatego, że istnieją między nami jakieś tajemne związki - lecz dlatego, że nie odmówili rozmowy za mną.

Poszukuję rzetelnych Dziennikarzy, w szczególności dziennikarzy śledczych, którzy chcieliby poznać sprawę i doprowadzić do ukarania winnych przez wymiar sprawiedliwości karnej.

Liczę na dziennikarzy śledczych "Gazety Polskiej"

Podaję kontakt telefoniczny do mnie: 535 019 403.

Z Wyrazami Szacunku,

Grażyna Niegowska"

Piłeś? Nie pisz!Publikacja „Generałowie znów w akcji” („Gazeta Polska, 24 luty) pióra niejakiego Jerzego Targalskiego jest prostym dowodem na to, że człowiek pijany nie powinien siadać do pisania. Bo wychodzi z bełkot, choć nie pozbawiony pewnej dawki humoru.
Bełkot, bo rzadko zdarza się, żeby czytelnik mało obeznany w temacie poruszanym przez autora artykułu tak lekko mógł wykazać, że całość to nic więcej, tylko niechlujne brednie.


Sam tytuł wiele mówi, a całość jest taka jak napisano.
Czytałem mocne oskarżenia autorki na witrynie i tylko dzięki wielkiemu bezprawiu, jakie panuje w naszym kraju, sprawa nie została potraktowana z należną starannością.
Targalski nie mając argumentówe jest zmuszony / z pewnościąz woli sponsorów / poszukiwać sensacji w rodzaju " a u Was biją murzynów"
Niestety wydawca bredni Targalskiego nie udostępni łam swojej gazety, więc każdy pisze u siebie.
Szanowni Państwo, a jednak coś pęka w tej fasadzie. Ułożyli zamek z piasku, który wkrótce runie - zapewniam..Doprowadzę przestępców do więzienia.
Przytaczam tekst artykułu Pawła Pietkuna pt. "Wyrok", który niedawno ukazał się na łamach Nowego Ekranu.
"Kiedy pierwszy raz spotkałem się z Grażyną Niegowską wysłuchałem jej opowieści i trudno było mi uwierzyć, w tak absurdalnie wszechogarniającą kontrolę kogokolwiek ze strony wywiadu i kontrwywiadu. Szczególnie, że owa zabawa operacyjna nie dotyczyła szpiega, a zwykłej, Bogu ducha winnej, kobiety. Tymczasem im głębiej wchodziłem w temat, tym nowsze ścieżki ukazywały się moim oczom. I możliwości operacyjne, przy których podsłuch jest niewinną zabawą.
W całej sprawie najsilniej akcentowana jest obecność byłego szefa wydziału WSI w Legionowie. Nazwijmy go panem B. Dzisiaj wciąż w wojsku, z dostępem do sprzętu, którego faktyczne funkcjonowanie w Polsce udało nam się potwierdzić, zaś instrukcje obsługi tegoż nie raz publikowaliśmy na Nowym Ekranie. To urządzenia, które umożliwiają wysyłanie z cudzego telefonu sms-ów, telefonowanie w czyimś imieniu, podsłuchiwanie i nagrywanie rozmów a także przejęcie nad telefonem zupełniej kontroli. Po co? Wyobraźcie sobie, że przekopiecie telefony sędziów i prokuratorów, przeczytacie ich wiadomości, sprawdzicie do kogo dzwonią. Niech co dziesiąty będzie ukrytym homoseksualistą – już jest sposób na sterowanie wyrokami sądowymi i prokuratorskimi postępowaniami. Czy nieślubne i ukrywane dzieci. To informacje, które niejedno mogą zmienić.
Na NE informacje o takich urządzeniach publikowałem ja i Łażący Łazarz. Ja je opisałem – Łazarz tłumaczył instrukcję. Tylko w ciągu pięciu godzin po ujawnieniu urządzenia - nie miejcie wątpliwości, nie do odnalezienia z wykorzystaniem google'owskich wyszukiwarek – otrzymałem kilkanaście maili. Z czego większość przestrzegała mnie przed ujawnianiem informacji o tym sprzęcie, nakazywała usunięcie wpisu o urządzeniu, w końcu przestrzegała przed kosztownym procesem wytoczonym przez producenta (też tajnego – chodzi o sprzęt Syborg firmy Verint).
Żadne z ostrzeżeń się nie ziściło, choć przyznam, że przez kilka tygodni pracowałem nad bezpieczeństwem swojego telefonu. Przy okazji znajdując słabe punkty służb specjalnych, miejsca z których wyciekają dokumenty – ale to temat na inny artykuł.

Prymat kontrwywiadu nad Konstytucją

Historia Grażyny Niegowskiej, kiedy przeglądałem wszystkie dokumenty w tej sprawie, była zdumiewająca. I miała tylko jeden mankament budzący wątpliwości – motyw. A właściwie brak motywu. Bo na co komu zaszczucie kobiety, która jest wykładowcą akademickim i dla bezpieczeństwa państwa nie znaczy więcej, niż pani sprzątająca budynek, w którym mieszkam.
Do motywu dojdziemy na koniec – bo jednak był. Choć tak zaskakujący, że powinno to być ostrzeżeniem dla Was wszystkich bez wyjątku.
Dzisiaj skarga Grażyny Niegowskiej jest w Strasburgu. To skarga na „(...) zorganizowane praktyki niszczycielskie polegające na umyślnym doprowadzeniu do krytycznego położenia poprzez udręczanie, dewastację godności, nieludzkie i poniżające traktowanie przez policję i wojskowe służby specjalne”,wskutek których doszło do „poniżającego traktowania i karania przez Państwo, ingerencji w prawo do sprawiedliwego i rzetelnego procesu oraz do skutecznego środka odwoławczego (…)"i, w końcu, „udzielenia przez Państwa swojego autorytetu ponadstandardowym interesom służb specjalnych, uznając ich prymat nad Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej i Konwencją (o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności – przyp. Red.)”.
Skarga jest na tyle dobrze udokumentowana, że nie została odrzucona – ETPC zajmie się zbadaniem sprawy nękania obywatela RP przez polskie służby wywiadowcze przy cichej zgodzie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania.
Tylko w ciągu ostatnich sześciu lat Grażyna Niegowska wysłała ze swojego telefonu kilka tysięcy sms-ów z pogróżkami, propozycjami współżycia, z obelgami i groźbami karalnymi. Do – lekko licząc – kilkudziesięciu różnych osób, z których znała jedynie część.
- To znaczy, nie ja je wysłałam – wyjaśnia. - Wysyłano je z mojego numeru, zdalnie, w taki sposób, że nie miałam o tym zielonego pojęcia. O wszystkim dowiadywałam się po fakcie. Na przykład od swoich szefów. Było nie raz, że wzywał mnie szef i pytał czemu mu grożę, i co sobie wyobrażam sugerując, że ujawnię o nim takie, czy inne rzeczy. Problem w tym, że ja nic takiego nie robiłam. Pokazywał swój telefon, a w nim rzeczywiście wiadomość z mojego numeru. Tłumaczyłam, że to naprawdę nie ja. Sprawdzaliśmy więc mój telefon, a tam w wysłanych.... a jakże, ta właśnie wiadomość. Co mógł myśleć? Nic tylko wariatka, albo baba z tupetem. I tak traciłam jedną po drugiej pracę.

„Mam twoje teczki, palancie”

Spróbujcie udowodnić pracodawcy, że sms wysłany od was i widniejący w waszym telefonie tak naprawdę został napisany i wysłany przez kogoś innego. Prawda, że trudne? Ale nie niemożliwe. Pan B., który z taką pasją ścigał Grażynę Niegowską popełniał błędy. Zdarzało się, że również szkolne. Dzwonił i wysyłał sms-y z telefonu, kiedy rozmowy wychodzące były zablokowane ze względu na niepłacenie rachunku (- Niech pan pamięta, że ja długo byłam bez pracy – przypomina w rozmowie.). Wysyłał je z miejsca, gdzie Grażyny Niegowskiej w tym konkretnym momencie nie było – co doskonale widać w dokumentach operatora telefonicznego, który dostarczył stosowne informacje. Choć telefon meldował się w jednej stacji BTS, wiadomość wychodziła z zupełnie innej – często w ogóle obcej dla systemu operatora telefonii komórkowej.
W końcu wiadomości od Grażyny Niegowskiej zaczęli dostawać mężczyźni – w różnym wieku, ale zawsze o podejrzanej przeszłości. Proponowała im, w niedwuznaczny sposób, seks.
- Chodziło o to, żeby zrobić ze mnie nimfomankę. I skłócić ze znajomymi – opowiada. - Co zresztą parę razy skutecznie mu się udało. Choć zdarzały się sytuacje, że sms z mojego rzekomo telefonu dochodził, choć byłam w tracie spotkania z adresatem i doskonale widział, że telefonu nie używałam w tym momencie.
Dzisiaj wiem już, jak takiego sms-a wysłać. Wiem również, że na wszelki wypadek lepiej jest uprzedzić najbliższych, że sprawy istotne dla mnie i dla nich załatwiam tylko w rozmowie w cztery oczy. Wszystkie istotne sprawy – od propozycji łóżkowych i podziału majątku, przez umawianie się na kawę czy do kina a na informowaniu, o której godzinie wyjdę z pracy, kończąc.
Ostatnie lata Grażyna Niegowska spędziła w prokuraturach (w tym wojskowych) i sądach. Otarła się również o niebezpieczeństwo zamknięcia w zakładzie psychiatrycznym.
Wyjechała na zachód wykładając na uczelniach w Londynie i w Paryżu. Choć krótko, bo mimo wysokich ocen, rozwiązano z nią umowy. - Nie mam wątpliwości, że to sprawka oficera WSI. Tego konkretnego – mówi.
Podobnie, jak pobicie jej syna, które – w zamyśle sprawców – miało spowodować wycofanie spraw założonych przez Niegowską z sądów i prokuratur. Jej wrogowie dość szybko zorientowali się, że błędy które popełnili nie dadzą się wytłumaczyć. I wychodzą w dokumentach.

Pan B. nie zawsze tajemniczy

Czas na obiecany motyw Pana B., byłego szefa WSI z Legionowa, który przez wiele tygodni nie dawał mi spokoju, bo go po prostu nie potrafiłem znaleźć.
- Mieszkałam na osiedlu w Legionowie. Po sąsiedzku z tym panem. Kiedy zaczęłam się rozwodzić z mężem B. podszedł do mnie i powiedział, że mam wycofać pozew, i że rozwodów się nie toleruje – wyjaśnia. I zapewnia, że jej były już mąż nie miał z tym nic wspólnego. - Szanujemy się – mówi. - Choć nie musimy ze sobą być. Rozmawiałam z nim. Dla niego ta cała wieloletnia nagonka była nie mniejszym kłopotem, niż dla mnie. Myślę, że mój prześladowca po prostu nie przyjmuje sprzeciwu. To chory człowiek.
Tyle na dzisiaj – nie kończę tematu, bo sprawę trzeba opisać na wielu poziomach. W kolejnym odcinku wskażę dokumenty, w których widać jakie błędy popełnił ten, było nie było, oficer w części odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polski. Opiszę również historie ludzi, których sprawa Grażyny Niegowskiej uderzyła rykoszetem na zawsze wpisując ich na listę osób, którymi interesują się byłe WSI. Ujawnię w końcu samego tajemniczego pana B. Nie wprost wskazując jego nazwisko, bo jako czynny oficer kontrwywiadu nie powinien być ujawniony. Pokażę raczej dokumenty, które sam podpisywał. Spróbuję również opisać w jaki sposób można dostać się do urządzeń, przy pomocy których można z ludzkiego życia zrobić piekło".

Proszę śledzić kolejne publikacje związane z tematem. Nie wszystkie będą mogły być przeniesione na Forum Pro Milito - z uwagi na grafikę (ujawnię wykazy połączeń etc.)
Grażyna Niegowska

Dzisiaj skarga Grażyny Niegowskiej jest w Strasburgu. .........Skarga jest na tyle dobrze udokumentowana, że nie została odrzucona – ETPC zajmie się zbadaniem sprawy nękania obywatela RP przez polskie służby wywiadowcze przy cichej zgodzie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. ..........
To właściwe gdzie jest ta skarga? W Strasburgu ma siedzibę Europejski Trybunał Praw Człowieka. ETS - zaś - ma siedzibę w Luksemburgu. Obydwa Trybunały zajmują się absolutnie innymi sprawami. Niedopuszczalnym jest skarżenie naruszenia praw i podstawowych wolności, zapisanych w Konwencji o Ochronie Praw i Podstawowych Wolności do Strasburga, jeżeli skargę na niezgodność prawa krajowego z ratyfikowanym prawem europejskim wniesiono do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Zarejestrowanie i nadanie numeru ewidencyjnego skardze ( z przesłaniem zawiadomienia i kodu kreskowego) nic nie gwarantuje. Autor artykułu powinien o tym wiedzieć. O "nieodrzuceniu" skargi można powiedzieć dopiero wtedy, gdy ETPCz zakwalifikuje skargę do rozpoznania i skieruje na etap komunikacji skargi = prześle do Ministerstwa Sprawiedliwości RP z wnioskiem o zajęcie stanowiska. Czego Pani Niegowskiej serdecznie życzę, ale rozpocznie się wtedy bardzo długi, nerwowy, kosztowny i bardzo niepewny dla niej proces. ( w co - osobiście - bardzo wątpię).
Szanowni Czytelnicy, skarga została złożona przeze mnie w ETPC w Strasburgu w dniu 02 stycznia 2010 r. Wysłałam ją z Pragi Czeskiej, w obawie przed ingerencją przestępców w zawartość załączników. W dniu 09 lutego 2010 r. skarga została przyjęta - bez zastrzeżeń ze strony Wysokiego Trybunału - i oczywiście zarejestrowana. Jak słusznie zauwazył jkasper, to dopiero początek zmagań, ale ja jestem długodystansowcem (pływałam na długie dystanse).
Od tamtej pory (09.02.2010) dosyłam do ETPC nowy, istotny materiał dowodowy, włączając w to m.in. nagrania z rozpraw, przesłuchań w prokuraturze i na policji oraz z rozmów dotyczących sprawy. Używając wojskowego języka, na potwierdzenie stawianych Rzeczypospolitej zarzutów mam ciężką amunicję.
Zainteresowanym podaję sygnaturę sprawy: ECHR-LPo.11.1R; Mz/AMJ/ro, akta nr 2424/10. Biorąc pod uwagę pozyskane ostatnio dowody, znacznie wzmacniające zasadność skargi, nie mam nawet cienia wątpliwości, że skarga znjadzie swój finał w postaci zakomunikowania pytań polskiej stronie. Proszę czytać kolejne artykuły w sprawie.
Pozdrawiam serdecznie i przywołuję kilka wpisów z dyskusji znajdującej się pod artykułem "Wyrok" w Nowym Ekranie.

skomentuj Grażyna Niegowska 07.03.2012 17:16:47
@Płk Kufel 13:45:54
Dane pułkownika B., którego płk. Kufel był uprzejmy nazwać "Bydlęciem", czytelnik Nowego Ekranu z łatwością znajdzie w moich artykułach, publikowanych na łamach Nowego Ekranu. Proponuję na początek tekst pt. "Cuchnący z daleka". Bardzo pana lubię panie płk. Kufel.

@Mirek 12:42:33
Pułkownik B. nie działał na własną rękę, ponieważ współpracował z kolegami z policji i z prokuratury. Zaś gdy jeden z sędziów chciał się wyłamać (sprawa sygn. akt IIK 453/08 Sąd Rejonowy w Legionowie !), zezłoszczony pułkownik B. nazwał sędziego "Ciotą", w trakcie rozprawy. Wielokrotnie informowałam przełożonych pułkownika B. o tym, co ten bydlak robi. Przełożeni doskonale wiedzieli; nie tak trudno odpowiedzieć na pytanie: dlaczego kryli B. Sami kręcą własne lody i nie chcą, że jakiś B. czy P. kiedyś się do nich wtrącał. Towarzystwo wzajemnej adoracji.
Stąd sytuacja, że przełożeni B. nie chcieli wysłuchać moich argumentów, a dowody, które dostarczałam, były lekceważone także przez prokuraturę.
B. był bardzo pewny siebie, bezkarny i przekonany, iż sprawa nie ujrzy światła dziennego; wszak nawet Dziennikarze, którzy zajmowali się sprawą (lub byli nią zainteresowani) otrzymywali groźby albo byli w inny sposób zniechęcani.
Zacytuję fragment groźby, którą niedawno otrzymał dziennikarz TVN: "uderzą w kichy i jaja, nawet łeb zachaczą...".
Dlatego Paweł Pietkun jest dla mnie bohaterem.
Ufam, że Minister Jacek Cichocki zadba o nasze bezpieczeństwo !!

Znam sprawę więc siedziałem cicho
Ale czekam Paweł na ciąg dalszy i dalsze komentarze, bo potem będzie jeszcze ciekawiej i jeszcze tragiczniej
nadużycie link skomentuj Łażący Łazarz 07.03.2012 23:02:28

@Mirek 12:42:33
Dziękuję za komentarz. Ufam, że sprawiedliwości stanie się zadość. Prokurator podjął już czynnosci. W moich licznych publikacjach, które ukazały się w l. 2011 - 2012 na łamach Pro Milito i Nowego Ekranu, a także w publikacjach Pawła Pietkuna ("Syborg - wielka tajmenica państwa", "Wyrok") i Tomasza Parola ("Inwigilacja przez komórkę - instrukcja obsługi") przytoczone zostały istotne fakty, wywołujące uzasadnione wątpliwości co do legalności postępowania oficerów/funkcjonariuszy służb specjalnych (nie wyłączając policji). Pragnę zatem przypomnieć, że (w świetle obowiązującego prawa) osoby zajmujące kierownicze stanowiska i sprawujace nadzór nad czynnościami operacyjno-rozpoznawczymi, które powzięły wiadomości o działaniach niezgodnych z prawem i nie podjęły czynności zmierzających do rzetelnego wyjaśnienia zasygnalizowanych faktów oraz do zaprzestania takich działań, odpowiadają karnie, m.in. z art. 231 par. 1 k.k. Zarzut bezczynności rozciąga się w tym konkretnym przypadku także, a może przede wszystkim, na Prezesa Rady Ministrów, o czym mój pełnomocnik prawny poinformował niedawno Sąd Rzeczypospolitej.
Mam do wszystkich Czytelników prośbę; nie łączcie mojej sprawy z żadną opcją polityczną, z żadnymi grupami interesów, czy z jakimikolwiek Decydentami. Nadawanie sprawie kryminalnej wymiaru politycznego może mi i moim bliskim istotnie zaszkodzić (casus Barbary Blidy). Sprawa jest tylko i wyłącznie kryminalna. Stan faktyczny, ustalony na podstawie bagatego materiału dowodwego jest jednoznaczny i pokazuje, że oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego naruszył kodeks karny w sposób precedensowy, a państwo - nie wiedzieć dlaczego - stanęło w obronie tego oficera. Jednak dowody pozyskane zupełnie niedawno wywołały zmianę postawy WPG w Warszawie, skutkującą wszczęciem śledztwa sygn. akt PG. Sl. 11/12. Takie podejscie prokuratury wojskowej może tylko cieszyć. Sygnaturę sprawy podaję także po to, aby wszyscy, którzy mają wiedzę na temat czynów karnie zabronionych, których dopuścił się ich zdaniem płk. Krzysztof B., mogli bez strachu i bez obawy o zemstę (ze strony tego frustrata) zgłaszać się do WPG w Warszawie.
Poszukując odpowiedzi na pytanie: Dlaczego jest takie bezprawie? przytaczam fragment artykułu Pawła Pietkuna "Oskarżenie"

"Oficera, którego działania opisałem w pierwszym odcinku serii poświęconej służbom specjalnym określałem anonimowo jako pana B. To czynny żołnierz, jak każdy wystawiony na pierwszą linię frontu, co jakiś czas zmagający się z alkoholem. Dobrze zbudowany i apodyktyczny. Opis ma znaczenie dla dalszej części tekstu – zaraz zrozumiecie, dlaczego.
Po rozmowach z informatorami miałem wątpliwości na ile głęboko mogę zanurzyć się w świat służb specjalnych po to, żeby to, co tam znajdę ujrzało światło dzienne. Pomijając sprawę dokumentowania wiedzy, która w większości opiera się na papierach z pieczęcią „ściśle tajne”, to również kwestia ujawnienia danych osobowych oficera Służby Kontrwywiadu Wojskowego. W jednym z komentarzy pod poprzednim tekstem na ten temat działalności służb specjalnych w Polsce, która w sposób oczywisty godzi w interesy przeciętnego obywatela i stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju, spotkałem się z zarzutem, że podawanie jedynie inicjału opisywanego przeze mnie oficera czyni tekst mniej wiarygodnym. Być może – nie dlatego jednak opierałem się na inicjale, że nie znałem tego nazwiska, ale dlatego, że miałem wątpliwości, czy czynnego oficera służb można tak publicznie „odsłonić”. Dzisiaj to nazwisko ujawniam – poprzez publikowanie dokumentów, których istnienie sam zainicjował. Na ile absurdalne to dokumenty? Oceńcie sami.
Gwoli przypomnienia – ów oficer używając sprzętu marki Syborg przejął kontrolę nad telefonami Grażyny Niegowskiej m.in. wysyłając z jej numeru sms-y, po których traciła jedna po drugiej pracę i przyjaciół. To przypomnienie nie jest bez znaczenia dlatego, że ów oficer – Krzysztof Badeja – wysłał do siebie sms-y z groźbami z numerów Grażyny Niegowskiej tylko po to, żeby sprawą zajęła się prokuratura stawiając Niegowską w stan oskarżenia o to, że kierowała pod jego adresem „groźby karalne pozbawienia życia, które wzbudziły u niego uzasadnione obawy spełnienia”.

Widzicie już? Drobna kobieta nie jest i nie będzie nawet w kategorii wagowej oficera Badei (wspomniałem już, że jest dobrze zbudowany). Nie mówiąc już o braku stosownego wyszkolenia w eliminowaniu swoich wrogów w sensie fundamentalnym. Mimo to postawienie jej zarzutu karnego skutecznie uniemożliwiać miało prowadzenie poszukiwań pracy (z poprzedniej wyleciała, bo z jej telefonu trafiło do jej szefa kilkanaście sms-ów. Nie tylko obelżywych). To wszystko przy wykorzystaniu urządzenia, które z waszymi telefonami może zrobić praktycznie wszystko. I choć jest bardzo dyskretne, przy odrobinie determinacji jego działanie w polskich sieciach komórkowych da się wykryć.
Syborg nie jest dostępny w powszechnej sprzedaży – w ten sposób jego producenci oszczędzili sobie milionów maili z pytaniami o możliwość jego zakupu. Zresztą ideą skuteczności takich maszyn jest niewiedza o ich istnieniu. A rynek jest i tak duży – służby specjalne i organizacje przestępcze dadzą niemało, aby móc posługiwać się urządzeniem, które jest nie tylko kombajnem podsłuchowym, ale pozwala na przejmowanie telefonów wroga. Jego podstawowa wersja to koszt rzędu dwóch milionów złotych.
Idący tym tropem sprawdziłem, czy rząd RP kiedykolwiek angażował się finansowo w zakup takiego sprzętu. Wydatki na służby specjalne są oczywiście wydatkami pozabudżetowymi. To znaczy nie ma ich w budżecie państwa, nie mają do nich dostępu posłowie głosujący nad ustawami. Pewnie o wewnętrznych budżetach tych służb wie również niewiele sam Donald Tusk – a to dlatego, że muszą one gros swojej działalności finansować same. Dwa miliony wydane na urządzenie Syborg to dwa miliony pozyskane w sposób niekoniecznie legalny. Z handlu bronią, narkotykami, z porwań? Czy tak to się odbywa w przypadku polskich służb? Tego nie wiem. Ze źródeł, z którymi rozmawiałem w tej sprawie, większość wskazywała, że tak. Choć, co naturalne, żadne nie zgodziło się udokumentować tego. Moje wątpliwości rozwiała rozmowa, którą kilka lat temu odbyłem podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy z Asłambekiem Asłachanowem, doradcą Władimira Putina do spraw bezpieczeństwa wewnętrznego. - Służby muszą tak działać – tłumaczył mi. - Robią wszystko starannie, zamazując ślady, tak aby oficjalnie nigdy ich z czymś takim nie powiążą. Myślisz że polskie działają inaczej? Generalnie starają się nie działać w ten sposób na swoim terytorium.
Skoro już wiemy, że służby III RP ślizgają się po paragrafach, czas na pytanie, czy ktokolwiek kontroluje sposób wykorzystywania przez nich narzędzi?
Bo przecież historia Grażyny Niegowskiej pokazuje, że prywatna gra oficera osiąga niewyobrażalne efekty nie z powodu jego wyjątkowych zdolności, ale dlatego, że ma dostęp do służbowego sprzętu nieosiągalnego w przypadku przeciętnego człowieka. Oficerowie popełniają błędy. Krzysztof Badeja popełnił ich wiele – stąd dzisiaj mogę napisać, kto jest szwarccharakterem tej historii. Nie dość, że dał się imiennie wskazać przez swoją ofiarę, to doprowadził do ujawnienia sprzętu, jakim posługuje się wywiad i kontrwywiad wojskowy.
Sprawa Grażyny Niegowskiej nie jest zakończona – ani też nie ujawniliśmy wszystkich jej aspektów. Na to przyjdzie czas w kolejnych odsłonach.
Nie jeden Krzysztof Badeja popełnia pomyłki. Zwróćcie uwagę na dokument, który trafił do mnie, a dzięki któremu możemy lepiej zrozumieć na czym polegały afery paliwowe ostatnich lat. Kim był dla polskiej polityki i biznesu szpieg-legenda, czyli Władimir Ałganow? Ale – ta pomyłka innego oficera - to historia na zupełnie inny tekst".

CDN...

skomentuj Średnia ocena: 5.0 (3 głosy)

KOMENTARZE
skomentuj
Pomijam już tą dołującą każdego normalnego człowieka treśc artykułu
... to zwracam uwagę, że w związku z istnieniem takich urządzeń jak Syborg, żadne elektroniczne dokumenty nie mogą byc dowodem w jakichkolwiek sprawach sądowych ale także innych.
A tak na marginesie: Ileż to muszą wycierpiec ludzie pokrzywdzeni przez takich zwyrodnialców a potem jeszcze przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości. To się nie kojarzy z niczym innym, jak tylko z jakąś perfidną okupacją
nadużycie link skomentuj Jan Paweł 14.03.2012 13:53:58

c
Bardzo ważne jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie-dlaczego jest takie bezprawie? Analizując sytuację i w tym kontekście spoglądając na dyskusje na tym forum, to trzeba powiedzieć otwarcie, że chętnych do wychylenia się i wyrażenia własnego zdania nie było zbyt wielu. Z pewnością duży wpływ miały tu troski czytelników, zajętych własnymi pozwami, którymi usiłowano „zniszczyć „WBE. Jednym słowem każdy sobie rzepkę skrobie.

W tym samym czasie człowiek w żołnierskim mundurze wykorzystywał możliwości techniczne sprzętu oddanego do dyspozycji SKW, do rozprawiania się ze swoim „wrogiem osobistym”. Najbardziej karygodnym jest to, że odbywało się to wszystko za wiedzą przełożonych tego człowieka w mundurze,/ któremu przyznano zbyt duży stopień wojskowy / przy otwartej dyskusji na forach internetowych i w gazetach, w których winny tego stanu rzeczy czuł się jak bohater, lekceważąc wszelkie zasady przyzwoitości.

Ciekawym będzie, gdy zapadnie wyrok w ETPCz.

Były Szef tego pożal się Boże oficera otwarcie powiedział, że oficer ten nie powinien w ogóle nosić munduru WP. (Na razie włos z głowy mu nie spada (oprócz tego, że go przenieśli do Lublina); oficer dalej atakuje mnie w sposób niegodny munduru WP: dokonując licznych prób ośmieszania mnie na forum NE, składania kolejnych zawiadomień do prokuratury (ponoć ostatnio miał dostawać ode mnie nękające sms- y i groźby karalne), straszeniem mnie badaniami psychiatrycznymi, tudzież procesem cywilnym o naruszenie dóbr osobistych tego oficera. Mam poważne wątpliwości, czy wymiar sprawiedliwości karnej dostrzeże skalę i skutki przestępstw, których dopuścił się ten oficer. W każdym razie w Strasburgu wstydzić się będzie Polska, a nie ten oficer.
W związku z szykanami nakierowanymi na dziennikarza stacji telewizyjnej TVN, który zajmował się dokumentowaniem sprawy, którą upubliczniam, napisałam artykuł skierowany do wymiaru sprawiedliwości karnej w Polsce. Ale nie tylko....

Artykuł ukazał się na Nowym Ekranie, poniżej znajduje się przedruk.

"Dziennikarzowi TVN, który dokumentował sprawę objętą postępowaniem sygn. akt PG.Śl 11/12 (Warszawska Prokuratura Garnizonowa w Warszawie), dotyczącym m.in. przekroczenia w okresie od 2005 do 2012 r. "uprawnień przez funkcjonariusza publicznego - ustalonego żołnierza w stopniu pułkownika ze Słuzby Kontrwywiadu Wojskowego i działania na moją szkodę poprzez bezprawne uzyskiwanie informacji mnie dotyczących wskutek posługiwania się urządzeniem podsłuchowym typu IMSI Catcher", wpisano niedawno sms-a następującej treści (cytuję za oryginałem):

"Uderza w kichy i jaja nawet leb zachacza to zbyt malo zeby zapomniec kim byli chcieli u swojeg mulkkjtl okryc siebyli i co znacku hwale tym co ostatnio odeszli i onstalo psdr brt".

Dziennikarz TVN powiadomił mnie o treści dziwnego sms-a czytając ją wprost z folderu "utwórz wiadomość" (tam przestępcy ją zostawili). Nie od razu zrozumiałam istotę przekazu - z przyczyn, które z łatwością zauważy każdy czytający. Wiadomość trafiła także do Redakcji Nowego Ekranu i do osób, które znają się na pracy operacyjnej służb specjalnych. Opinia tych osób jest zbieżna z moją. Otóż mamy do czynienia z precedensową sprawą, której ucina się łeb od chwili, gdy zawiadomiłam prokuraturę. Mamy do czynienia ze sprawą, która - żyjąc od 2005 r. własnym życiem - pożera kolejne ofiary.
Dziennikarz TVN jest niepoślednią ofiarą Słuzby Kontrwywiadu Wojskowego, ponieważ przestępcy uderzyli z pełną premedytacją w jego słabe strony (skąd je znali?!).`Dziennikarz przestraszył się do tego stopnia, że nie ukrył tego zdarzenia i (na szczęście) powiadomił mnie o zajściu; wiedział, że mogę mu wytłumaczyć, w jaki sposób umieszczono wiadomość sms w jego telefonie - bez jego wiedzy. Pomogliśmy razem - ja i Redakcja Nowego Ekranu.

Po kilku jeszcze mniej spektakularnych próbach przestępcy zostawili Dziennikarza w spokoju; pogrozili mu, co prawda, utratą pracy, gdyby dalej grzebał w sprawie, doprowadzili do kilku kłótni z żoną, ale skończyło się tylko na nieukrywanym strachu.

Nam pozostał wielki niesmak. Nie tylko po treści wiadomości umieszczonej w telefonie Dziennikarza, nie tylko po bandyckiej metodzie pracy funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego, nie tylko po stylu pełnienia służby w imieniu Rzeczypospolitej, ale głównie po hucpiarskim poczuciu bezprawia.

Dziennikarz TVN nie był pierwszym, który zainteresował się sprawą, którą od pewnego czasu upubliczniam. Byli o niej informowani najważniejsi dziennikarze śledczy w kraju. Oni także dostawali sygnały, aby zaniechać, aby nie grzebać. Dziennikarze, którzy pojawiają się na pierwszych stronach gazet, odstępowali. Podobnie, jak wstrzymywali się od dokumentowania sprawy porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika - na wstępnym etapie dramatu.
Dziennikarz TVN był inny; obdarzony wysokim poziomem emaptii widział rozmiary
szkód, które wyrządzili i wyrządzają przestępcy ze Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Nie mógł się pogodzić z tym, że są bezkarni, ponieważ mają metody, aby straszyć - polityków, dzienniarzy, prokuratorów, sędziów..... Dziennikarz nie mógł się pogodzić, że siła tych ludzi nie ma nic wspólnego z ich rozumem, a jedynie z obezwladniającym ich ofiary strachem. Strachem umiejętnie dawkowanym, bo przecież ataki na Dziennikarza były dawkowane; zaczęły się tuż po grudniowym (2011) spotkaniu w kawiarni "Blikle" na Kabatach (vide: "A ja sobie jeszcze trochę poczekam", Nowy Ekran).

Dziennikarz tak zrelacjonował działania przestępców w notatce dla prokuratury wojskowej (było to jeszcze przed wpisaniem mu sms-a o treści jak wyżej):
"Piaseczno (....) 12.02.2012. Ja (....) dziennikarz TVN dowód osobisty (....) , PESEL (......) oświadczam, że w czasie przygotowywania programu poświęconego systemowi i urządzeniu do inwigilacji telefonów GSM stosowanych przez służby specjalne otrzymałem sms, który - jak się okazało potem - odszukałem nie w skrzynce odbiorczej, ale w menu wysyłanych przez mnie sms - ów. W tej chwili zniknął jakikolwiek ślad po tych działaniach w moim telefonie.
Zrobiłem jednak innym telefonem komórkowym zdjęcia tych smsów i gdzie sie pojawiały. Informuję dodatkowo, że mój przyjaciel użalał się, że wydzwaniam do niego z telefonu o zastrzeżonym numerze (!) i podawał godziny połączeń; w tym czasie nie dysponowałem takim telefonem i byłem na spotkaniu rodzinnym, do nikogo nie dzwoniłem. Wszystkie wydarzenia miały miejsce w ciągu ostatnich 3 tygogni, ewntulanie miesiąca. W tym czasie zajmowałem się dokumentowaniem sprawy Grażyny Niegowskiej. Potwierdzam prawdziwość tej notatki, z wyrazami szcunku (.....) - adres zameldowania (........), adres korespodencyjny (...) , tel.(....) cell (....)".

Prokurator załączył notatkę do materiału dowodowego.

Szefostwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego ma poważny problem: nie można mnie zabić, bo to już nic nie da; nie można sprawy zamieść pod dywan, ponieważ jest o niej głośno i będzie coraz głośniej; podejmowane przez SKW próby pozbawiania mnie wiarygodności odbiły się rykoszetem na tej formacji, a dowody z klauzulami tajności wyciekają z instytucji jak woda źródlana. Na dodatek prokurator wojskowy dostrzegł powagę sprawy. Godność tej instytucji została naruszona przez (nazwijmy rzecz po imieniu) gnojków ukrytych pod maskami funkcjonariuszy publicznych, tudzież pod pseudonimem QIU PRO QUO, pod numerami telefonów operacyjnych i pod treściami wiadomości sms wpisywanych Bogu ducha winnym ludziom.

A przecież mogło do tego nie dojść - i wiele uczyniłam, aby zatrzymać szczególnego rodzaju emocje oficera operacyjnego "B", który w międzyczasie nerwowo nie wytrzymał i zdemaskował się na łamach Nowego Ekranu. Wiele uczyniłam, aby opróżnić rezerwuar niechęci, nieustannie napełniany przez "B" w czasie trwania procederu (vide: Paweł Pietkun:"Syborg - wielka tajemnica państwa", "Wyrok", "Oskarżenie").

Wiele uczyniłam, aby reputacja mojego kraju nie legła w gruzach z tego powodu, że oficer operacyjny "B" otrzymał od swoich szefów specjalne uprawnienia do naruszania mojej prywatności poprzez użycie technik i metod pracy operacyjnej. Otrzymał je pomimo, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie ma wobec żon oficerów Wojska Polskiego żadnych ustawowowych uprawnień, które pozwalałyby na wkraczanie w ich prywatne życie.

Gdyby oficerowi "B" starczyło wyobraźni, o którą apelował płk. Edward J., pełniący obowiązki szefa Oddziału Dochodzeniowo-Śledczegego Żandarmerii Wojskowej w czasie, kiedy zawiadomiłam wojskowe organy ścigania o działalności "B" (2005 r.) oraz gdyby organom ścigania starczyło woli, determinacji i odwagi, by rzetelnie prowadzić postępowania, byłoby inaczej.

Nie byłoby zobojętnienia, tępoty, udawania, kulenia ogona.

Niestety, w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego nie wymyślono przepisu na zdrowy rozsądek. Służba ta ma w nosie wszelkie przepisy. Zamiast przepisów ma przecież Syborga. I niech im tylko ktoś podskoczy. Wówczas potraktują go jak Dziennikarza TVN, albo jak zagubionego sędziego, z którego "B" zamierzał zrobić "ciotę", gdyby ten nie był posłuszny i wydał niewłaściwy wyrok...
Tak, tak, sędzia był młody i ambitny. Mogli go zniszczyć w ciągu trzech tygodni.

Fatalny pomysł oficera operacyjnego "B", nonszalanckie traktowanie, despotyzm, a przede wszystkim deficyt wyobraźni, wywołał trudny do przewidzenia przez "B", a potem przez decydentów, łańcuszek wydarzeń, które można zatrzymać już tylko w jeden sposób: Prokurator Generalny powinien wrócić do umorzonych postępowań,
przyjrzeć się zlekceważonym dowodom, lapidarnie ocenianym faktom. Prokurator winien zapoznać się z materiałami operacyjnymi, które właśnie wyciekły i są ogólnie dostępne, a potem porozmawiać ze mną i poznać mnie; wszak dobrze byłoby wiedzieć, że nie jestem osobą, którą na potrzeby swojej operacyjnej fikcji stworzył oficer "B".

Prokurator Generalny i Minister Sprawiedliwości powinni się dowiedzieć, że zostałam skrzywdzona przez bezwzględnego oficera operacyjnego "B", który jest przestępcą, lecz który nie został prawomocnie skazany tylko dlatego, że posługuje się Syborgiem i innymi technikami pracy operacyjnej, a ponadto, o zgrozo ! jest kryty przez przełożonych.

Nad moim życiem zawisło niebezpieczeństwo trwałej biedy i marginalizacji z powodu przestępczych działań oficera Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Dlatego mam prawo oceniać, ujawniać, publicznie głosić, żądać, domagać się.

Mleko się rozlało, tajne teczki wyciekły. Nie pora, Panie generale Januszu Nosek, na kulenie ogona i na rejteradę. Jeśli się posuwa za daleko w imię władzy, to wcześniej czy później się tę władzę straci. A z władzą straci się być może twarz; bo maska twarzy już nie ochroni.

Sprawa, którą nagłaśniam, jest szyta ściegiem służb, a nie interesem państwa. Jeśli nie zechce Pan zrezygnować z atrybutów swej władzy i w dalszym ciągu będzie Pan wpływał na pracę organów ścigania i ze mnie drwił, to zapewniam Pana, że z czasem trafi Pan pod międzynarodowy osąd. Oni się nie zlękną ani Pana, ani będącego w Pana dyspozycji Syborga.

Na razie publikuję na łamach polskich portali internetowych, ale wkrótce, po umieszczeniu w internecie materiału dowodwego, zacznę publikować na portalach zagranicznych. A właściwie nie tylko na portalach; nie wykluczam artykułów dotyczących tej precedensowej sprawy w renomowanych, zagranicznych tytułach.

Ale o tym jeszcze będzie mowa".
http://kontra.nowyekran.pl/post/59668,apel-do-anonymousa